Sroda. Zwykla Belka ma wolne i ja mam wolne, ale ja bardziej, bo ja nie musze nic, a ZB musi pocwiczyc. Marudzi tak od rana, ze musi pograc na saksofonie - znam ten bol, ja dawnymi czasy, kiedy to jeszcze uczeszczalam do szkoly muzycznej, tez marudzilam i tez uprawialam galopujaca prokrastynacje.
Rano marudzil, ale gdy go poganialam, to mowil, ze sie nie wyspal i ze po poludniu. Po obiedzie marudzil, ale gdy go poganialam, mowil, ze z pelnym brzuchem sie zle gra i ze pozniej. Po poludniu, po probach ogarniecia chaosu w mieszkaniu, wlaczylam sobie moj ulubiony ostatnimi czasy chinski serial: 老马家的幸福往事 Przeszle szczescia rodziny Starego Ma. To ZB mi go polecil, sam ogladal ze dwa razy, zna prawie na pamiec - ja sie nie dziwie, jest fajnie nakrecony, a i aktorzy niedrewniani; dobrze tez pokazuje rozne smaczki zycia w Chinach. Tak wiec wlaczam ktorys tam z kolei odcinek, a ZB przysiada przy mnie i zaczyna komentowac.
Ja: Slonce moich oczu i Gwiazdo mojego nosa, miales pocwiczyc, tak?
ZB: no tak, tak, juz ide.
Ja: mowisz, ze juz idziesz od osmiu godzin. Wiesz, ze musisz pograc?
ZB: No musze... Ale tylko poogladam do konca ten odcinek, dobrze?
Ja: Ale ten odcinek sie dopiero zaczal!
ZB: Tym lepiej!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.