2024-01-06

云岭回响 Echo z yunnańskich gór

Mieszkamy na niewielkim osiedlu przy Yunnańskim Teatrze Pieśni i Tańca. Świetna miejscówka, bo w samym centrum, choć samo osiedle starutkie i o standardzie adekwatnym do wieku osiedla. Czymś, co rekompensuje ewidentne braki jest jednak towarzystwo - mieszka tu dużo tancerzy i muzyków, teraźniejszych i emerytowanych. Jednym z nich jest pan Gong (龚启森), którego ZB zawsze z szacunkiem wita, a do którego Tajfuniątko mówi per "dziadku" - a on się nią oczywiście zachwyca. Pan Gong to chodząca legenda. Jest utytułowanym muzykiem wykonującym muzykę etniczną na wielu różnych instrumentach dętych (ponad dziesięciu - w tym na fletogruszce, fletach, okarynach). Ba, on nawet stworzył własny... hmmm... flet? Tak, chyba najbliżej mu do fletu. Jest nie tylko jeżdżącym w trasy koncertowe po całej Azji wykonawcą, ale też twórcą wielu utworów na rozmaite lokalne instrumenty, a także wykładowcą - specjalistą od muzycznego folkloru Yunnanu. Swoją pasję przekazał synowi, który obecnie również jest multiinstrumentalistą folkowym, świetnym zresztą, a teraz obaj znęcają się trzymają artystyczną pieczę i nad najmłodszą latoroślą rodu, dziewięcioletnią Duoduo. Która, tak się składa, jest obecnie najlepszą przyjaciółką Tajfuniątka. 
To właśnie dlatego, gdy w połowie października pan Gong obchodził 65-lecie pracy artystycznej, zostaliśmy całą rodziną zaproszeni na "koncert trzech pokoleń". Dziadek, ojciec i córka w towarzystwie kunmińskiej orkiestry symfonicznej wykonali gamę yunnańskich hitów, wspólnie i solo.
Kunmińska orkiestra nie zawiodła: grali tak samo źle, jak zazwyczaj, albo i gorzej. Gorzej m.in. dlatego, że zdecydowana większość utworów napisanych przez pana Gonga to same melodie na instrument solowy, które nigdy nie zostały zinstrumentowane ani nawet opatrzone najprostszym akompaniamentem. Jeszcze parę dni przed koncertem młody dyrygent skrobał w pośpiechu aranżacje. Muzycy nie mieli więc czasu na jakieś gruntowne przećwiczenie materiału... 
Nieważne. Ważniejsze już to, że 65 lat pracy artystycznej w przypadku dęciaków to naprawdę bardzo dużo. Smykałka nadal tam jest, jest ucho, jest wyczucie - ale nie ma już techniki a i oddech słaby. Moje muzykologiczne ucho cierpiałoby, gdyby nie prosty fakt, że to był dla mnie koncert absolutnych nowości. Większości kawałków nie słyszałam nigdy w życiu. Niektóre instrumenty były mi znane, ale część widziałam na oczy po raz pierwszy. Jestem trochę otrzaskana z muzyką chińską, ba, nawet z muzyką Yunnanu - ale to były rzeczy, o których nigdy nawet nie słyszałam! Przymknęłam więc ucho na niedoskonałości wykonania dziadka i wnuczki (akurat Gong junior spisał się wyśmienicie) i skupiłam się na przeżywaniu Yunnanu. Quasiptasie trele, intrygujące przedęcia, zaangażowane całe ciało. Wspaniałe! 
Muszę wyskrobać jeszcze trochę czasu. Żeby oprócz czasu na Tajfuniątko i ZB, czytanie, badmintona, kucharzenie, rowerowanie, czytanie, pisanie, odkrywanie coraz głębszych warstw Kunmingu, rodzinę i znajomych - żeby znalazł się jeszcze czas na zgłębianie tajników tutejszej muzyki... 
PS. W tej wyliczance znów zapomniałam o śnie i pracy. Ale tak na co dzień oczywiście o nich pamiętam. Zazwyczaj.

