2023-10-08

Ogród rodziny Zhu 朱家花园

Ogród rodziny Zhu położony jest w samym centrum jianshuiskiej starówki. Nie jest to, wbrew nazwie, sam ogród, a przepyszna rezydencja z końca mandżurskiej dynastii Qing, jedno z najlepszych miejsc do obejrzenia sobie tradycyjnego chińskiego domostwa bogatych ludzi w pełnej krasie. Domostwo wybudował człowiek wykształcony i z klasą; za jego czasów rodzina była duża i dobrze zaopiekowana przez czeredę służących (którzy oczywiście też mieszkali na miejscu), dlatego nie dziwi rozmach, z jakim rezydencja została zbudowana: całość wraz z ogrodami liczy sobie ponad 2 hektary a powierzchnia mieszkalna - 5000 metrów kwadratowych; samych podwórek czy też patio jest tu ponad czterdzieści sztuk, a pokoi ponad dwieście! Ogromna rezydencja, ogródki i przybudówki tworzą przepiękny labirynt. Od 2013 roku jest oficjalnie uznanym zabytkiem wartym państwowej opieki, w związku z czym wciąż trwają tu remonty i konserwacje. Uprzykrza to oczywiście zwiedzanie, ale trzeba przyznać, że zamiast odmalować po wierzchu i zostawić, żeby niszczało, konserwatorzy starają się ocalić i odrestaurować, co tylko się da.

Zwiedzanie rozpoczyna się zazwyczaj od znajdujących się tuz przy wejściu do rezydencji magazynów wielkiej firmy stworzonej przez braci Zhu - ale o tym później. Firma zajmowała się importem i eksportem wszystkiego, na czym w owych czasach najłatwiej było zarobić - cyną, opium, tkaninami sprowadzanymi z Zachodu... Tuż obok znajduje się domowa kaplica, a dopiero w głębi zaczyna się "właściwa" rezydencja. Niedaleko kaplicy jest staw, a za nim - scena. 

A potem się zgubiłam. I tak wędrowałam po rezydencji, przyjemnie zagubiona. Oczywiście - wszędzie były opisy, ale po dziesiątym pawiloniku, piętnastym ogródku czy dwudziestym pokoju - nie pamiętałam już skąd przyszłam ani dokąd idę. Nie mam nawet gwarancji, że aby na pewno wszystko zwiedziłam. Gdybym chciała takiej gwarancji, mogłabym zwiedzać z przewodniczką (płatną osobno), która przy okazji opowiedziałaby mi o wszystkich dziwach i cudeńkach, które można w tym domostwie znaleźć. Pokazywałaby na przykład, jak lokalna kultura tutejszych mniejszości etnicznych znalazła wstęp do hanowskiego domu - a to za sprawą lokalnych artystów, którzy płaskorzeźbami i rozmaitym rzemiosłem upiększyli tradycyjne chińskie budynki. Ze względu na upalny klimat zadbano nie tylko o wielką ilość okien i przeciągów, ale również o dużo zielonych zakątków, często opatrzonych gigantycznymi misami wypełnionymi wodą - a przy okazji lotosami czy grzybieniami oraz rybkami. Większość mebli, jak na wyposażenie domu bogaczy przystało, wykonana została z drewna pterokarpusa sandałowego czyli tzw. sandałowca czerwonego. Co bardziej wykształceni goście często porównują domostwo Zhu do rezydencji opisanej we Śnie Czerwonego Pawilonu. I wzdychają z zachwytem, przede wszystkim dlatego, że mało która rezydencja sprzed ponad stu lat przetrwała w Chinach do dziś. Wojenki watażków po upadku cesarstwa, wojna z Japonią i ta światowa, a potem wojna domowa, zwycięstwo komunistów i Rewolucja Kulturalna - to wszystko sprawiło, że perełek w rodzaju ogrodu rodziny Zhu, w pełni zachowanych, nawet jeśli ogołoconych z wiekszości oryginalnego wystroju, jest dziś w Chinach bardzo niewiele. 

