2015-04-26

手抓饭 posiłek ręką łapany

Zawsze myślałam, że na takie cuda to mogę trafić co najwyżej w Indiach i Malezji, a nie w moich poczciwych Chinach. Chińczycy gardzą przecież spożywaniem posiłków bez użycia odpowiednich narzędzi. Odpowiednie są tylko pałeczki. No, ewentualnie łyżki. Już widelec i nóż są barbarzyńskie, a wkładanie czegokolwiek do buzi prosto z ręki jest absolutnie niedozwolone. Zapewne w chińskiej wyobraźni pojawia się wtedy idea Chińczyka grzebiącego w półmisku z kurczakiem gongbao albo wieprzowiną w sosie słodko-kwaśnym, który następnie oblizuje palce, by jeszcze później znów do tego półmiska sięgnąć. Gdyby posiłek faktycznie miał tak wyglądać, to i ja bym zrezygnowała.
Czymś zupełnie jednak innym jest posiłek ręką łapany w wersji dajskiej. Na wielgachnych bambusowych tacach układa się dokładnie wymyte liście bananowca, które służą za podkładkę. Na tej podkładce układa się ryż kleisty - ten lekko słodkawy gatunek ryżu tak popularny w Tajlandii i u naszych Dajów. Na nim z kolei ląduje szeroko pojęta reszta. Są to rozmaite mięsa - na przykład pieczony boczek, ugotowany i wymieszany z ziołami kurczak na zimno, rozbita w moździerzu ganba. Są i warzywa: sałatka z pędów bambusa na ostro, rozmaite "chwasty", świeże i po obróbce termicznej, pikle itd. Są też przegryzki w stylu "chipsów" z prażonej wieprzowej skóry czy smażone fistaszki. Danie to widziałam wiele razy w trakcie wesel i różnych uroczystości dajskich, ale sama nie miałam okazji spróbować. Przecież nie zamówię tych wszystkich frykasów dla mnie jednej!
Właśnie dlatego tak się ucieszyłam, gdy niedaleko nas, przy ulicy Kultury 文化巷, powstała knajpa specjalizująca się w 1-, 2- i 4-osobowych shouzhuafanach.
Poszliśmy.
Dostaliśmy śliczne mięska i warzywa na przepysznym ryżu, a na deser - owoce. Dostaliśmy także - uwaga, uwaga! - po jednorazowej rękawiczce, przy pomocy której mogliśmy spożyć posiłek bez używania sztućców.
Zasada jest taka: chwytasz ryż z czymś, ugniatasz w kulkę, która się nie rozpada (jest łatwo, bo ryż jest kleisty) i wsadzasz ją do dzioba, starając się, by nic Ci nie wypadło. Proporcje dobierasz samodzielnie, ale wiadomo - trzeba pozwolić innym biesiadnikom skosztowania każdego delikatesu, więc przynajmniej na początku lepiej trochę opanować łakomstwo. Akurat tak się złożyło, że ZB i ja kulinarnie się doskonale uzupełniamy, więc wmłóciliśmy dwuosobową porcję bez problemów, zostawiając niemal czyściusieńkie liście bananowca. Było pysznie i stosunkowo niedrogo. Ale przede wszystkim - warto spróbować tego sposobu jedzenia, bo można poznać ciekawe dajskie smaki w niewielkiej ilości. A spożycie tradycyjnego, dwunastoosobowego posiłku ręką łapanego to okazja nadarzająca się niestety nader rzadko...

2 komentarze:

  1. To jedzonko wygląda przepięknie, jeżeli smakuje, tak jak wygląda to tylko pozazdrościć możliwości dostępu do takich pyszności.O i niechcący wierszem piszę.Dziewczyno kochana,mam wielką prośbę( wiem,że Twój Ci On),ale ponagrywaj trochę, tego swojego wspaniałego męża ,grającego na tym zachrypłym cudownie saksofonie i daj nam się cieszyć tą muzyką.Z wyrazami szacunku Noneczka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale on się rzadko daje nagrywać... :( Też bym go chętnie pouwieczniała dla potomności, a ZB zawsze wtedy strasznie narzeka, więc mogę to robić tylko po kryjomu...

      Usuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.