Na początku była herbata. Kurs tradycyjnego parzenia herbaty połączony z mozolnym zdobywaniem herbacianej wiedzy. Potem - praca w herbaciarni. Takiej prawdziwej, chińskiej. Później - wykłady i pokazy herbaciane dla Instytutów Konfucjusza, dla prywatnych ludzi, dla przyjaciół. A jeszcze później przyszły zaproszenia z kunmińskich uniwersytetów, bym wprowadzała w herbaciane meandry innych Obcych.
Każde takie zaproszenie to wielki stres. Przypominanie sobie specjalistycznych słówek po angielsku, ćwiczenie, by się zmieścić w wyznaczonym czasie. Ach, tak mi zimno, ale jednocześnie mam spocone dłonie, dlaczego?
Każde takie zaproszenie to również ogromna satysfakcja. Uśmiechy na twarzach uczniów, pełne podziwu spojrzenia obserwujących Chińczyków, zawsze niepowtarzalny aromat i smak herbat, które dla nich przyrządzę.
Jeśli kiedyś będę bogata, otworzę maleńką herbaciarnię, w której będę sprzedawać tylko te herbaty, które lubię. I w której będzie można ze mną usiąść, zaparzać kolejne czajniczki herbat i prowadzić niekończące się dyskusje na temat wyższości świeżych wulongów nad pięcioletnimi herbatami białymi. Och, jaka będę szczęśliwa!
Gratuluję i serdecznie życzę realizacji marzenia
OdpowiedzUsuń:) dziękuję!
UsuńGratuluję :-)
OdpowiedzUsuńPrzekazywanie wiedzy jest cudowne, choć stresujące i czasochłonne, bo trzeba się dogłębnie do tego przygotować.
zgadzam się ze wszystkimi trzema przymiotnikami :)
UsuńHej! dostałam w prezencie chińską herbatę ale za nic w świecie nie mam pojęcia jakiego jest smaku. Próbowałam rozszyfrować różnymi aplikacjami opakowanie, ale niestety niczego się nie dowiedziałam. Może jakbym Ci wysłała zdjęcie to mogłabyś mi pomóc? Bo w poszukiwaniach różnych nazw właśnie wpadłam na Twojego bloga :)
OdpowiedzUsuńKarolina
śmiało: baixiaotai(at)gmail.com
Usuń