Do wazy z wodą, w której kłębiły się krewetki wielkie jak dłoń, jeden z gospodarzy wlał najpierw parę kropel okropnej, cuchnącej wódki baijiu. I dopiero po kwadransie, gdy pijane skorupiaki przebierały odnóżami już nieco mniej energicznie, Chińczycy zabrali się do pożerania ich.Powiedzialam sobie wtedy, ze jednak my, biali, jestesmy bardziej cywilizowani i ze moze i jadam zaby, slimaki i watrobke smazona, ale zeby to???!!!
Żywą, machającą nóżkami krewetkę brali w dwa palce i po prostu rozgryzali. Od samego patrzenia brały mdłości, ale gospodarze nalegali, bym schrupał choć jedną krewetkę. Czułem, że z wywiadu będą nici, jeśli odmówię. Wziąłem biedactwo w dwa palce, popatrzyłem w jej czarne, pijane oczęta, zamknąłem swoje brązowe, nie mniej pijane oczęta i chiński przysmak włożyłem do ust. Błąd! Żywe skorupiaki trzeba rozgryzać błyskawicznie. Krewetka bardzo mi się w ustach ożywiła. Łapami przebierała po języku, po podniebieniu śmigały mi zaś jej nerwowe wąsy. Gdy zbierałem się do zaciśnięcia szczęk, machała odnóżami z jeszcze większą desperacją. To była najtrudniejsza z gastronomicznych prób. Przeszedłem przez nią, bo dużym nietaktem byłoby wymigiwanie się od niejedzenia.
Kolejne miesiace w Azji moge dzis liczyc nie tylko nowymi znakami, ktore umiem napisac, nowymi herbatami, ktorych smak i wyglad lisci moge odroznic, ale i lamaniem kolejnych kulinarnych tabu. Robaki wygrzebywane z bambusa, larwy szerszeni, szarancza... ba! zjadlam nawet kiedys psa. W przeciwienstwie do robali, niespecjalnie mi zasmakowal, wiec byla to akcja pojedyncza. Zajadam sie raciczkami i kurzymi lapkami. Pijam chinska perfumowana wodke. Zjadlam kacze plody. Zawsze jednak twierdzilam, ze czegos zywego nie wezme do ust. Bo jak to tak? Przeciez on na mnie patrzy, nie mozna tak!
Dzis sprobowalam jednego z najslynniejszych dan kuchni syczuanskiej - byly to "pijane krewetki". U nas przyrzadza sie je troche inaczej, niz opisuje Kalicki: zywe krewetki zostaja mianowicie wrzucone do pikantnego sosu, w ktorym alkohol stanowi tylko jeden ze skladnikow. Kiedy polmisek laduje na stole, krewetki jeszcze probuja sie zen wydostac.
Pierwsze zdjecie jest rozmazane tym razem nie z powodu braku umiejetnosci, tylko dlatego, ze nastawilam dlugi czas naswietlania - wlasnie po to, zeby pokazac, ze zyja... Technika jedzenia: lapiesz krewetke paleczkami tuz za glowa, po czym odgryzasz tlulow z ogonkiem i ruszajacymi sie jeszcze odnozami, a glowke odkladasz na talerzyk.
Na poczatku Zwykla Belka (tak, to jest normalne imie) urywal dla mnie glowki, bo sie troche wzdragalam, ale swieze krewetki sa tak pyszne, ze po chwili przestalam sie przejmowac.
Chinczycy powiadaja, ze ci z Kantonu maja najlepsze apetyty - jedza wszystko, co ma skrzydla poza samolotami i wszystko, co ma cztery nogi poza stolem.
Jestem Kantonka.
Przyznam się bez bicia, że przeraża mnie takie okrucieństwo :(
OdpowiedzUsuńA ten kawałek Kalickiego to już raz gdzieś czytałam. Zapadł mi w pamięć bardzo dobrze :(
wcale Ci sie nie dziwie, ze Cie przeraza. Moja Mama powiedziala, ze czytajac ten wpis mozna zwymiotowac. Lubie jesc mieso, ale nigdy nie przypuszczalam, ze bede zdolna do spozycia takiej potrawy. Mylilam sie.
OdpowiedzUsuńDżizys... W razie zagrożenia śmiercią głodową chętnie bym spróbował.
OdpowiedzUsuńDom, ja sprobowalam mimo ogromnych zapasow w postaci tkanki tluszczowej ;)
OdpowiedzUsuńTo ja jeszcze nie jestem na takim etapie co Ty, poziom niżej - zjem wszystko, jeśli mi się na talerzu nie rusza. Jedyne, co jadłam żywe,to ostrygi,ale one nie są ruchawe :P
OdpowiedzUsuńRomantyczny Twój mąż z urywaniem łebków :D
wtedy jeszcze nie był mężem! Po prostu mnie poderwał na odrywanie łebków krewetkom...
UsuńMyślę, że mnie by można poderwać tak samo :)
Usuń:D przez żołądek do serca w zupełnie nowej odsłonie :D
Usuń