Ruta Jutrzenki przyjechala odebrac dyplom ukonczenia studiow. Ruta to najpiekniejsza Birmanka, jaka w zyciu widzialam. Piekne, regularne rysy, inteligencja blyskajaca z duzych oczu, swietna figura - czesto z nudow na zajeciach przygladalam sie jej, tak mi sie podobala. Gdybym byla facetem, wielbilabym ziemie, po ktorej stapa.
Ruta ma zamozych rodzicow, mieszkaja w Birmie w duzym domu; w dodatku rodzice jej, wbrew normom bardzo wciaz tradycyjnego birmanskiego spoleczenstwa, od dziecka jej wpajali, zeby sie ksztalcila. Dlatego, choc w Birmie uwazana juz byla za stara panne, 24letnia wtedy Ruta przyjechala na studia do Kunmingu. Ba, chociaz jej rodzice mogli ja utrzymac, cale studia pracowala - a to jako tlumaczka, a to jako "barmanka" w "Misiu Polarnym" - tutejszej sieciowce z napojami. Nauczyla sie mowic po chinsku tak, ze NIE DA SIE jej wymowy odroznic od wymowy dobrze wyksztalconego Chinczyka (choc oczywiscie slownictwo ma ubozsze); mowi tez po angielsku. Tu ciekawostka: w Birmie licea sa anglojezyczne, czyli przedmiotow takich jak chemia czy biologia uczniowie ucza sie po angielsku. Nie przeklada sie to wszakze nijak na umiejetnosc poslugiwania sie tym jezykiem w zyciu codziennym. Ruta niezle sobie radzi glownie dlatego, ze przyjechawszy do Kunmingu nie bala sie ani nie wstydzila gadac z bialasami. Od nich nauczyla sie nie tylko podstaw konwersacji w jezyku angielskim, ale tez tego, ze kostiumem kapielowym moze byc bikini (ktore w Birmie uchodzi za mocno nieprzyzwoite), a spodnica mini nie oznacza, ze sie jest dziwka. Nauczyla sie tez nieazjatyckiego (czyt. niekrzykliwego) makijazu i eksponowania swojej urody w subtelny sposob.
Bardzosmy sie polubily - jadalysmy razem czesto i smialysmy sie do lez z idiotycznych rzeczy, a to, jak wiadomo, bardzo zbliza ludzi ;)
Przyjechala i zaczela opowiadac.
Ze cieszy sie bardzo, ze w trakcie drogi nie natkneli sie na partyzantow. Ja pokiwalam glowa i stwierdzilam, ze pewnie, ze to by bylo bardzo niebezpieczne, a ona parsknela i mowi, ze nie - ze ani partyzanci, ani zolnierze nie tykaja ludnosci cywilnej, ale jesli sie jedzie autokarem po drodze, przy ktorej tocza sie walki, trzeba sie liczyc z kilkugodzinnym opoznieniem, a to strasznie frustrujace.
Ze cieszy sie, ze jest w Kunmingu i moze wieczorami polazic po miescie, bo w Birmie chodzi o osmej wieczorem spac. Wytrzeszczylam oczy, a ona wytlumaczyla, ze uczy chinskiego. Chinski jest nadobowiazkowy, a zajecia obowiazkowe trwaja od osmej rano do pietnastej/szesnastej, wiec nauczyciele chinskiego przychodza o szostej rano i przed zajeciami obowiazkowymi prowadza dwie klasy, a po zajeciach obowiazkowych nastepne dwie. Maja wiec wolne od osmej do szesnastej, co Ruta akurat wykorzystuje na druga prace - prace tlumaczki - ale za to musi o czwartej rano wstawac, zeby zdazyc na szosta do szkoly... Zasmialam sie i powiedzialam, ze gdybym byla uczniem, nie zmobilizowalabym sie do tak wczesnego wstawania. A ona na to, ze gdybym za nieobecnosc dostawala w twarz, tobym chodzila jak w zegarku. Ja znowu wytrzeszcz oczu: przeciez chinski jest nieobowiazkowy! No tak, niby jest. Ale jesli rodzice zapisuja dziecko, badz szkola organizuje takie zajecia i placi za nauczyciela, to dzieci MUSZA chodzic pod grozba kar cielesnych...
Ze odkad Aung San Suu Kyi wrocila do wladzy, kraj zaczal sie rozwijac w naprawde szalonym tempie, ze na razie tego jeszcze prawie nie widac, ale ze w ludzi wstapila nowa nadzieja.
Ze ma nadzieje, ze utrzymamy kontakt na gmailu, skajpie i fejsie, ktore to dobrodziejstwa internetowe wcale nie sa, wbrew obiegowej wersji, ocenzurowane...
Utrzymamy. A kiedys sie do Birmy wybiore, majac nadzieje, ze nie natrafie na walki z partyzantami, bo to irytujace ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.