Wybraliśmy się jakiś czas temu. My, czyli nasza klasa. No, część w każdym razie. Głównie tajska ta część, ale o tym później. Głównym zajęciem, jak to na pikniku, było:
Mimo, że cel spotkania był tak zacny, nie wszyscy poszli po dobroci:
Swoją drogą, widok muzułmanki uganiającej się za Brytyjczykiem chwyta za serce :)
Jak widać na załączonym obrazku
większość ma skośne oczy. I na tym polegał mój największy problem w trakcie tej wycieczki...
To jest fenomen, który w Europie się nie zdarza. My, wstrętne egoistyczne białasy, gdy trafiamy w międzynarodowe towarzystwo, zupełnie naturalnie przestawiamy się na angielski albo na jakikolwiek inny język większości. W Azji to nie działa. Jeśli jest chociaż dwójka Wietnamczyków, będą gadać po wietnamsku, Tajowie po tajsku itd. Mają w nosie, jak się czują ci, którzy siedzą jak na tureckim kazaniu. Jest to wpieniające o tyle, że teraz już wszyscy moi współstudenci mówią (albo powinni mówić) dość biegle po chińsku. Przecież studiujemy w tym języku, mamy po chińsku pisać prace magisterskie! Ale oni, głusi na żarty, na uwagi, ślepi na barani wyraz twarzy, gdy znowu się śmieją z czegoś, czego ja, nieznająca tajskiego, kompletnie nie kumam... Ba, według ich pojęcia niegrzecznym byłoby mówienie do swych krajan w obcym języku...
Wbrew pozorom niespecjalnie się lubimy. On to udawany Taj (udawany, bo choć legitymuje się tajskim paszportem, rodzice pochodzą z Kunmingu, a dla niego język chiński jest językiem ojczystym), który ze względu na rewelacyjny poziom języka został klasowym wójtem. Będąc wójtem pilnuje reszty jak Cerber, ale to nie jest największy problem. Problem tkwi w tym, że gardzi wszystkimi, których chiński jest, jego zdaniem, zbyt kiepski. Wyżywa się na studentach, którzy mają wszak pełne prawo nie rozumieć WSZYSTKIEGO - dla nas chiński jest mimo wszystko językiem obcym...
Mnie nie lubi szczególnie, bo ośmielam się wypowiadać w trakcie lekcji, a nie powinnam mieć prawa, bo nie zawsze dobrze rozumiem. To, że wypowiadam się właśnie po to, żeby zrozumieć, jest nieistotne, bo przecież zakłócam tok lekcji, a w dodatku jego, wójta, nudzą tłumaczenia TAKICH OCZYWISTOŚCI.
Czasem zakopujemy topór wojenny, ale...
Grrr...
Dobrze, że chociaż piknik odbył się w miłym miejscu. Patrzcie, jak wygląda Kunming w grudniu:
Piknik odbył się w pięknym parku Haigeng, uwielbianym przeze mnie serdecznie. Za widoki, za czteroosobowe rowery, za ogromniaste eukaliptusy i za miejsca piknikowe :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.