Uwielbiam moją drogę do pracy. Wiedzie ona koło kampusu Uniwersytetu Yunnańskiego, brzegiem Szmaragdowozielonego Jeziora, a w międzyczasie mijam jeszcze dziedziniec Akademii Wojskowej. Zaledwie półgodzinny spacer, a jaki przyjemny! Cieszą mnie zawsze ludzie. Choć pora dość wczesna, a zimą temperatura dość niemiła, zawsze natknę się na przynajmniej parę grup ćwiczących staruszków. Co ćwiczą? A różnie: taichi, tańce ludowe, tańce z wachlarzami, taniec klasyczny, wielkopędzlową kaligrafię na chodnikach, a także - tańce z piłeczkami tenisowymi.
Chodzi o to, żeby piłeczka nie spadła z rakietki; żeby ruchy były tak płynne, że nawet odwracanie paletki do góry nogami i dziwaczne podskoki kończyły się płynnym ruchem piłeczek na paletce.
Za każdym razem, kiedy widzę te akrobacje, wyobrażam sobie siebie z posiniaczoną od piłeczki twarzą. Cóż. Na emeryturze będę raczej jednak ćwiczyć taichi...
Wspaniały wpis, muszę spróbować tańca z piłeczkami.
OdpowiedzUsuńJa, w trosce o zdrowie, jednak wybieram inne sporty :)
Usuń