Z racji zaprzyjaźnienia się z akcją "W 80 blogów dookoła świata", popełniłam znów wpis, który pewnie by się inaczej na łamach bloga nie znalazł. Tym razem tematem przewodnim są osobiste wrażenia, sukcesy czy zaskoczenia związane z danym krajem i językiem; z listy dziesięciu tematów każdy bloger mógł wybrać pięć. Oto więc odpowiedzi na pięć pytań:
1. Jak wyglądał Twój pierwszy dzień w Chinach?
Miałam łagodne lądowanie. Przyjeżdżając do Chin znałam już język, więc mogłam o wszystko zapytać, a nawet się wykłócić. Co nie zmieniło faktu, że zaraz na wstępie wsiadłam do nielegalnej taksówki (całe szczęście nie wywiozła mnie nigdzie daleko) z panem, któremu zdecydowanie za bardzo się podobałam, że kupiłam niechcący pieczywo nadziewane fasolą i persymony zamiast pomidorów, bo o istnieniu tych pierwszych to tylko słyszałam, ale nie spotkałam się nigdy wcześniej. A nawet jeśli się spotkałam, to pewnie pomyślałam, że były to pomidory...
Pierwszy dzień to również pierwsza miłość. Już zawsze spacer nad Szmaragdowozielonym Jeziorem czy pod Złotym Koniem i Szmaragdowym Kogutem będzie mi się kojarzył z tym pierwszym pobytem. Zakochałam się w Kunmingu od pierwszego wejrzenia; choć wtedy nie sądziłam, że to miasto stanie się moim domem - absolutnie nie żałuję.
2. Jakie jest Twoje najbardziej zaskakujące odkrycie związane z Chinami?
Najbardziej zaskoczyło mnie, że... wsiąkłam. Że normalnie tu żyję (jeśli moje życie w ogóle można nazwać normalnym...). Że to właśnie tutaj znalazłam bratnią duszę i swoje miejsce na ziemi. A przecież miało być zupełnie inaczej! Miałam mieszkać na Tajwanie. Z Polakiem (koniecznie), który rozumie i kocha piosenki z Kabaretu Starszych Panów. Dlatego koniecznie Polak - dla obcokrajowca to za trudne. I w ogóle jak można mówić o miłości, jeśli się myśli w innym języku i nigdy się nie zrozumie drugiej osoby do końca?
Może do końca życia nie wyjdę z tego zadziwienia. A już na pewno do końca życia mam za co Bogu dziękować - bo obdarował mnie znacznie pełniejszym i ciekawszym życiem, niż sama dla siebie wymyśliłam.
3. Jakie jest Twoje ulubione chińskie powiedzenie/cytat/motto?
Chińczycy pięknie mówią o miłości. Niezliczone porównania, subtelne jak woń łubinu wśród pól (że zacytuję klasyka), wspaniałe wiersze i historie. Wymyślili również najpiękniejsze bodaj określenie przyjaźni: przyjaciel to ktoś, kto rozumie muzykę Twojej duszy - 知音. Wiąże się z tym określeniem piękna historia. Słowo to jednocześnie jest hasłem przewodnim mojego małżeństwa, więc i mottem :)
4. Jaki jest Twój ulubiony sposób spędzania wolnego czasu / rozrywka pochodząca z Chin?
Oczywiście narodowy sport Chińczyków, czyli badminton. Jeśli słowo to kojarzy Wam się głównie z zieloną trawką, plastykową lotką i nieudolnymi próbami posłania jej tam, gdzie się chce mimo wiatru - cóż, nie mówimy o tej samej dziedzinie. Niby wszystko się zgadza, ale mój badminton to pełnoprawna konkurencja olimpijska, z boiskiem, siatką, regułami i lotką wykonaną z piór. Jest to gra wymagająca refleksu, gibkości i dobrej kondycji, moim zdaniem zdecydowanie bardziej wymagająca niż choćby tenis, o pingpongu nawet nie wspominając. Zakochawszy się w samej grze, pokochałam również niektórych wyjątkowo atrakcyjnych graczy ;)
5. Jaką jedną rzecz z Chin wziąłbyś ze sobą na bezludną wyspę?
Wzięłabym oczywiście Wielkie Morze Słów 大辞海, czyli największy chiński słownik. W założeniu ma się składać z 38 tomów. Jest podzielony według dziedzin: jest więc słownik filozoficzny, medyczny, prawniczy, językoznawczy, historyczny, astronomiczny i tak dalej. Ponoć łącznie składa się z pięćdziesięciu milionów znaków. Miałabym więc co czytać i czego się uczyć do końca życia...