6 komentarzy:

  1. Co za pasujące imię Gong :) Ale ja w innej sprawie ;) Przeczytałam dzisiaj u Marzeny z Dzieci Świata, że Chiny są w czołówce krajów z największą ilością nieletnich żon (po Indiach i Bangladeszu). Czy rzeczywiście jest to widoczne? Czy dotyczy to jakichś konkretnych regionów, mniejszości itp.? Napiszesz coś? Pozdrawiam! Ada

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgodnie z tym, co twierdzi UNICEF, problem dotyczy około 3% dziewczynek w Chinach. Liczbowo to dużo, ze względu na liczną populację, ale procentowo to w ogóle nie problem, zwłaszcza porównując np. z Nigerem, gdzie do tego zmuszonych jest 75% dziewczynek. Proponuję zerknąć do statystyk (np. tutaj: https://www.statista.com/statistics/1226532/countries-with-the-highest-child-marriage-rate/). Wracając do pytania: nie, problem nie jest widoczny, choć takie małżeństwa się zdarzają, są one tutaj nielegalne i bardzo źle postrzegane przez zdecydowaną większość społeczeństwa. Podejrzewam, że wspomniane 3% ukrywa się gdzieś po wsiach zabitych dechami, dokąd nie dotarła jeszcze cywilizacja, a przede wszystkim - prawo.

      Usuń
  2. Porównując z Nigrem to tak. Jednak 3% to i tak nie tak mało. To jedna na 33 dziewczynki. Dobrze że nie ma ogólnej zgody społecznej na to. A czy widzisz, mieszkając tak długo, że dużo osób decyduje się na drugie lub kolejne dziecko odkąd zaniesiono politykę 1 dziecka? W szkole dzieci mają rodzeństwo czy jednak jest to rzadko spotykane? W sensie czy Ty, tam gdzie mieszkasz, widzisz w tym względzie jakieś zmiany? Czy w dużych miastach w ogóle zdarzają się rodziny wielodzietne (więcej niż 2 dzieci)?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Był wysyp "drugich" dzieci zaraz po zniesieniu zakazu, ale teraz wszystko wróciło do normy. Powiem tak: rodziny dobrze sytuowane i tak zawsze obchodziły zakazy i miały kilkoro dzieci. Teraz po prostu robią to w majestacie prawa, a nie uciekając się do kruczków. Rodzin średnio zamożnych w miastach nie stać na więcej dzieci, ale np. w klasie Tajfuniątka około 1/3, może 1/4 uczniów ma rodzeństwo. Osobiście wierzę statystykom, które mówią, że jednak sytuacja nie poprawiła się jakoś spektakularnie.

      Usuń
    2. Z czego to wynika że rodzin średniozamożnych nie stać na drugie dziecko? Czy poziom życia (zarobki vs. koszty życia) jest niższy niż w Pl? Czy też może trzeba ponosić koszty, które w Pl są zapewniane przez państwo (np. szkoły, ubezpieczenie zdrowotne)? Czy też jest presja że jak ma się dziecko to trzeba mu zapewnić "wszystko" (wszelkie możliwe zajęcia dodatkowe płatne, jakieś droższe rzeczy itp.)? Jest to interesujące bo w Pl jednak większość rodzin średniozamożnych ma więcej niż 1 dziecko.

      Usuń
    3. Koszty tzw. zwykłego życia (tzn. wynajem mieszkania, media, transport publiczny, jedzenie itd.) jest dużo, dużo niższy niż w Polsce. Ale młodzi Chińczycy nie chcą żyć w wynajętym i zazwyczaj czekają z dzieckiem na własny kąt, własny samochód i na pieniądze, które wystarczą nie tylko na samo utrzymanie dziecka (to jest proste) ale również na spełnienie jego wszystkich marzeń - zaczynając od prostej możliwości finansowej wysłania dziecka do dobrego liceum i na studia. W Chinach obowiązek szkolny kończy się po gimnazjum i wtedy mniej więcej połowa dzieci wypada z systemu edukacji - chyba, że rodziców stać na to, żeby zapewnić im szkoły odpowiednio za nie płacąc. Więc rodzice, dla których wykształcenie jednego dziecka jest niebywałym wysiłkiem, nie decydują się lekko na drugie. Chyba, że mieszkają na wsi i i tak nie planowali edukować dzieci poza obowiązkiem szkolnym. A tutaj artykuł, który jeszcze trochę doda: https://www.sixthtone.com/news/1006334

      Usuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.