...ale dobry wcale. W Kunmingu mimo wszystko jest powyżej zera, a Szanghaj powitał mnie opadami śniegu. Odliczanie do sylwestra spędziłam wraz z Michaelem i Genem w taksówce, wiozącej nas z lotniska do małego baru "gdzieś w centrum". W barze łącznie z właścicielką i barmanem oraz naszą trójką było 7 osób - pewnie dlatego, że puszczali ohydną muzykę typu jazz albo rock a atmosfera była klubowo-przyjacielska a nie barowo-jarmarczna...
Weekend wystarczył. Zmęczyły mnie imprezy i ciągłe wpadanie na znajomych. I żarcie, minimum 6 razy dziennie, matko...
Więc jestem w kompletnej dziurze w Anhui, gdzie jest jeszcze zimniej, ale za to uczę się gotować po koreańsku. Do niczego mi się to nie przyda, bo przecież gdzie niby kupię składniki, a poza tym chwilowo nie mam swobodnego dostępu do kuchni, ale na wszelki wypadek specjalnie dla Bayushi klasyka koreańskich zup domowych.
Rybny rosół z makaronem
Składniki:
- makaron
- dashi (oczywiście MUSI być koreańskie ;))
- cebula posiekana w cokolwiek łatwego do podniesienia za pomocą pałeczek
- nori
- dwa rozkłócone jajka
Wykonanie:
- Gotujemy makaron. Odcedzamy, przelewamy zimną wodą (ciekawe, dlaczego Koreańczycy sądzą, że my, białe dzikusy, nie znamy tej techniki...).
- W międzyczasie zagotowujemy wodę w woku, wsypujemy posiekaną cebulę, czekamy, aż przyjemny aromat zacznie się roznosić po kuchni.
- Wsypujemy dashi, zagotowujemy na małym ogniu. Na małym, żeby cebula zdążyła zniesurowieć.
- Wlewamy powoli jajka, które winny od razu się ściąć.
- Zalewamy makaron zupą.
- Na wierzch wrzucamy kilka kawałków nori.
Składniki:
- gochujang (koreańska pasta chilli, z dodatkiem mączki z kleistego ryżu, soli itp.; pikantno-słodka)
- tteok (odpowiednik japońskich mochi, knedlików z kleistego ryżu) pokrojony w kawałki możliwe do uchwycenia za pomocą pałeczek
- posiekana ćwiartka kapusty pekińskiej
- posiekana cebula
Wykonanie:
- Rozgrzewamy w woku gochujang, dodajemy wody, mieszamy do uzyskania czegoś w kolorze i konsystencji podobnego do zupy pomidorowej. Zagotowujemy.
- Dorzucamy kapustę i cebulę, gotujemy na wolnym ogniu.
- Wrzucamy kawałki tteok i od tej pory zaczynamy być zajęci, bo tteok trzeba cały czas mieszać, inaczej przywrze. Więc mieszamy - tak długo, aż tteok będzie miękki, łatwy do pogryzienia.
Jeśli chodzi o ilość gochujang, to Koreańczycy dają go tak dużo, że sami płaczą w trakcie jedzenia. Jeśli chodzi o proporcje gochujang i wody - danie może być podane jako zupa bądź jako tteok w gęstym sosie - według uznania.
A jako przystawka coś, co podbiło moje serce: kiszone "liście sezamowe".
Można kupić w puszkach w każdym koreańskim sklepie. Służą do robienia minigołąbków w trakcie śniadania - ryz koreański zawinięty w taki liść to jedna z najcudowniejszych rzeczy świata, nawet sushi się chowa. Kupiłam sześć puszek...
Sprostowanie: chociaż Koreańczycy nazywają te liście liśćmi sezamu, tak naprawdę jest to tzw. "koreański dziki sezam", z prawdziwym sezamem nie mający nic wspólnego, jest to bowiem pachnotka, należąca do tej samej rodziny, co bazylia, szałwia, mięta czy melisa - czyli do jasnotowatych. Po koreańsku wabi się kkaennip i są te liście przepyszne. Oczywiście, każdy Koreańczyk da sobie rękę uciąć, że tak, to jest sezam i przecież on się zna lepiej na kuchni niż jakiś białas...
Parafrazując Losta: "I am Baixiaotai, and I am a torturer" :P.
OdpowiedzUsuńnie rozumiem, o co Ci chodzi... przeciez jak tylko sie zobaczymy, natychmiast Ci to ugotuje!
OdpowiedzUsuńpo pierwsze, umieram z głodu, a Ty mi to tylko przypomniałas, po drugie - Dom, jakis Ty aktywny w kwestiach kulinarnych?! prawie jak na moim blogu?! :P
OdpowiedzUsuń