2018-06-25

Namu 娜姆



Dziś znów biorę udział w akcji W 80 blogów dookoła świata. Piszemy, jak zwykle zresztą, na wspólny temat, tym razem bardzo podniecający, bo umówiliśmy się na seks. Na naszych blogach. To znaczy: pisać o nim mamy. O tym seksie. Ja oczywiście będę pisać o seksie w Yunnanie. I to bez żadnych aluzji do własnego życia! Powiem tylko kilka słów o pięknej dziewczynie zwanej Namu.
Namu urodziła się w maleńkiej wioseczce, położonej nad przepięknym jeziorem w północno-wschodnim Yunnanie - Lugu. Dom rodzinny opuściła jako trzynastolatka. Jako młoda kobieta zdobyła sławę, stając się bohaterką artykułu zamieszczonego w National Geographic, a następnie zyskała złą sławę jako kobieta... hmmm... wyzwolona. Między innymi seksualnie. Prasa kobieca na bieżąco donosiła, gdy Namu najpierw wyszła za amerykańskiego grajka, a później za norweskiego urzędnika, wszem i wobec głosząc wyższość białych mężczyzn nad "śmierdzącymi i brudnymi" Chińczykami. Była wokalistką, tancerką, jurorką konkursów artystycznych, aktorką, a przede wszystkim autorką kilku poczytnych - głównie na Zachodzie - powieści o Yunnanie. No, o małym kawałku Yunnanu. Tym, z którego pochodzi. Opisywała ten skrawek ziemi jako "Królestwo córek", ponieważ to właśnie tam mieszkają Mosuo. Mosuo to grupa etniczna, w której nadal panuje matriarchat, a kobiety mają rzadko gdzie indziej spotykaną swobodę seksualną. Chodzi o to, że kobieta i mężczyzna spotykają się tak długo, jak długo obojgu to pasuje i nie wiążą ich żadne formalności; ewentualne dzieci są i tak wychowywane przez rodzinę matki. Kobieta nie zaczyna być traktowana jak "gorszy sort" z racji braku błony dziewiczej czy dużej ilości partnerów. Z tego, co wiem, sami Mosuo nie nazywają tego obyczaju "małżeństwem", ale Chińczycy mówią o nim "małżeństwo chodzone" i bardzo się tym ekscytują. A zaczęli się na większą skalę ekscytować właśnie za sprawą Namu, która w autobiograficznych opowieściach dość szczegółowo opisywała życie swego ludu. Powiem szczerze: zaczytywałam się w jej dziełach. Piękne opisy, ciekawostki kulturowe, wszystko to, co tygryski lubią najbardziej.
Oj, wiedziała, co się spodoba. Nie przewidziała jednak, że ktoś to potem będzie weryfikował... i że okaże się, jak wiele rzeczy przez nią opowiedzianych to nie opis rzeczywistości, a bajeczka o Egzotyce. Matrylinearny system dziedziczenia to prawda. Wielkie domy, w których rządzi kobieta to prawda. Nawet pewna swoboda obyczajowa to prawda. Jeśli jednak będziecie czytać którąś z książek Namu, bądźcie ostrożni - są to jednak bardziej powieści niż reportaże. A jeśli idea chodzonego małżeństwa i matriarchalnego społeczeństwa przemówiła Wam do wyobraźni, zacznijcie pogłębiać wiedzę od wikipedii, artykułów, blogów, a nawet programu Martyny Wojciechowskiej. Może nie będą to opisy tak barwne, jak u Namu, ale przynajmniej będą prawdziwe...
Seksy z innych krajów znajdziecie poniżej:
Francja: Blog o Francji, Francuzach i języku francuskim - Seks po francusku
Gruzja: Gruzja okiem nieobiektywnym - Jak używać prezerwatywy, czyli seks w Gruzji
Holandia / Belgia: Niderlandica.pl - Czerwone latarnie i magiczne okna - prostytucja w Holandii i Belgii
Irlandia: W Krainie Deszczowców - Sex w Irlandii
Niemcy: Niemiecki w domu - Seks po niemiecku
Rosja: Dagatłumaczy - blog o tłumaczeniach i języku rosyjskim - Anegdoty związane z seksem
Wielka Brytania: Angielski dla każdego - Let’s talk about sex, czyli o edukacji seksualnej w Anglii
Włochy: Studia, parla, ama - 10 słów związanych z seksem
Jeśli zaś spodobała się Wam nasza akcja i chcielibyście do nas dołączyć, piszcie na adres:
blogi.jezykowe1@gmail.com

16 komentarzy:

