2024-08-29

五穀 Pięć zbóż

Kiedy Chińczycy chcą powiedzieć, że tegoroczne zbiory były obfite bądź komuś życzyć takich zbiorów, używają frazy 五穀豐登 [五谷丰登] wǔgǔfēngdēng czyli, w wolnym tłumaczeniu, obfita dojrzałość pięciu plonów. Których? Ach, to ci dopiero zagadka! Jeśli zerknąć na tradycyjny znak plonów, od razu skojarzymy go ze zbożami, bowiem 禾 to zboże, które jeszcze tkwi w kłosach bądź po prostu sadzonka ryżowa. Zresztą samo 穀 [谷] gǔ oznacza właśnie zboża czy też ziarna, w zależności od dialektu proso bądź niełuskany ryż. Sprawa jednak nie jest prosta: wśród tych pięciu produktów spożywczych nie wszystkie musiały być akurat zbożami! 
Sformułowanie "pięć zbóż" pojawiło się w Dialogach konfucjańskich; przed nimi, zarówno w Księdze Pieśni, jak i w Księdze dokumentów mowa była tylko o stu zbożach 百谷. W rozmaitych źródłach znajdziemy jednakowoż różne definicje, cóż kryje się w owej piątce. Może ryż 稻, dwa gatunki prosa (kleiste 黍 i niekleiste 粟), jęczmień 麦 i soja 菽? Może proso 粟, soja 豆, sezam 麻, jęczmień 麥 [麦] i ryż 稻? Te dwie wersje różnią się tylko brakiem lub obecnością ryżu i sezamu, dzięki czemu można łatwo poznać, że dla starożytnych Chińczyków wcale niekoniecznie ryż był podstawą wyżywienia. W innych źródłach znajdziemy zapewnienia, że tak naprawdę chodzi też o pszenicę, groch, fasolę adzuki... Czyli jak zwykle: mamy hasło, a treść sobie każdy dopisuje według potrzeb. Nie dziwi więc, że dziś mówiąc "pięć zbóż", Chińczycy mówią tak naprawdę o wszystkich możliwych zbożach, a także innych produktach, które po zebraniu można było ususzyć i zostawić sobie na zimę - rośliny strączkowe wiodą tu prym. 
W związku z sekularyzacją Chin dziś już rzadko się mówi o pięciu zbożach w kontekście religijnym, warto jednak pamiętać, że tych podstawowych pięć produktów miało być darem od bogów, dzięki którym Chiny mogły stworzyć rolnictwo, a co za tym idzie - cywilizację. Marnowanie tych boskich darów było zawsze bardzo źle widziane. Przecież sam wielki odkrywca herbaty, Shennong, znalazł nasiona pięciu zbóż! A może nie Shennong, a Żółty Cesarz? Legend jest bez liku. A ponieważ bogowie maczali w tym palce, pięciu zbóż używano nie tylko do wykarmienia rosnącej populacji Chin, ale również w celach rytualnych - m.in. pięcioma różnymi suchymi ziarenkami należy nakarmić Kuchennego Boga
Dziś na sformułowanie "pięć zbóż" najczęściej trafiam na opakowaniach... płatków owsianych, które zmieniają się w muesli o chińskiej charakterystyce: do zwykłych płatków owsianych dodaje się np. płatki razowe, ziarenka sezamu, płatki innych zbóż, a nawet odpowiednio spreparowaną fasolę adzuki. 
Skąd jednak tak nagle zapragnęłam się podzielić z Wami wiedzą o pięciu ziarnach? Nie tylko przypomniałam sobie wykład dra Zemanka o tym, co jadali starożytni Chińczycy i że niekoniecznie był to ryż. Usłyszałam też ostatnio, jak opisując synową jedna z chińskich świekr użyła trącącego już nieco myszką sformułowania 四體不勤,五穀不分 [四体不勤,五谷不分] sìtǐbùqín, wǔgǔbùfēn - palcem nie kiwnie, zbóż nie rozróżnia (dosł. ma leniwe cztery kończyny, pięciu zbóż nie rozróżnia), a to znaczy, że jest pasożytem żerującym na mężu i świekrach. 
Ufff. Dobrze, że moja tak o mnie nie mówi. A przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo ;)

2024-08-27

Vienna Teng 史逸欣

Słuchałam jej namiętnie dziesięć lat temu, a potem o niej zapomniałam. Błogosławiony fejs, przypomina mi czasem o takich perełkach. Przed Państwem Vienna Teng, amerykańska wokalistka tajwańskiego pochodzenia o niesłychanej wprost wrażliwości muzycznej:
 
Tutaj jej strona. Od dawna nie wydała żadnej nowej płyty, ale wciąż koncertuje i jest aktywna.

