Miejsce: Szanghaj, koncesja francuska, południowa granica.
Czas: druga połowa XIX wieku.
To właśnie wtedy zaczęły powstawać shikumeny (石庫門), czyli malutkie kamieniczki, łączące styl chiński z europejskim. Dziś w Szanghaju zostało po nich niewiele śladów, ale wspomniany w tytule Tangzi fang to właśnie takie miejsce z zaklętym czasem.
Ciasne uliczki, prawie jak w Wenecji, teraz już rzadko służą jako domy zwykłych zjadaczy chleba (choć udało mi się znaleźć okno z wywieszonym praniem i miłym swądem żarełka); zmieniły się w sklepy z pamiątkami, galerie, butiki czy bary.
Klimat trochę jak na praskiej Złotej Uliczce - wszystko w wersji mikro, wszystko trochę zbyt na sprzedaż, wszystko kolorowe i zachęcające do spędzenia miłego popołudnia.
Miejsca malutko, a jednak jest to jeden z najmilszych mi szanghajskich zakamarków - można bowiem tam dotknąć prawdziwych starych murów za darmo - a w Szanghaju nie jest to częste...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń