2025-02-14

Nezha 2 哪吒2

Poszłyśmy z Tajfuniątkiem do kina na drugą część Nedży. Znaczy, filmu animowanego Nezha, opowiadającego o jednym z ulubionych bohaterów dziecięcych Chin. Cóż, poświęciłam się dla Tajfuniątka, które zresztą było zachwycone, śmiało się w głos, a czasem z zapartym tchem wychylało się zza krzeseł, żeby lepiej widzieć. Czyli ono poleca film z całego serca. Jeśli chodzi o mnie... cóż. 
Pierwsza Nezha powstała w 2019 roku i rozbiła bank - choć była debiutem reżyserskim i debiutem studia animacji, w którym powstała, a głos podkładali mało znani aktorzy, a jednak zarobiła najwięcej ze wszystkich animowanych filmów w historii Chin, a także najwięcej ze wszystkich chińskich filmów na całym świecie. Sequel, który trafił na kinowe ekrany 29 stycznia bieżącego roku, już teraz go przebił. Co doskonale pokazuje, że format się sprawdził i że jest co oglądać. Owszem, sceny batalistyczne są świetnie narysowane; inspiracja Kung Fu Pandą czy Matrixem w dzisiejszych czasach nie dziwi - przecież twórcy Nezhy wzrastali w świecie, w którym te filmy są już klasyczne. Zresztą, jest tu wystarczająco dużo oryginalnych pomysłów, żeby nie było nudno. 
Scenariusz... hmmm. No dobrze. Wiem, że jest tylko inspirowany historiami ze Stworzenia Bogów 封神演义. Nie ma się co przyczepiać do tego, że "ale to przecież nie tak było"; może zamiast tego lepiej docenić świeże spojrzenie i twórczy wkład w nowe odczytanie starych legend. 
Jedno jednak sprawia, że nie polecę nikomu tego filmu tak stuprocentowo. Ba, sama nie będę miała ochoty go powtórnie oglądnąć. Sprawiają to te momenty, które odchodzą od pokazywania legendy, a są inwencją TFUrczą scenarzysty. Pierwszy kwadrans filmu sprawił, że miałam ochotę zwymiotować, a potem opuścić salę kinową już na zawsze. Takiego nagromadzenia absolutnie nieśmiesznych żartów fizjologicznych - o smarkaniu do jedzenia, szczaniu do wina itd. - już dawno nie widziałam. I wolałabym, żeby tak zostało. Mówiąc szczerze: nie rozumiem, po co zostały dodane. Wyobraźmy sobie, że scenarzysta bierze, bo ja wiem, Szekspira. Czyta, uważa, że śmieszne, że fajne, że warto przenieść na ekran. A potem, wewnętrznie przekonany, że jest mądrzejszy i bardziej dowcipny od najlepszego nawet autora, dodaje pierdzenie i rzyganie, żeby było śmieszniej. Tu jest dokładnie taka sytuacja. Moim zdaniem gdyby wyciąć te wstawki, film byłby o wiele lepszy - a że trwa dwie i pół godziny, to jest z czego wycinać.
Podsumowując: wolę starą Nezhę z 1979 roku. Może i nie ma takiego rozmachu, może i za bardzo upraszcza skomplikowane legendy, jednak po dziś dzień ogląda się ją z przyjemnością a nie obrzydzeniem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.