2024-08-24

What Dreams May Come

Dziś ramotka filmowa zupełnie niechińska - Między piekłem a niebem, amerykański melodramat z 1998 roku. Z racji chwilowego unieruchomienia oglądam, co mi tam zalega na dysku. Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu i tu znalazł się akcent azjatycki, mianowicie Rosalind Chao w obsadzie. W polskiej wiki o niej niewiele, w wersji angielskiej znajdziecie więcej, m.in. to, że za młodu grała w kultowym serialu M*A*S*H
Oczywiście polecam film nie z racji tego azjatyckiego wątku, a po prostu dlatego, że jest piękny. I daje tyle nadziei!...

2024-08-21

Wojna makowa

Trylogia makowa wciągnęła mnie tak, że zaczęłam zarywać noce, jak za czasów czytania Sapkowskiego w liceum. Napisane potoczystym językiem, świetnie wykreowany świat, tak bardzo chiński, tak bardzo fantastyczny! Autorka, Rebecca F. Kuang 匡靈秀, urodziła się w Chinach, jednak już jako dziecko wyemigrowała do Stanów. Do Chin wróciła na gap year i najwidoczniej musiały ją one oczarować, ponieważ następnie ukończyła studia sinologiczne. To pewnie dlatego tak podoba mi się jej styl: solidna kwerenda doprawiona świeżym spojrzeniem, trochę z zewnątrz, trochę od wewnątrz. Fantastyczna mieszanka! Serdecznie polecam.
PS. No i WRESZCIE są fajne książki przygodowe z dziewczynami w rolach głównych. Oczywiście nadal kocham Robin Hooda, Zorrę, Winnetou, Froda z Bilbem i tak dalej, ale - sami rozumiecie :)

2024-08-18

Wrota Piekieł 鬼门关

Dziś Święto Duchów. Brama między piekłem, a światem śmiertelnych jest dziś najgorzej strzeżona, porozmawiajmy więc o niej. Chińskie piekło diyu 地獄 jest opisane całkiem nieźle w anglojęzycznej wiki, więc tutaj powtarzać już nie muszę. Jednak dziś będzie o wrotach do tego piekła, które nazywają się Przełęczą Diablej Bramy: 鬼門關 [鬼门关] guǐ mén guān. Co ciekawe, dawniej to była rzeczywista nazwa geograficzna wąskiej i przerażającej przełęczy położonej w dzisiejszym Guangxi. Zgodnie z opisem słynnego chińskiego podróżnika Xu Xiake, znajdowała się między dwoma strzelistymi górskimi szczytami; było tam wilgotno, parno, często cała przestrzeń była wypełniona mgłą. W tym malarycznym, ciężkim powietrzu lepiej było insektom i szczurom niż ludziom. Mawiano, że na dziesięć osób, które tamtędy przechodzą, dziewięć nie wraca*. Pewnie właśnie dlatego wybrano tak okropne miano. Jednocześnie jednak nazwa ta była zawsze zarezerwowana dla legendarnego przejścia między światem żywych i umarłych, miejsce na granicy śmierci. W Podróży na Zachód, czyli tej chińskiej powieści, w której wciąż przeplata się rzeczywistość z baśnią, w 10. rozdziale trafiamy na opis: 
Nagle ukazało się miasto, a nad jego bramą wisiał szyld ze złotym napisem: Ciemna Brama Piekieł**. 
W dzisiejszych czasach nazwa ta najczęściej służy po prostu do opisu niebezpiecznej sytuacji. I choć wiele z nich może zostać opisanych jako przechodzenie Przełęczą Diablej Bramy, dziś najczęściej używa się jej w odniesieniu do... porodu. Szalenie dosadne: 生孩子就是走鬼门关 - poród to przechodzenie przez Przełęcz Diablej Bramy; 孕妇从鬼门关走了两遭 - ciężarna przechodzi dwakroć przez Przełęcz Diablej Bramy - bo choć normalnie droga do piekła jest jednokierunkowa, matkom, które szczęśliwie przeżyły poród, udało się stamtąd wrócić. 
Oczywiście, w XXI wieku śmiertelność położnic jest znacznie niższa niż dawnymi czasy***, jednak moim skromnym zdaniem nie sposób nie zgodzić się z samą koncepcją. Nie tylko z racji bólu, strachu, a czasem faktycznego niebezpieczeństwa. Przede wszystkim dlatego, że wcześniej jesteśmy po prostu sobą, a po powrocie z Przełęczy jesteśmy już nie tylko sobą, ale również matkami. Od ośmiu lat z kawałkiem trwa we mnie ta zmiana, to odkrywanie siebie na nowo, swoiste rozdwojenie jaźni. Pamiętam, że byłam inna. Inaczej spędzałam czas, inaczej patrzyłam na świat, inaczej traktowałam ludzi wokół. To nie tylko kwestia nowej roli - byłam córką, jestem matką, trzeba to czy tamto. Nie - ta zmiana sięga głębiej, aż do samych źródeł mojej osobowości. Codziennie podejmuję decyzje nie tylko za samą siebie, ale również dla mojej córki. Mam przekonanie graniczące z pewnością, że gdyby nie jej obecność, wiele moich wyborów wyglądałoby zupełnie inaczej; od prostego przyrządzania domowych posiłków ze zdrowych składników po świadome zmiany sposobu na życie, który był adekwatny dla mnie jako panienki czy nawet mężatki, ale okazał się nieodpowiedni przy dziecku. Przeszłam przez Przełęcz Diablej Bramy, a doświadczenie to i droga powrotna zmieniły mnie do głębi. Część mnie na zawsze już umarła, zaginęła, nie wróciła zza piekielnych wrót. Chińczycy wierzą w mnogość dusz zamieszkujących człowieka; skłonna jestem uwierzyć, że jakaś cząstka mojej duszy odeszła. Czy na zawsze? Nie wiem. Czy mi jej brakuje? Niezbyt - przecież na jej miejsce wskoczyła ta, która jest odpowiedzialna za stanie się matką. A jednak... od czasu do czasu zastanawiam się, jak wyglądałoby moje życie, gdyby nie pojawienie się Tajfuniątka. Czasem aż trudno mi w to uwierzyć, bo przecież XXI wiek, feminizm, prawa człowieka itd., ale jednak potomstwo wpłynęło u mnie nie tylko na hobby, zaspokajanie potrzeb życiowych czy organizację czasu, ale również na wybory dotyczące pracy, miejsca zamieszkania czy nawet stroju. 
Przeszłam przez Przełęcz; pod pewnymi względami umarłam i narodziłam się na nowo. Nie żałuję... ale im dłużej jestem matką, tym lepiej rozumiem kobiety, które matkami zostać nie zamierzają. Nie każdemu się spieszy do piekielnych wrót.

