Jakis czas temu obzarlam sie jak dzika zabim goracym kociolkiem 火鍋. Miesko pyszne, delikatniejsze od kurczaka (notabene te zaby zwa sie 田雞, czyli kurczaki polne), pychota! Troche moze na poczatku odrzucaja zabie odnoza, z doskonale wyksztalconymi palcami... Ale nie o tym w ogole mialam pisac. Tuczacy mnie bezlitosnie Zwykla Belka zabiera mnie teraz czasem na targ. Wlasciwie za kazdym razem dowiaduje sie czegos nowego o jedzeniu. Tym razem tematem przewodnim byly kijanki zaby ryczacej, po chinsku 牛蛙. Poniewaz sa wielkie, nie rozpoznalam w nich poczatkowo testowej wersji zaby. Poza tym nawet jesli - to przeciez tego sie nie je!
Je sie.
Zeby dobrze przyrzadzic kijanke, trzeba ja najpierw ogluszyc, potem wypatroszyc (niektorzy nie patrosza, ale ja nie wiem, co ona zarla, wiec lepiej wyjac wnetrznosci...), a potem sciagnac skore, zaczynajac od glowy.
Teoretycznie skore mozna jesc, ale nie jest to zaden olsniewajacy smak, chyba, ze jest kijanka podana w chrupkiej panierce. Po przygotowaniu mozna je traktowac jak kazde inne mieso - smazyc, dusic, cokolwiek. Mysmy usmazyli na czosnku, imbirze i papryce, a gdy juz byly obsmazone, dodalismy wody i dusilismy jakies 5 minut na wolnym ogniu.
Niestety. Jest to kolejna przepyszna potrawa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.