Mówiłam, że podczas ostatniej wizyty nie skupialiśmy się na zwiedzaniu, prawda? No ale tak naprawdę to jednak zwiedzałam. W sposób, który najbardziej lubię: myszkując po jakimś małym obszarze, czyniąc go swoim, oswojonym i domowym. Zatrzymując oko na detalach i na panoramie. BĘDĄC.
|  | 
| bimber... tfu, naleweczki domowej roboty. Pojęcia nie mam z czego... | 
|  | 
| uproszczona wersja ołtarzyka z ofiarą spożywczą | 
|  | 
| za straganem, na chodniku, przed zamkniętą witryną sklepową jest miniplac zabaw dla potomstwa ludzi, rozstawiających wieczorami swe stragany. Mata, parę misek, kilka butelek... Jakie to proste! | 
|  | 
| Po czym poznać knajpę "chińskiego pochodzenia"? Oczywiście po taoistycznych symbolach powieszonych nad drzwiami! | 
|  | 
| wypaśna wersja ołtarza w knajpie | 
|  | 
| trociczki można wkładać do specjalnego trzymadła na ścianie, podpisanego 神 czyli duch - przecież wiadomo, że trociczki pali się dla duchów. | 
|  | 
| niech żyje król! - czyli nawet taksówkarze pokazują wszem i wobec miłość do króla. | 
Taki jest mój Bangkok.
 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.