Nienawidzę teledurniejów. Kochałam tylko "Jeden z dziesięciu", bo pogłębiał moją wiedzę. Reszta może nie istnieć. Te azjatyckie są jeszcze gorsze niż nasze. Głupie, prymitywne, napompowane, tfu, ohyda!
Od ostatniego piątku stałam się fanką teleturnieju. Nie przegapię (mam nadzieję) ani odcinka. Teleturniej nazywa się tak, jak w tytule, jest chińską wersją koreańskiego pierwowzoru. Tak, jest to kolejny teleturniej, w którym ludzie próbują swych sił na scenie. Nie są to jednakowoż kwiczące panienki i chrypiący wieśniacy, jak to zazwyczaj bywa, a uznani wokaliści, z kilku(nasto, dziesięcio)płytowym dorobkiem, którzy stwierdzili, że nie boją się stracić twarzy, porównując się na scenie z kolegami po fachu. W pierwszym odcinku śpiewali swoje własne piosenki. W drugim mieli za zadanie zaśpiewać dowolnie wybraną cudzą piosenkę. No i się zakochałam. Romantyk tajwańskiej sceny Qi Qin 齊秦 przerobił na swój delikatny styl kawał ostrego rocka, Simon&Garfunkel chińskiej sceny, czyli Yu Quan 羽泉 zagrali wyciskacz łez wszechczasów, czyli piosenkę o mamie. Ale na samym początku wyszła brzydka kobita, której w dodatku nie znam i zrobiła mi gęsią skórkę na rękach. Proszę państwa, oto Huang Qishan 黃綺珊 w piosence "Nie odejdę od Ciebie", którą zaśpiewała jakiś tryliard razy lepiej od oryginału...
Jeśli jesteście w Chinach - każdy piątek o 22.00, pierwszy program telewizji hunańskiej.
Sądząc po reakcji publiczności wykonawczyni zrobiła "piorunujące"wrażenia.Mam prośbę umieść link do pierwotnego wykonania utworu i przetłumacz słowa,wtedy być może będzie mi łatwiej ocenić wielką jak mniemam różnice w klasie wykonawców.To już trzeci komentarz na ten temat,ale niestety dwa poprzednie mi wcieło.Pozdrawiam Noneczka
OdpowiedzUsuńOryginału nie ma na youtube, więc chwilowo się nie podzielę. Słowa przetłumaczę w wolnej chwili z przyjemnością :)
OdpowiedzUsuńCieszę się ,że mogę Ci sprawić przyjemność/hihihi/.I z tym optymistycznym akcentem ślę pozdrowienia, z burego i zadymionego ,ale mojego ukochanego miasteczka Krakowa.Noneczka
OdpowiedzUsuń