2013-05-30

ciasto z morwami 桑子蛋糕

Mąż kupił piekarnik. Podobno dla mnie. Oczywiście, to on jest głównym pożeraczem stwarzanych przeze mnie potraw, więc niech nie udaje takiego dobrego.
Ad rem.
Piekę ciasta. Uwielbiam to! Ta satysfakcja, kiedy udaje się stworzyć coś z niczego, ta radość, kiedy smakuje. Ta nutka ryzyka, bo zawsze trochę modyfikuję przepis podstawowy. Ten zapach, unoszący się w całym mieszkaniu (nie żeby mieszkanie było specjalnie duże...). Te miłe godziny obżarstwa: ciasto do kawy, ciasto zamiast śniadania, ciasto bez okazji :)
Przepis na ciasto jest maminy - w internecie łatwo znaleźć, chodzi o takie półkruche, jak choćby spód do szarlotki.
Zamiast jabłek dodałam jeżynki. Morwy znaczy. Naprawdę można się pomylić, nawet mój tato nie rozpoznał na pierwszy rzut oka. U nas najpopularniejsze są owoce morwy czarnej, faktycznie zbliżone do jeżyn, i wyglądem, i smakiem.
Ciasto...
Przyjaciele mojego Pana i Władcy wzięli na wynos. Całość. Po całym mieszkaniu szukali, czy nie ukryłam gdzieś jeszcze kawałka. Zostało tylko wspomnienie - i zdjęcie:

4 komentarze:

  1. No, no...
    Czyli morwa to nie tylko jedzonko dla jedwabników :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. całe szczęście my jemy owoce, a nie liście :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyli co, do końca życia będę wykpiwana ze względu na kurczaki polne i jeżynki?
    (wiesz, jak Ci się znudzi to masz jeszcze jedno: kiedyś się kłóciłam z panią w ZOO w Krakowie; osiołek... kucyk... osiołek! kucyk! aż w końcu zabrała dziecko, byle dalej od furiatki, a ja w końcu znalazłam tabliczkę 'osiołek')

    OdpowiedzUsuń
  4. to nie jest kpina, tylko... o, mam: intelektualny memorial hall :D

    OdpowiedzUsuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.