Ale zacznijmy od początku. A na początku był... Hunan. Pierwsi reprezentanci rodu Zhu przybyli do Yunnanu z Hunanu, za czasów pierwszego cesarza dynastii Ming, Hongwu. Przez wiele pokoleń rodzina była zupełnie zwyczajna; powoli dorabiali się na handlu herbatą, jedwabiem itd. Karta odmieniła się dopiero za czasów mandżurskiego cesarza Tongzhi (druga połowa XIX wieku), kiedy to ówczesny patriarcha Zhu Guangfu postanowił przenieść się do centrum Jianshui, gdzie założył młyn i bimbrownię. Ponieważ ludzie muszą jeść i lubią zaglądać do kieliszka, rodzina nagle zaczęła się gwałtownie bogacić. Zwłaszcza, że właśnie w tamtych czasach w pobliskim miasteczku Gejiu odkryto rudę cyny. A że droga między Gejiu a Jianshui była częścią najważniejszego yunnańskiego szlaku łączącego południe prowincji z Kunmingiem, w zimie, gdy ustawały prace polowe, rodzina Zhu zaczęła wyprawiać konne karawany, przynoszące ogromne zyski. Im więcej karawan wyprawili, tym lepiej się znali na tym, co warto importować i eksportować, a w dodatku po drodze zbierali wieści o cynie. Odważny i przedsiębiorczy Zhu Guangfu postanowił zainwestować pieniądze zarobione w handlu w kopalnie cyny. Nie tylko kupił wiele kawałków ziemi podejrzanej o złoża cyny, ale również postawił obok hutę, dając dzięki temu zatrudnienie setkom ludzi i trzymając w garści zarówno przemysł wydobywczy, jak i hutnictwo. Wówczas właśnie powstała jego firma Zhu Hengtai 朱恒泰. 

Przedsiębiorczość ominęła jedno pokolenie i wróciła wzmożona w pokoleniu wnuków Zhu Guangfu. Trzydzieści lat po jego śmierci, w klanie Zhu pojawiły się dwie osobowości: Zhu Chaochen 朱朝琛 i Zhu Chaoying 朱朝瑛. Obaj zdali egzaminy cesarskie i objęli oficjalne urzędy, jeden w Guizhou, a drugi w Kantonie. Postanowili pomnożyć rodzinne bogactwo, więc obracali nie tylko sztabkami cyny, ale również opium i setkami importowanych i eksportowanych produktów. W dodatku rozszerzyli działalność lokalnej dotąd firmy - przesyłali towary najpierw do Mengzi, potem do Guangxi, a potem do Kantonu i Hongkongu, importując stamtąd wszelkie zachodnie zbytki. Gdy w 1889 roku cesarstwo zostało przez Francuzów zmuszone do stworzenia pierwszej chińskiej izby celnej, powstała ona w Mengzi. Odtąd cyna i inne produkty oderowane przez braci Zhu wędrowały nie tylko po całych południowych Chinach, ale również spływały Czerwoną Rzeką aż do dzisiejszego Hanoi, a potem do Hajfongu, na parowiec, a po dotarciu do Hongkongu nawet na transatlantyk i dalej w świat! Wówczas siedzibę główną Zhu Hengtai przeniesiono dla wygody do Mengzi, a ekspozytury otwarto w Hongkongu, Kunmingu, Jianshui i Hanoi. 

Nie myślcie jednak, że cała firma opierała się na barkach wspomnianych wnuków; bodaj wszyscy mężczyźni w rodzinie wspierali rozwój firmy podług własnych zdolności. Dzięki temu klan Zhu zainwestował we wszystko, na czym w ogóle można było zarobić pieniądze: w ziemię, rolnictwo, przemysł i handel. Byli tak bogaci, że ich każda najdrobniejsza decyzja inwestycyjna wpływała na ekonomię a nawet politykę całej prowincji. W tym właśnie czasie kupili w centrum Jianshui kawałek ziemi i postawili rodzinną rezydencję wraz z przydomową kapliczką. 