Jeśli interesują Was subiektywnie opisane ciekawostki na temat innych krajów i języków, odwiedźcie inne blogi:
Francja: Madou en France: 5 pytań o moją Francję; Francais-mon-amour : 5 pytań do blogera; Love For France : Francja w pięciu pytaniach; Francuskie i inne Notatki Niki - Pięć pytań do blogera; Blog o Francji, Francuzach i języku francuskim - Pięć pytań do...; Uzależnienie od francuszczyzny 5 pytań i odpowiedzi, czyli odrobina ekshibicjonizmu...
Holandia: Język holenderski - pół żartem, pół serio: 5 pytań o Holandię
Kirgistan: O języku kirgiskim po polsku: 5 pytań do blogera - o języku kirgiskim i Kirgistanie
Niemcy: Blog o języku niemieckim: 5 pytań do blogera; Niemiecki po ludzku - W 80 blogów dookoła świata - 5 pytań do; Niemiecka Sofa: 5 pytań do... - czyli akcja "W 80 blogów dookoła świata"
Rosja: Rosyjskie Śniadanie: "W 80 blogów dookoła świata" # 10 '5 ciekawych pytań do blogera'
Szwajcaria: Szwajcarskie Blabliblu
Wielka Brytania: English my way; English with Ann: pytania do blogera czyli mój pierwszy raz; English-Nook: 5 pytań do blogera; Head Full of Ideas; english-at-tea: 5 pytań do blogera
Włochy: Studia, parla, ama; CiekawAOSTA; Wloskielove
Wietnam: wietnam.info: W 80 blogów dookoła świata - 5 pytań do blogera
Jeśli zaś sami piszecie o jakimś kraju bądź języku i chcielibyście do nas dołączyć, piszcie na adres: blogi.jezykowe1@gmail.com
Wszystko pięknie, ale nie działa link podany na liście blogów - na końcu znalazło się jakieś 25, którego nie ma w linku właściwym. U siebie już poprawiłam.
OdpowiedzUsuńdzięki za info :) Już poprawiłam...
UsuńNie ma za co - tak po sąsiedzku, wszak Kirgistan graniczy z Chinami :)
UsuńJako dusza romantyczna rozpłynęłam się nad Twoim mottem :)
OdpowiedzUsuńAle, że badminton jest chińską rozrywką, przepraszam-sportem, to jestem w szoku! Bardzo lubię grać w badmintona, ale raczej tego na trawce właśnie i przy użyciu lotki, która wbija się pomiędzy żyłki w rakiecie :)
Również się zdziwiłam, że badminton jest chiński ;) też czasem lubię poganiać za lotką ;)
UsuńPewnie też bym ze sobą wzięła jakiś słownik francuski ;)
Już drugi sezon gram w badmintona w ramach zimowej porcji sportu i zgadzam sie, ze jest to dość wymagająca aktywność fizyczna :) o moja naiwności !
UsuńChińczycy uwielbiają badmintona i są w nim nieźli - wystarczy spojrzeć w tabele, żeby zobaczyć, jaka narodowość prowadzi w klasyfikacjach :) Ja pamiętam tę rozrywkową wersję z zielonej trawki jeszcze z dzieciństwa. I pamiętam, jak powiedziałam kolegom, że umiem grać. I pamiętam zakwasy na drugi dzień...
UsuńHej! Badminton to wietnamski sport narodowy! ;-)
OdpowiedzUsuńPoza tym... w pierwszym tygodniu pobytu na stypendium kupiłam okrę zamiast ogórka, a stoiska z zieleniną do tej pory są dla mnie zagadką.
Moja przyjaciółka sądziła, że morwy to są jeżyny... A zielenina - ja się orientuję coraz lepiej w chińskiej, ale gdy wylądowałam na targu w południowym Wietnamie, to i tak miałam problem...
UsuńMilosc nie wie, co to paszport. Coś sama mogę o tym powiedzieć ;)
OdpowiedzUsuńMiłość w ogóle nie wie, co to dokumenty...
UsuńMiłość wywraca życie do góry nogami, gorzej niż tornado :) I daje szansę na poznanie siebie samej od zupełnie niespodziewanej strony :D
UsuńPięknie napisałaś o tym co dobrego i niespodziewanego dla Ciebie samej zgotowało życie. O tym, że język chiński jest bogaty to zawsze słyszałam, ale pięćdziesiąt milionów znaków? Rzeczywiście nie nudziłabyś się :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Uważam po prostu, że mam powody być wdzięczną :)
UsuńNie wiedziałam, że chiński to taki poetycki język!
OdpowiedzUsuńI bardzo podoba mi się Twoja filozofia życiowa - taka otwartość na nowe doświadczenia i wdzięczność za ciekawe życie :)
Co skutkuje ciekawym blogiem ;)
Dziękuję! Przy czym muszę zaznaczyć, że otwartości musiałam się nauczyć w samoobronie; nie mogłabym mieszkać w miejscu, którego nie umiem pokochać... A chiński faktycznie jest bardzo bogaty również pod tym względem.