  1. nie to ze sie czepiam albo ze uwielbiam poprawiac innych, ale system matrylinearny nie zawsze wiaze sie z matriarchatem. ciekawi mnie jak w przypadku mosuo wyglada na przyklad sprawowanie rzadow nad spoleczenstwem, wsia, podejmowaniem decyzji ogolnospolecznych - czyli jak prowadzony bylby kraj oparty na ich wartosciach - czy tu tez rzadza kobiety? bo jesli nie, to mamy do czynienia z matrylinearnoscia, ale nie matriarchatem czyli mosuo maja system jak w poganskiej europie (swoja droga tez na tle swiata wyjatkowy :P). wiesz moze cos na ten temat?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. rządzą też kobiety. To znaczy: wszystkie decyzje podejmowane były tradycyjnie przez najstarszą kobietę w rodzinie, choć głosy innych członków rodziny, w tym mężczyzn, musiały być przez nią brane pod uwagę.

      Usuń
    2. są jakieś informacje na temat konfliktów zbrojnych tej grupy etnicznej? czy czegoś wykraczającego poza domowe ognisko?

      Usuń
    3. o wojnach nie słyszałam, ale za to czytałam trochę o handlu i o raczej pokojowych kontaktach z innymi grupami etnicznymi. Sporo na ten temat dowiedziałam się od samych Mosuo oraz z encyklopedii kultury Yunnanu. Do handlu byli wysyłani mężczyźni - ale pełnili tylko rolę posłańców i pośredników. Decyzje zapadały na szczeblu, na który żaden mężczyzna nie miał wstępu.

      Usuń
    4. ooo, no i to do mnie przemawia! dziekuje ci bardzo za te informacje! wreszcie jakis nieodlegly w historii przyklad kobiecych rzadow - i to jeszcze w kwestiach biznesowych! :D

      Usuń
    5. kurcze, naszlo mnie jeszcze pytanie: skad im sie to wzielo? u celtow kobiety byly uznawane za istoty bardziej magiczne od mezczyzn i dlatego oddawano im wszystkie domowe fundusze wierzac, ze lepiej nimi beda dysponowac. jak to sie stalo u Mosuo?

      Usuń
    6. Niestety nie wiem, czy magia miała z tym coś wspólnego, ale jeśli chodzi np. o handel, to Mosuo nie są jedynym ludem yunnańskim, w którym kasę trzymały baby. Tak samo jest u Naxi, których zresztą Chińczycy Han wrzucają z Mosuo do jednego worka, mimo dość oczywistych różnic dotyczących innych aspektów kultury.

      Usuń
    7. tak o tym kompletnym braku rozroznienia slyszalam... szkoda, ze tak malo wiemy o tych ludach i jak ich kultura sie rozwijala. :(

      Usuń
  2. ciekawa osoba i nawet jeśli podkolorowałą wiele rzeczy w swych książkach, z pewnością przybliżyła laikom zwyczaje Mosuo. (Kasia z Krainy Deszczowców)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi się tak wydaje. Dlatego o niej piszę, ostrzegając tylko, by czytać krytycznie ;)

      Usuń
  3. Nigdy nie słyszałam o chodzonych małżeństwach :) Dzięki takim blogom jak Twój moja erudycja zwiększa się z edycji na edycję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cieszę się! Najfajniej jest właśnie wtedy, kiedy podrzucę coś, o czym wie niewielu ludzi :)

      Usuń
  4. Ha, tak to często bywa, że osoby piszące o "egzotycznych" krajach dobrze wiedzą, co się spodoba i co się sprzeda, więc mocno koloryzują w swoich opowieściach. A słowo pisane idzie w świat i świat wierzy w to, co napisano, nawet jeśli bywa grubo przesadzone. Ciekawy wpis, dzięki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. sądzę, że przynajmniej część książek o Gruzji też jest tak pisana :)

      Usuń
  5. Japończycy (arystokraci) też mieli w okresie Heian ciekawy zwyczaj małżeński - małżonkowie mieszkali osobno, a mąż odwiedzał żonę (lub żony). Czyli matrylokalizm. Ale dzieci przynależały do linii ojca. I też nikt nie zawracał sobie głowy głupotami typu dziewictwo / jego brak / liczba partnerów / partnerek. Małżeństwem zostawało się po trzech kolejnych spędzonych wspólnie nocach. Acz całość była bardziej usystematyzowana prawnie niż u Mosuo.

    Bardzo ciekawy wpis :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. liczbą partnerów też się nie przejmowali? To znaczy kobiety mogły być tak samo rozwiązłe jak mężczyźni?

      Usuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.