ZB po wieczornej kąpieli przyniósł sobie jabłko i położył je na stoliku nocnym. Przygotował sobie również posłanie i herbatę, a potem poszedł pogasić światła i wyłączyć bojler. Gdy wrócił, zastał mnie rozłożoną na jego części łóżka, z jabłkiem w ręku, pijącą herbatę.
Siada obok mnie, zaledwie trochę zmarkotniały, i mówi: "Zrobiłem herbatę. Przyniosłem jabłko. Rozścieliłem łóżko. Ale kto inny pije moją herbatę i je moje jabłko, leżąc na przygotowanym przeze mnie miejscu. Dlaczego?!" - wbija we mnie dramatyczne spojrzenie.
Uśmiecham się doń słodko i, przełknąwszy kęs jabłka, odpowiadam: "to się nazywa MAŁŻEŃSTWO".
PS. Jabłko oddałam, jestem uczulona. Herbatę też, bo ZB nie potrafi jej dobrze zaparzyć, oszukiwany Chińczyk...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.