UsuńCzytałaś może książkę "Dziewczęta z Szanghaju" Lisy See? Czytam właśnie drugą część "Marzenia Joy" i zastanawiam się na ile to prawda, co pisze o Chinach. Z tego co pamiętam, to pierwsza część była wzorowana na zebranych wspomnieniach Chińczyków mieszkających w Stanach.
OdpowiedzUsuńCzyli do Chin pojechałaś przygotowana :). Ja przygotowana nie byłam i zaskoczyły mnie na wszystkich możliwych płaszczyznach: zupełnie inna mentalność, smaki, kultura. Niby żyjemy na jednej planecie a to zupełnie inny świat :). Chciałabym wrócić do Chin i je lepiej poznać, ale koniecznie z kimś mówiącym jednym z lokalnych języków.
Chińczycy lubią chyba kwiecisty język, prawda? Ostatnio czytałam, że słowo pisane ma dla nich większą moc niż mówione :).
Lisa See, choć pisze beletrystykę, zawsze korzysta z sinologicznej pomocy niezrównanej Patrycji Ebrey, więc jej książki są bardzo dobrze osadzone w chińskiej kulturze. Może tylko samo spojrzenie na tę kulturę jest mało chińskie, ale chyba to właśnie mnie najbardziej w jej książkach urzeka :) Co do różnicy między słowem pisanym a mówionym - język potoczny jest dość prosty, za to język formalny wypowiedzi pisemnych - to głęboka studnia, pełna odniesień, przysłów, porównań i innych literackich zabiegów. Przy czym trzeba powiedzieć, że większość dzisiejszych książek pisanych jest nie przez znających warsztat erudytów, a przez tzw. zwykłych ludzi, których słowo pisane nie różni się niczym od mówionego.
UsuńZ pozycji laika jej książki wyglądają na bardzo dobrze przygotowane pod względem merytorycznym, ale byłam ciekawa, czy to tylko dobre wrażenie, czy rzeczywiście tak jest :).
UsuńNo właśnie u Lisy w książce była wzmianka, o większej mocy słowa pisanego - dlatego wypisuje sie ideogramami słowa typu pomyślność czy bogactwo i je albo pali, aby dotarły do bogów, albo wypisuje w istotnym miejscu.
Pisałaś kiedyś u siebie o wierzeniach Chińczyków? Interesuje mnie to, jak są w stanie połączyć deklarowany ateizm i oddawanie czci przodkom/stawianie posągów lwów na wejściu do swoich banków/fabryk/większych interesów czy malowaniu istotnych elementów (typu posągi) na złoto czy czerwono, aby przyciągnąć szczęście i bogactwo.
Niestety, nie mam materiału do badań. Żaden z moich znajomych Chińczyków się nie modli, nie palą papierowych pieniędzy dla zmarłych itd. Znaki szczęścia owszem, piszą - obowiązkowy jest znak szczęścia na drzwiach. Nie jestem w stanie powiedzieć, jak głęboko zakorzeniona jest wiara, że to coś zmieni, bo gdy pytam, stwierdzają, że to tylko zabobon, ale taki miły, a w ogóle to Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek... Ciężko mi więc powiedzieć, na ile współczesny Chińczyk faktycznie wierzy w te rzeczy, na ile jest przywiązany do tradycji, a na ile po prostu bezmyślnie powtarza czynności wykonywane przez innych Chińczyków, żeby się nie wyróżniać.
UsuńWiecznie mnie zadziwiasz swoimi artykułami - okazuje się, że Chińczyków znam tylko poprzez nie zawsze sprzyjające stereotypy. Bo się tak dziwię - Chińczycy pięknie mówią o miłości?.... :)
OdpowiedzUsuńHa! A niemiecki jest językiem zakochanych i poetów! :D Mnie oba te fakty językowe zdumiewają tak samo ;) Na dowód, że zanurzywszy garść w języku, łatwo można sypnąć ślicznymi zwrotami o miłości, choćby ten wpis: http://www.speakingofchina.com/mandarin-love/chinese-phrases-on-love-and-destiny/
UsuńCo do niemieckiego, to zdecydowanie ;). Wszystko to kwestia stereotypów. Po francusku też można szpetnie zakląć ;)
UsuńMiłość nie wybiera :) Ale może to dobrze, bo wielu z nas nie odważyłoby się na pewne kroki. Mnie od lat fascynuje historia Chin i Azji, tak słabo chyba u nas znana.
OdpowiedzUsuńO, jest fascynująca! Zwłaszcza, jeśli mamy okazję poznać tę historię z paru różnych perspektyw :)
UsuńSłownik na bezludną wyspę - świetny plan!
OdpowiedzUsuńwreszcie bym się nauczyła tego języka naprawdę porządnie :)
Usuń