Zrywał morwy dla matki 拾椹供親
Za czasów dynastii Han żył dobry syn - Cai Shun. Ojciec odumarł go młodo i przez całe lata musieli sobie radzić z matką sami. Owego roku Wang Mang ogłosił się cesarzem i całe cesarstwo pogrążyło się w chaosie - głód, susze i wojna domowa sprawiały, że lud cierpiał okrutnie. Wiele rodzin poumierało z głodu, a ci, którzy przetrwali, żywili się korzonkami i chwastami. Dobrzy ludzie zmieniali się w bandytów i złodziei - wola przeżycia była ważniejsza od moralności. Na drogach grasowały bandy zbójów i rebeliantów o czerwonych brwiach, a lasy stały się schronieniem dla bezdomnych.
Pewnego dnia Cai Shun wziął dwa wiklinowe koszyki i poszedł do lasu zrywać morwy dla matki. Jednak pod drzewami został napadnięty przez dwóch bandytów. Byli przerażający, przypasali ostre miecze, a ich ciemne twarze znamionowało okrucieństwo.
"No, dzieciaku, życie ci niemiłe? Jak śmiesz plądrować tereny naszego herszta? - wykrzyknął większy z bandytów. Mały Cai Shun aż zaniemówił z przerażenia. Mniejszy bandyta przyglądał się uważnie efektom pracy chłopca, planując pochłonąć wszystko, co się nadawało do zjedzenia. "Chłopcze - zapytał. - Dlaczego wrzucasz czarne i czerwone owoce do dwóch różnych koszyków?". Cai Shun, drżąc ze strachu jak osika, odparł: - "Czarne morwy są dojrzalsze i słodsze. Oddaję je matce. Czerwone są niedojrzałe i kwaśne. Te zjadam sam, panie. Mam nadzieję, że panowie oszczędzą moje nędzne życie, w przeciwnym wypadku nie będzie komu zadbać o moją matkę".
Szczera i prosta odpowiedź wzruszyła serca rzezimieszków. Pamiętając jeszcze cierpienia własnych rodziców, zdecydowali oszczędzić życie chłopca. Mało tego, zaopatrzyli go jeszcze w strawę i napoje. Dopiero wówczas puścili go z powrotem do matki.
Może to dziwne, ale moje pierwsze skojarzenie dotyczyło... Powrotu taty. Ciekawe, że w polskiej literaturze dzieci wymodliły sobie powrót ojca, a tutaj syn wyprasza życie dla siebie, żeby móc się opiekować matką. I tu, i tu bandyci, ale jakże inna logika!
Pierwszą bym pałkę strzaskał na twej morwie, gdyby nie syna pacierze!
OdpowiedzUsuń:D
Usuń