*鬼门关,十人去,九不还。 
**忽见一座城,城门上挂着一面大牌,上写着‘幽门地府鬼门关’七个大金字。
***Światowa Organizacja Zdrowia przedstawia regularnie dane dotyczące okołoporodowej śmiertelności kobiet. Wynika z nich, że np. w 2020 roku każdego dnia z powodu komplikacji związanych z ciążą lub porodem umierało około 800 kobiet, czyli średnio co dwie minuty na świecie umierała jedna kobieta. Nie jest więc aż tak dobrze, jak zwykło się nam wmawiać. Oczywiście w krajach rozwiniętych tych śmierci jest mniej, co jednak nie oznacza, że współczesna medycyna zdołała ten problem wyrugować zupełnie.

2024-08-15

A Long Walk to Water

Cieniutka książczyna dla dzieci lub młodzieży, napisana przez Ameykankę koreańskiego pochodzenia, Lindę Sue Park, jest napisana prostym językiem i opowiada prostą historię: pokazuje, jak wyglądają afrykańskie realia, zwłaszcza jeśli chodzi o kształcenie dziewcząt i jak się zmieniają - no i dlaczego się zmieniają. 
Po zapoznaniu się z tą właśnie lekturą Tajfuniątko nagle odkryło, że edukacja jest przywilejem. 
Mam nadzieję trafić kiedyś na jej inne książki, przybliżające kulturę koreańską, ponieważ bardzo spodobał mi się bezpretensjonalny styl jej prozy.

2024-08-13

Sarah Chang 장영주 莎拉·张

Dzisiejsza zdobycz to żadna nowość. Sarah Chang, Amerykanka koreańskiego pochodzenia, jest nawet trochę starsza ode mnie, od lat koncertuje i nagrywa. Ja jednak dopiero dziś usłyszałam ją po raz pierwszy - i polecam Wam z całego serca!  
I jeszcze to:
 

2024-08-10

月下老人 Księżycowy Swat

Czerwona Nić Przeznaczenia Matrymonialnego (姻緣紅線 yīnyuán hóngxiàn) to jeden z kluczowych chińskich przesądów związanych z małżeństwem. Ponoć związani jesteśmy niewidzialnymi jedwabnymi czerwonymi nićmi, które łączą nas z drugimi połówkami jabłek, z naszymi Prawdziwymi Miłościami. Osobą odpowiedzialną za te nici jest Księżycowy Swat Yuè Xià Lǎorén (月下老人) czyli Staruszek-Spod-Księżyca, często zwany po prostu Księżycowym Staruszkiem Yuè Lǎo (月老). Jest taoistycznym bóstwem czy też nieśmiertelnym (pojawiającym się w świątyniach!) swatającym młodych ludzi i dbającym o pomyślność ich małżeństw. W najstarszej wersji mitu przywiązani jesteśmy w kostkach, jednak gdy mit powędrował do Japonii, nitka została przeniesiona na męski kciuk i żeński mały palec u ręki. Oczywiście, nici muszą być czerwone, nawet jeśli są niewidzialne, ponieważ czerwień jest kolorem szczęścia szczególnie mocno związanym ze ślubami i weselami. Para związana czerwoną nicią jest sobie przeznaczona, bez względu na zastane okoliczności. Nić jest magiczna, więc może się poplątać czy też rozciągnąć, jednak nigdy nie pęka. 
Wśród wielu legend o Księżycowym Swacie i niewidzialnej czerwonej nici jedną z najbardziej znanych jest ta o młodym chłopcu, który pewnego wieczora przyuważa staruszka w świetle księżyca. Ten opowiada mu o nici i pokazuje dziewczę, którego przeznaczeniem jest zostać żoną chłopca, jednak chłopiec, zamiast ucieszyć się, że ktoś rozwiązał zań problem szukania żony, rzuca w dziewczę kamieniem i ucieka. Albo on jest zbyt niedojrzały, albo ona niespecjalnie urodziwa... Po wielu latach, gdy chłopiec staje się wreszcie mężczyzną gotowym do małżeństwa, jego rodzice aranżują dlań wszystko. Starym zwyczajem pan młody może ujrzeć oblubienicę dopiero po ślubie. Chłopak podnosi jej czerwony welon i widzi najładnieszą dziewczynę we wsi, która wszakże na jednej brwi nosi biżuterię. Spytana o powód odpowiada, że gdy była jeszcze dziewczynką, jakiś łobuz rzucił w nią kamieniem, zostawiając jej bliznę na całe życie... 
Jest kilka wersji historii, m.in. taka, w której mężczyzna, któremu Księżycowy Swat pokazuje wybrankę - kilkuletnią biedaczkę pod opieką ślepej niani - gniewa się i najmuje zbirów do ich zabicia. Kiedy w końcu się żeni, okazuje się, że żona kuleje i ma bliznę, ale to drobiazgi, bo pochodzi z szalenie bogatej rodziny. Oczywiście okazuje się, że kiedy jej rodzice zmarli, niania dla niepoznaki przebrała je w łachmany, żeby zaprowadzić do domu wujostwa bez narażania się na napadnięcie przez bandytów, ale jakiś wariat na nich napadł po drodze i próbował zabić zupełnie bez powodu. I tak dalej, i tak dalej. Zawsze okazuje się, że przeznaczenie płata nam psikusa. 
Zgodnie z tajwańskim wierzeniem, co roku w chińskie walentynki (czyli siódmego dnia siódmego miesiąca księżycowego) Tkaczka robi wielki spis powszechny pełnoletnich panien i kawalerów. Spis ten zostaje dostarczony Księżycowemu Swatowi, który sprawdza charaktery, hobby, status materialny itd i sporządza księgę matrymonialną, po czym łączy pary niewidzialną nicią. 
Zgodnie z badaniami socjologicznymi robionymi na Tajwanie, wiara w Księżycowego Swata przychodzi z wiekiem. Znaczy, wierzą weń raczej stare panny i starzy kawalerowie, zapewne próbując wyjść z twarzą z niepowodzeń natury uczuciowej: po prostu ich nitka jest cokolwiek dłuższa i bardziej poplątana od tych innych... 
Wszystkiego najlepszego z okazji chińskich walentynek czyli Święta Podwójnej Siódemki! Mam nadzieję, że Wasze nitki są wystarczająco krótkie, byście szybko odnaleźli swe drugie połówki... albo niech i będą takie długie jak moja, ale niech w końcu dowiodą Was do szczęśliwego finału.

2024-08-06

akebia 八月瓜

Nadszedł sierpień, wreszcie mam wakacje! Tryb pracy chińskich uniwersytetów znacząco różni się od tych polskich - semestr zaczęłam pod koniec lutego, a egzaminy wypadły w ostatnim miesiącu czerwca. Jednakże papierkologia trwała prawie do końca lipca - częściowo przez niekompetencję współpracownika oddelegowanego do "opieki" nade mną, a częściowo po prostu dlatego, że jest jak jest. Biorąc pod uwagę fakt, że będę musiała wrócić do pracy już pod koniec bieżącego miesiąca, wakacje okazują się być dość krótkie. Jasne, dłuższe niż zwykły urlop, ale - to dobrze, że ZB pracuje raczej niekonwencjonalnie i nie codziennie, bo inaczej nie mam pojęcia, co zrobiłabym z Tajfuniątkiem... Ale wreszcie przyszedł czas odpoczynku. Można znów chodzić na spacery, na miłe spotkania, na badmintona i na targowisko. A na targowisku nowe cudo: owoc, którego chińska nazwa przetłumaczona na polski to "sierpniowa gua*":
Oczywiście kupiłam, oczywiście pożarliśmy ze smakiem. A potem wzięłam się do guglania.
Akebia pięciolistkowa to gatunek pnącza, które w stanie naturalnym występuje w Chinach, Japonii i Korei, gdzie jest nie tylko przysmakiem, ale i składnikiem lekarstw. Oczywiście zamorskie diabły nie poznały się na jej leczniczych właściwościach, ani nawet na walorach spożywczych, więc na Zachodzie uprawiana jest głównie jako roślina ozdobna. A że szybko się mnoży i dziczeje, często jest tępiona jako inwazyjna. Kurczę, niektórzy naprawdę są przerażająco nienaukliwi: rośnie ci jedzenie i lek pod nosem, a ty go chcesz tępić zamiast wykorzystać?
Żeby się dobrać do owocu, należy rozciąć mięsisty mieszek. Nasiona są twarde, gorzkie i mogą powodować podrażnienia przełyku, ale jadalne, czyli w zależności od tego, czy jesteśmy bardziej leniwi czy bardziej wybredni, możemy jeść z nimi (najlepiej nie rozgryzając) albo wypluwać/wydłubywać. Ze względu na kłopot z wypluwaniem/wydłubywaniem pestek nigdy akebia nie stanie się moim ulubionym owocem, a szkoda! Ponoć owoce mają właściwości moczopędne, przeciwzapalne i przeciwbólowe; wykorzystuje się je również w medycynie naturalnej w zaburzeniach laktacji. Najważniejsze jednak, że pomagają zmniejszać otyłość i obniżają cholesterol. Łodyga jest również cenna: zawiera dużą ilość soli potasowych. Przedsiębiorczy Chińczycy nie wyrzucają nawet tych mięsistych skórek owoców, które również wykorzystuje się w medycynie - nie zdołałam się jednak dokopać do informacji, do czego są im właściwie potrzebne.
Podobno kwiaty akebii pachną jak czekolada - niestety, nigdy jeszcze się na nie nie natknęłam. Pędy tradycyjnie wykorzystuje się w wikliniarstwie.

*gua czyli dyniotykwomelon, bo obejmuje baaaaaaaaaardzo dużą i skontrastowaną wewnętrznie grupę roślin, o czym możecie poczytać więcej tutaj.

2024-08-03

Ukłon świata - Hanka Saqib

Ta baśniowa autobiografia (termin ukuty przeze mnie specjalnie na potrzeby rzeczonej książki) nie jawiła mi się jako potencjalna lektura dla mnie. Po przeczytaniu entuzjastycznej recenzji blogerki, do której mam spore zaufanie jeśli chodzi o gust literacki, postanowiłam jednak wyjść ze swej strefy komforu czytelniczego, zwłaszcza wiedząc o tym, że znajdę tu liczne wątki azjatyckie oraz o związkach międzykulturowych. 
No i się nie zawiodłam. Były tu i fragmenty, w których jakbym czytała o sobie, i fragmenty, w których zazdrościłam autorce wyobraźni, i fragmenty, w których cieszyłam się, że moje życie jest jednak znacznie nudniejsze. Jeśli szukacie literatury podróżniczej z bardzo osobistym zacięciem, albo jeśli po prostu interesują Was ścieżki ludzi innych od Was samych - możecie spokojnie dać jej szansę. 

PS.2 Tak okrutnie tęsknię za Wietnamem...