Świekra przyniosła minijabłka. To znaczy: upierała się, że to nie jabłka, tylko huahongi ("kwiaty czerwone"), ale ja wiem swoje. Ale choćbym tysiąc razy mówiła, że malus to jabłko i tylko reszta się zmienia, świekra nie uwierzy. Wy uwierzcie. Pochodząca z Chin Malus asiatica wydaje na świat maleńkie jabłuszka, które w różnych częściach Chin różnie się nazywa - kwiaty czerwone, piaskowy owoc, owoc kawalerów z lasu mądrości, owoc mądrości itd. Nie dość, że jabłuszka są pyszne, to jeszcze idealne dla Tajfuniątka: akurat się mieszczą w małych łapkach i mają odpowiednią wielkość do samodzielnego pogryzania. Zobaczcie sami - oto porównanie wielkości jabłuszek ze zwykłą gruszką:
Dlaczego jednak jabłuszka nazywają się Kwieciem Czerwonym?
Za czasów dynastii Qing żył pewien urzędnik o nazwisku Wu, który dochrapawszy się stanowiska w stolicy, czem prędzej sprowadził tak swą starą matkę. Pech chciał, że matka tuż po przyjeździe zachorowała na czerwonkę. Żaden z dostępnych w stolicy lekarzy nie potrafił jej wykurować. Gdy śmierć wydawała się już nieunikniona, umierająca matka zażyczyła sobie powrotu w rodzinne strony. Rad nierad dobry syn wysłał więc staruszkę do rodzinnego Lai'anu, znalazłszy jej wprzódy towarzyszkę, wiejskie dziewczę o imieniu Kwiaty Czerwone. Miała ona dobre serce i z wielką czułością opiekowała się chorą. Widząc, że ta nie ma apetytu, udała się na pobliskie targowisko i kupiła "owoce mądrości", które miały zaostrzyć chorej apetyt. Jak się okazało, owoce bardzo przypadły staruszce do gustu - im więcej ich jadła, tym bardziej jej smakowały te słodkokwaśne cudeńka. Po trzech dniach takiej owocowej diety staruszka zaczęła wracać do zdrowia, i to bez żadnego dodatkowego leczenia! Wrócił jej apetyt, wróciły rumieńce - matka naszego urzędnika wyzdrowiała!
Niedługo potem jego syn przywiózł do stolicy osiemdziesiąt jinów tych owoców w darze dla cesarza. Gdy cesarz pierwszy raz w życiu zobaczył nasze jabłuszka, zachwycił go ich podobny wończy aromat i piękny kolor. Zakrzyknął w głos: czerwone jak kwiaty! Urzędnik Wu natychmiast przypomniał sobie, że dziewczę, dzięki któremu poznał ten owoc zwało się Kwiaty Czerwone, odpowiedział więc cesarzowi: ten owoc nazywa się właśnie Kwiaty Czerwone. I tak już zostało.
Bardzo lubię,te opowieści tłumaczące skąd bierze się nieraz chińskie nazewnictwo.
OdpowiedzUsuńDrogi Tajfunie pozwoliłam sobie wysłać na adres mailowy swoją prośbę,jeżeli możesz to zajrzyj do skrzynki.Pozdrawiam Noneczka.
też jestem fanką legend i anegdot, pozwalają dużo głębiej zanurzyć się w lokalnej kulturze.
UsuńGłożynę jadłam ale tych maleństw w Chinach nie jadłam. Za to widziałam inne jabłka, wielkie i różowe jak baloniki. No i persymona..... Do dzisiaj mam w oczach takie wielkie drzewa a na nich słodkie, lepkie, pomarańczowe szczęście w ilościach kosmicznych... Pycha!
OdpowiedzUsuńDrzewa persymonowe wyglądają jak róg obfitości :) Ja najbardziej lubię persymony w wersji suszonej - tzw. persymonowe ciastka
Usuń