Po morderczej wspinaczce do "przylatującej" Świątyni Feilai trzeba było trochę odpocząć, posilić się, nacieszyć widokami. Jednak nie można było zbyt długo zwlekać, gdyż chcieliśmy wrócić do Heijingu okrężną drogą, zwiedziwszy uprzednio wszystkie ważne miejsca. Z tablicy informacyjnej wynikało, że będzie można przyjrzeć się bliżej pięknie ozdobionym mnisim grobowcom i jednej jeszcze świątyni. Ruszyliśmy więc w drogę, o tyle zadowoleni, że spory kawałek był przyjemnym spacerkiem a nie wyczerpującą wspinaczką po schodach.
![]() |
Widoczki cały czas były bardzo przyjemne. |
![]() |
A w tle - pozostawiona w tyle Świątynia Feilai |
Niestety, gdy dotarliśmy do mnisiego cmentarza, okazało się że niewiele zeń zostało. To znaczy - groby są oczywiście, ale zostały obrabowane ze wszystkich pięknych posągów i innych ozdób. Widać też gołym okiem, że nikt nie dba ani o ścieżkę, ani o groby.
![]() |
Zostało pewnie tylko dlatego, że nie udało się ukraść... |
Cokolwiek rozczarowani, ruszyliśmy w dalszą drogę. Ta zaś okazała się raczej przyjemna - trafiliśmy w końcu na prawdziwe tutejsze wioski z oryginalną zabudową i stylem życia. Domy z suszonych czerwonych cegieł, górska dróżka sprzed setek lat i wiele, wiele warstw niesprzątanych latami kozich bobków względnie krowich placków...
Kamienny Konwent okazał się być świątynią... prywatną. Zorganizowaną przez kilka lokalnych kobiet, uprawiających ziemię, a z datków utrzymującą "konwent". Obecnie żyją tam trzy świeckie mniszki; dwie staruszki i jedna żwawa emerytka. Której jedynym zadaniem wydawało się być wymuszanie datków. Teraz dopiero zrozumiałam swój błąd. Gdyby to była prawilna świątynia, objęta byłaby oczywiście państwową opieką. Za nią poszłyby nie tylko określone pieniądze, ale również - zasady. W żadnej oficjalnie uznanej świątyni w Chinach żaden turysta nie jest zmuszany do ofiarowania jałmużny. Można kupić coś w przyświątynnym sklepiku - np. wyrabiane przez mnichów trociczki czy zdecydować się na jakąś odpłatną usługę - np. przeprowadzenie jakiejś ceremonii lub wróżenie. Nigdzie jednak nie będzie chodził za tobą krok w krok mnich czy mniszka, trzęsąc miseczką czy skarbonką i nachalnie domagając się datków. A tu czułam się tak zaszczuta, że w końcu wrzuciłam do skarbonki całego jednego yuana, choć miałam ochotę po prostu kobietą potrząsnąć. W całym obiekcie szukałam informacji - może pomagają samotnym matkom albo opuszczonym emerytkom? Może dokarmiają ubogich? Może przyczyniają się jakkolwiek do szerzenia dobra i opieki nad społecznością? Nie znalazłam jednak żadnej informacji; główna opiekunka świątyni również nic nie powiedziała poza tym, że "państwo się nami nie opiekuje, więc dej pani na horom curke wrzuć do skarbonki".
Wyszedłszy stamtąd czułam się zbrukana i postanowiłam trzymać się od tego typu miejsc z daleka. Było się domyślić, dlaczego konwent nie został przedstawiony na turystycznej mapce...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.