Jednak nie wszystko układało się po ich myśli. Nie wszystkim w smak były mandżurskie rządy, a jeszcze bardziej nie znosili wstrętnych obcych, którzy się rozpanoszyli po całym Yunnanie w wyniku wojny chińsko-francuskiej. W 1903 roku w południowym Yunnanie wybuchło powstanie przeciw Mandżurom i obcym (反清仇洋), na którego czele stał Zhou Yunxiang. Był on jednak tylko twarzą powstania, zaś sercem i portfelem - Zhu Chaoying. A ponieważ portfel był wypchany, powstanie było wystarczająco duże i niepokojące dla władz, że wysłały one wojsko, by spacyfikować powstańców. Zhu Chaoying nie byłby się w stanie wykręcić od odpowiedzialności, więc uciekł... do Japonii. Ukrywał się tam pięć lat, a gdy sprawa przycichła, wrócił jak gdyby nigdy nic do Jianshui, żeby dalej budować rezydencję. No i żeby rozmyślać nad tym, co zobaczył w Japonii. Która była już po restauracji Meiji, więc była od Chin nowocześniejsza, lepiej rozwinięta i bardzo inspirująca. Zhu Chaoying stwierdził, że dynastia mandżurska musi upaść i że on chętnie jej w tym dopomoże. Dlatego był w ścisłym kontakcie z antyqingowskimi organizacjami, a w 1911 roku, gdy Cai E, Li Genyuan, Tang Jiyao i inni absolwenci Yunnańskiej Akademii Wojskowej wzniecili powstanie w Kunmingu, obalając władzę, Zhu Chaoying z maleńkim opóźnieniem zdobył siedzibę władz w Lin'anie (czyli dzisiejszym Jianshui) i wraz z rozmaitymi linańskimi osobistościami stworzyli "rząd wojskowy". Cai E, widziąc, że Zhu Chaoying daje sobie radę, oficjalnie ogłosił go szefem Lin'anu i Chengjiangu, czyli de facto "królem" południowego Yunnanu. A na bramie głównej nowo wybudowanej rezydencji zawisła tablica "generalska siedziba" 中将第. 

Królowanie nie potrwało długo. W 1925 roku Yuan Shikai ogłosił się nowym cesarzem i Chiny znów stanęły w ogniu. Zhu Chaoying poprowadził 1700 żołnierzy do walk w Guangxi; przegrał. Jego syn próbował dobić się do bram Jianshui, ale też został pobity i zginął. Rezydencję splądrowano. Dopiero w 1922 roku Tang Jiyao przypomniał sobie o zasługach (i grubym portfelu) rodziny Zhu i nakazał zwrócenie zagrabionych ruchomości. W 1927 roku Tang Jiyao umiera, a na jego stołek wdrapuje się Long Yun i stara się zdobyć przy pomocy wojska kontrolę nad Gejiu i Mengzi. Nie w smak to Zhu Chaoyingowi, który wysyła bratanka Zhu Yingchuna by nie pozwolił watażce się szarogęsić. Po tygodniu walk, spaleniu tysięcy straganów i sklepików i zabiciu setek ludzi obaj panowie Zhu zostali w kajdanach sprowadzeni do Kunmingu. Bratanek został stracony; stryjowi udało się ujść z życiem, ale musiał znaczną część majątku oddać Kuomintangowi. Rezydencję też musieli oddać. Rodzina Zhu, zbiedniała i pozbawiona nadziei, rozpierzchła się po świecie; w 1930 roku Zhu Chaoying zmarł na wygnaniu jako nędzarz. 

Po dojściu komunistów do władzy rezydencja rodziny Zhu przeszła w ręce władz; jakiś czas była biurem, kiedy indziej - szpitalem polowym. Zakwaterowano tam dziesiątki (jeśli nie setki) ludzi, zazwyczaj nie obarczonych przesadną kulturą osobistą czy też szacunkiem dla cudzej własności. W 1989 roku władze ogłosiły rezydencję zabytkiem; wykwaterowano stąd ludzi i w 1990 roku zaczął się remont. Moim zdaniem o czterdzieści lat za późno. Wspaniała qingowska rezydencja była obrazem nędzy i rozpaczy - straszyły poniszczone drzwi i okna, nierozpoznawalne już płaskorzeźby czy ozdoby, a cudnie wykaligrafowane inskrypcje przepadły bezpowrotnie. Ale konserwatorzy zabytków robili, co mogli: starali się zastępować nienaprawialne sprzęty innymi znalezionymi w regionie starociami; odtworzono maleńkie ogródki i patio, a 28 pokojów zostało doprowadzonych do używalności. Po co? 

W 1999 roku, przy okazji Expo w Kunmingu, wszyscy najwazniejsi goście byli przywożeni do Jianshui (a pamiętać trzeba, że w tamtych czasach to nie było hop-siup szybką koleją, a ładnych kilka godzin tłuczenia się w jedną stronę!) na zwiedzanie Ogrodu rodziny Zhu z możliwością przenocowania w którymś z wyremontowanych pokojów. Całe umeblowanie jest w qingowskim stylu; w owym czasie również przewodniczki i chłopcy hotelowi byli ubrani w odpowiednim stylu i w takimże qingowskim stylu obsługiwali przyjezdnych. 

Pewnego razu do wyremontowanej rezydencji zaproszono jedyną odnalezioną krewną dawnych właścicieli - Guan Jianhua to siostrzenica Zhu Yingkaia. Powiedziała ona, że nie wszystkie szczegóły się zgadzają, na przykład dawniej we drzwiach były szklane szyby osłaniające rzeźby. Dawnymi czasy szkło sprowadzano z Hongkongu. W czasach świetności klanu służące musiały codziennie wstawać wcześnie po to, żeby wypucować wszystkie szyby. Pani Guan dała swoje błogosławieństwo konserwatorom zabytków - po to w końcu została zaproszona, nie po to, by domagać się oddania spadku - i gdy po Expo życie wróciło do normy, ślimaczym tempem ruszyła znów restauracja obiektu. 

 Obecnie jest tam tak:

Marmurowe kanapy i fotele, zgodnie z tutejszą nomenklaturą, zrobione z dalijskich kamieni 大理石.
na prawie każdym patio krajobraz w doniczce. Albo, jak w powyższym przypadku, na półmisku ;)
scena nad jeziorkiem
a tak podobno wyglądała pierwotnie rezydencja
bóstwa drzwi
sztuczny wodospad
Czasem z okazji przedstawienia czy koncertu, bramy rezydencji otwierają się po zmroku.

Dziś, spacerując po dawnej posiadłości jednej z najbogatszych rodzin południowego Yunnanu, westchnijmy nad ich losem. Można mieć dobre geny, sprytnych przodków, świetne wykształcenie, smykałkę do biznesu, znajomości... Nawet jeśli ma się wszystko, reszta zależy od szczęścia. Ludzie, którzy mają szczęście, zawsze powtarzają, że wszystko zawdzięczają własnej ciężkiej pracy i inteligencji. Ale ani ciężka praca, ani niewątpliwa inteligencja nie uchroniła Zhu Chaoyinga przed popadnięciem w tarapaty i nędzę. Życzmy więc sobie nawzajem - przede wszystkim szczęścia. 

Info dla zwiedzających: Ogród rodziny Zhu otwarty jest codziennie w godzinach 8-20; czasem bramy są otwierane również wieczorem, gdy wewnątrz zaplanowany jest np. koncert czy przedstawienie. Bilety kosztują 50 yuanów od osoby. Warto na zwiedzanie zaplanować sobie około pół dnia, a jeśli chcemy chwilę odpocząć w ogrodzie, dokładnie prześledzić historię rodziny i rezydencji, przedstawioną w części muzealnej, wziąć udział w warsztatach ceramicznych czy też po prostu przysiąść na kawie i lodach w kawiarni wewnątrz kompleksu - można śmiało doliczyć jeszcze parę godzin.

Tutaj znajdziecie parę zdjęć dużo, dużo lepszych od moich.

2 komentarze:

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.