2014-06-27

狮子山 Lwia Góra

Wieść gminna niesie, że Lwia Góra kiedyś inne miała miano i wcale lwa nie przypominała. Zwała się Górą Sięgającą Niebios i to właśnie na nią wdrapywali się śmiałkowie chcący wieść życie bogów i nieśmiertelnych. Gdy usłyszał o tym Nefrytowy Cesarz, rozgniewał się bardzo i nakazał Bogu Gromów rozdzielenie nieba od góry.
Otrzymawszy rozkaz, pospieszył Bóg Gromów do miejsca styku ziemi i nieba. Zakołysał potężnym młotem - dał się słyszeć potężny grzmot - i już w miejscu dawnej drogi do nieba jest dziura, przecinająca szczyt. Ludzie nie wiedzieli, kto rozszczepił szczyt, więc zwali odtąd górę "Kto Rozszczepił Szczyt?".
Nie wie nikt, jak wiele lat upłynęło od rozszczepienia szczytu, gdy górę odwiedziło dziewięćdziesiąt dziewięć podobnych chmurom białych smoków. Ujrzawszy śliczną górę, obfitą w piękne krajobrazy, smoki obrały sobie ją na siedzibę. I tak z góry trysnęło dziewięćdziesiąt dziewięć bijących świeżością źródeł, pojących spragnioną glebę Wudingu i dających radość ludowi. Lud w podzięce postawił na szczycie góry Świątynkę Białych Smoków, a z czasem góra stała się znana jako Góra Białych Smoków.
Lata płynęły i nikt nie wie, kiedy dokładnie górę upatrzył sobie lew. Czysta woda, lasy bogate w zwierzynę... Zachciało się lwu zawalczyć o górę ze smokami. Rozpoczęła się walka na śmierć i życie, lew ryczał i krzyczały smoki, aż skały drżały, dął wicher i rozpętała się nawałnica. Walka trwała równo dziewięć tysięcy dziewięćset osiemdziesiąt jeden dni i skończyła się sromotną porażką smoków, które wzięły nogi za pas. Dwa z nich, ciężko zranione, nie zdołały uciec i schroniły się pod sąsiednią, Wschodnią Górą. Tam, czekając aż wyliżą się z ran, układały plan zemsty na lwie. Wiedząc, że nie pokonają lwa zwykłą bronią, stwierdziły, że go podtopią - smoki to wszak opiekunowie wody. Zaczęły więc wypełniać górę wodą, gromadząc ją pod przyszły potop, jednocześnie ją wznosząc coraz wyżej i wydłużając. By powstrzymać smoki, mieszkańcy wioski wybudowali na szczycie pagodę - sygnał ostrzegawczy dla lwa. Ten zaś ułożył się tak, by przednie łapy były zawsze w pogotowiu, obejmując wschodni szczyt i czekał na smoki. One, ujrzawszy bojową pozę lwa, przestraszyły się i postanowiły poczekać przed decydującą bitwą. I od wieków tak czekają, smoki pod górą i lew, który z czasem się w tę górę wtopił. Ponoć tylko dzieci i wariaci potrafią dostrzec w górze drzemiącego lwa. Ciekawe, czy kiedyś obudzi go nagły atak smoków?...
Z okazji braku okazji wybraliśmy się na wycieczkę. Miasteczko Wuding 武定, położone niedaleko od Kunmingu (około 60 km), leży u stóp Lwiej Góry - nie wiedziałam jeszcze wtedy, że ta góra się tak zowie, a w ogóle wybieraliśmy się zupełnie gdzie indziej, ale gdy z dala zobaczyłam na wierzchołku pagodę,
zarządziłam zmianę planów. Góra jest niewiele niższa od Rysów (2452 m.), czyli w skali Yunnanu jest niziutka, już nie mówiąc o tym, że tak naprawdę od szczytu do stóp góra ma niecałe 700 metrów, bo akurat ten kawałek Yunnanu jest sporo ponad poziomem morza; jednak jej niezaprzeczalne piękno od zawsze przyciągało ludzi. Co najdziwniejsze - góra nie została dramatycznie zdewastowana przez setki hałaśliwych Chińczyków, nadal można z prawdziwą przyjemnością przejść dzikimi ścieżkami i zarośniętymi żlebami, porzucać się szyszkami i odpocząć w gęstym poszyciu leśnym. Tak, moi drodzy - oprócz oczywistych w chińskich parkach schodów i betonu, znajdziemy tutaj prawdziwy las. Już choćby za to można pokochać Lwią Górę, a przecież to nie wszystko! Myśmy jednak odwiedzili Lwią Górę w całkiem niewłaściwym terminie - gdybyśmy przyjechali na przełomie marca i kwietnia, zagubiłabym się w przepastnym Ogrodzie Peonii, jedynym w Yunnanie zresztą. Są tu sześćsetletnie drzewa, dziwacznie ukształtowane skały, okoliczności przyrody zapierają dech w piersiach - a do tego dodać trzeba to, co wyszło spod ludzkiej ręki - a mam tu na myśli nic innego, a prawie siedmiowiekową świątynię zen przecudnej urody. O świątyni opowiem kiedy indziej - muszę jeszcze trochę poszperać w materiałach.
Gdyby bogowie bardziej nam sprzyjali, może udałoby nam się nawet ujrzeć wodospad - niestety, wysechł do cna. Tak samo zresztą jak Jadeitowe Jezioro Na Szczycie, z którego została ledwie kałuża... Upolowaliśmy tylko łeb pytona i parę starych grobów, ukrytych w leśnym gąszczu.
Jak zwykle, moje zdjęcia są ledwie przebłyskiem odbicia piękna tego miejsca. Warto tam pojechać, żeby się powłóczyć po lesie i poszukać pamiątek po dawnych czasach.

2 komentarze:

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.