Moje Małe Moi: Dzień dobry, chciałabym stąd wynieść świstki, potrzebne do zawarcia ślubu za granicą.
Bardzo Miła Pani Urzędniczka, wyciągając grubą knigę zasad obowiązujących w różnych państwach: a w jakim kraju zamierza Pani wyjść za mąż?
MMM: w Chinach.
BMPU: O Boże!
Gratulacje z okazji zaręczyn przyjmuję drogą mejlową i telefoniczną, dopuszczalne są również komentarze na blogu.
Czy Pani sądzi, że ta udręka urzędnicza to koniec udręki? Nie, to jej początek. Bo życie zwykle bywa udręką.
OdpowiedzUsuńMniejszą lub większą.
Ale tak czy siak, życzę Pani WSZYSTKIEGO NAKJLEPSZEGO!
to wcale nie byla udreka, Pani Urzedniczka naprawde byla bardzo mila :) Moje zycie w ogole nie jest udreka i mam nadzieje, ze tak juz zostanie :)
OdpowiedzUsuńGratulacje :) (wow, mój pierwszy komentarz tutaj, tak to tylko czytam z ukrycia)
OdpowiedzUsuńmogłabyś też napisać, co to dokładnie z tej knidze było, że niby takie straszne
BMPU nie z powodu trudnosci formalnych krzyczala, tylko z powodu samego faktu planow matrymonialnych wzgledem mieszkanca tego dzikiego azjatyckiego kraju ;)
OdpowiedzUsuńDziekuje :)
Gratulacje! :)
OdpowiedzUsuńGratulacje i Wszystkiego Najlepszego na Nowej Drodze Życia:)
OdpowiedzUsuńSerdeczne gratulacje :)
OdpowiedzUsuń:) dzieki :)
OdpowiedzUsuńChyba łatwiej zaopatrzyć się w taki dokument i brać ślub za granicą, niż na odwrót. Nam USC na kilka tygodni przed planowanym ślubem nie uznał kirgiskiego dokumentu, bo nie było w nim sformułowania "zdolność prawna" - i to była udręka.
OdpowiedzUsuńo, zdecydowanie chińskie procedury są bardziej ludzkie :)
Usuń