Nie wiem, czy wiecie, ale właśnie dziś jest Międzynarodowy Dzień Herbaty. Z tej okazji pierwszy od dawna wpis herbaciany. W dodatku - dziś będzie nie o herbacie chińskiej, a cejlońskiej, co jest o tyle sensowne, że tu raczej się z obchodami Dnia Herbaty nie spotkałam. Albo inaczej: tu codziennie jest dzień herbaty.
Od razu powiem: nie bardzo przepadam za cejlońską herbatą. W sprzedaży dostępne są przede wszystkim rozmaite mieszanki i mocno poniszczone w trakcie obróbki herbaty czarne. Dla chińskiej herbaciarki, która jakość herbaty ocenia przede wszystkim po wyglądzie i stanie liści, takie "zmiotki z podłogi" to żadna gratka. Zwłaszcza, że zazwyczaj nadają się tylko do jednokrotnego parzenia, albo... na prezent dla kogoś, kto takie herbaty lubi.
Z tym większym zdumieniem przywitałam królewski dar od jednej z Cioć, w dodatku całkiem nieherbacianej. W maleńkim pudełku znajdowała się perła wśród pereł - Złote Koniuszki, czyli najlepsza cejlońska biała herbata, rzadko spotykana, wytwarzana zaledwie na kilku plantacjach, a przez to okropnie droga. Składa się niemal wyłącznie z pokrytych białym puszkiem długich pędów; od białych herbat chińskich różni się lekko owocowo-miodowym aromatem. Akurat ta nasza pochodziła z Błękitnych Pól Herbacianych i mogę ją z ręką na sercu polecić każdemu herbaciarzowi.
Herbaty nie są tradycyjnym napojem Cejlończyków. Dopiero Brytyjczycy, gdy już ukradli sadzonki herbaciane Chińczykom, zaczęli obsadzać nimi tereny, nad którymi sprawowali kontrolę. Nie wiedzieli oni jednak, że z tych samych krzaczków herbacianych można stworzyć każdy rodzaj herbaty; umieli tylko wytwarzać czarną i taka właśnie była wytwarzana na Cejlonie. Zresztą - może nawet umieli wytwarzać inne, ale im nie smakowały? Nie od dziś wiadomo, że europejskim podniebieniom bardziej przypadła do gustu mocna czarna herbata, oczywiście posłodzona, niż delikatne herbaty zielone czy białe. Dopiero w ostatnich latach ludzie uczą się parzyć i pijać różne typy herbat... Ale odeszłam od naszego cejlońskiego złota.
Pochodzi ono z krzewów herbacianych rosnących na wysokościach między 2200 a 2500 m.n.p.m. Pędy na Złote Koniuszki zbiera się ponoć tylko raz do roku, oczywiście tylko ręcznie. Następnie, również ręcznie, leciutko się je roluje i pozostawia na słońcu, by zwiędły i wyschły.
Tak przygotowane liście możemy wielokrotnie parzyć w wodzie o temperaturze około 70-80 stopni. Ja oczywiście zaparzyłam ją na sposób chiński, w gaiwanie.
Wiele parzeń, miodowy kolor... To było bardzo miłe herbaciane popołudnie.A z okazji Międzynarodowego Dnia Herbaty życzę Wam takich często!
Coz nie dziwie sie XVII wiekcznym Europejczykom, pamietam, ze czytalam gdzies pamietnik jednej z owczesnych pan, ktora probowala pic chinska herbate, a nie czarna i twierdzial, ze to wyglada i smakuje jak parzone siano. I chyba musze jej racje przyznac, bo zielone i biale herbaty nie maja tej mocy i smaku, ktory daje fermantacja. Czasem wypije inna niz czarna, ale jednak ona, slodzona czy tez nie, ale najlepiej z bergamotka, to ulubiony napoj Europejczykow.
OdpowiedzUsuńChętnie poczytałabym taki pamiętnik :D Mała poprawka: herbaty czarne nie są fermentowane, tylko oksydowane. Niestety w dużej części literatury herbacianej te pojęcia się myli. Tym niemniej: do fermentacji potrzebne są drożdże, grzyby, te rzeczy. W czarnych herbatach nie występują. Czarne herbaty są tylko oksydowane, a fermentowane są np. pu'ery.
Usuń