Dawno, dawno temu, w pięknej krainie, w miejscu, które teraz określa się mało poetyckim mianem "południa Yunnanu", było kiedyś królestwo, którym władał dobry król Zhao Menghai. Syn jego, Zhao Shutun, był oczkiem w głowie nie tylko starego króla, ale bodaj całego królestwa. Przystojny, pewny siebie, inteligentny i dzielny, cieszył się największym powodzeniem ze wszystkich młodzieńców; wzdychało doń tak wiele panien, że trudno byłoby je choćby policzyć. On jednak nie dbał o nie wszystkie. Czekał na znalezienie prawdziwej miłości.
Pewnego dnia znajomy myśliwy tak rzekł do niego: jutro do pobliskiego stawu przyleci siedem dziewcząt. Będą się kąpać i pływać, a najładnieszą i najmilszą jest siódma, zwana Lanluona. Jeśli zdołasz schować przed nią jej pawią szatę, nie będzie mogła odlecieć, a wtedy będziesz mógł pojąć ją za żonę.
Królewicz nie do końca wierzył słowom myśliwego, jednak następnego dnia wybrał się nad staw i na własne oczy ujrzał, jak przylatuje siedem pełnych gracji pawi, które zaraz po wylądowaniu zamieniyły się w przepiękne dziewczęta. Wolne i swobodne tańczyły na brzegu, a najdelikatniejsza i najbardziej urocza była właśnie ta siódma - Lanluona. Królewicz pokochał ją od pierwszego wejrzenia. Uczynił więc, jak radził myśliwy; przestraszone siostry uciekły, ale najmłodsza dziewczyna, pozbawiona swej pawiej szaty, musiała pozostać. Widząc jest smutek i przerażenie, młodzieniec postanowił oddać jej szatę. Kiedy jednak dziewczyna go ujrzała, serce mocniej jej zabiło i - postanowiła dla niego pozostać.
Niedługo po ich ślubie sąsiedni kraik począł się zbroić i gotować do napaści. Dzielny Zhao Shutun postanowił zebrać armię i stanąć do walki. Jakiś czas później do starego króla zaczęły jednak spływać niepomyślne wieści: syn dzień w dzień musiał umykać przed naporem wroga, który dzięki znacznej przewadze liczebnej wchodził coraz głębiej w naszą piękną krainę. Stary król odchodził od zmysłów. I wtedy właśnie w jego łaski wkradł się szaman, który wężowym językiem podszepnął królowi taką oto receptę: "Synowa twoja to bestia zmieniona w człowieka. To przez nią wydarzają się obecne nieszczęścia. Wystarczy, że ją złożysz w ofierze, a na pewno wygramy tę wojnę, a syn twój cały i zdrów wróci do pałacu".
Omamiony król przychylił się do tego niecnego pomysłu.
Och, biedna, biedna Lanluona! Stała na miejscu kaźni, łzy rzęsiste obmywały jej subtelną twarzyczkę, a tęsknota za ukochanym bolała ją bardziej niż intryga szamana i króla. Gdy przyszedł czas jej ostatnich słów, tak oto zwróciła się do władcy: "Proszę, pozwól mi zatańczyć raz jeszcze w pawiej szacie!". Król się zgodził.
Ach, cóż to był za taniec! Młodzi i starzy płci obojga oczu oderwać nie mogli od najcudniejszej tancerki świata. Zanim jednak zdołali się zorientować, Lanluona przemieniła się w pawia - i odleciała.
Nikt jednak nie zdołał się tym przejąć, bowiem z frontu nadeszły wreszcie dobre wieści: udało się pokonać wroga, królewicz nazajutrz dotrze do domu!
Całe królestwo się weseliło - tylko jeden królewicz się nawet nie uśmiecha. Szuka wzrokiem ukochanej żony, lecz ona jakby zapadła się pod ziemię! W końcu zdobył się na odwagę i odezwał się do ojca-króla tymi słowy: "Jak to dobrze, że Lanluona wymyśliła tę taktykę - zwabiłem wrogów w pułapkę. Myśleli, że kiepsko walczymy, a oni zdobywają kolejne kawałki naszej krainy, ale tak naprawdę pozwoliliśmy im wejść coraz głębiej tylko po to, żeby ich otoczyć i wyrżnąć w pień! Moja dzielna żona! Kiedyż będę mógł jej pięknie podziękować?".
Stary król chcąc nie chcąc musiał mu wyjawić, dlaczego synowej ani widu, ani słychu. Zszokowany królewicz zemdlał z rozpaczy.
Gdy się ocknął, zaczął się zbierać do drogi. Musiał, MUSIAŁ odzyskać ukochaną! Jakiż sens miałoby życie bez niej?
Odszukał myśliwego, by wydobyć zeń informacje na temat ojczyzny żony. Okazało się, że pochodzi z krainy tak odległej, że tylko szaleniec mógłby marzyć o dotarciu tam bez skrzydeł. Królewicz jednak osiodłał konia i ruszył w drogę, obdarowany przez myśliwego trzema czarodziejskimi, złotymi strzałami.
Po wielu miesiącach niebezpieczeństw i trudów dotarł do pewnej doliny, do której dostępu bronił głaz wielki jak słoń. Pierwszą złotą strzałą przebił głaz na wylot, tworząc dla siebie ścieżkę wiodącą do doliny. Dolina strzegła swych tajemnic zazdrośnie - po wielu dniach królewiczowi udało się przez nią przebrnąć, jednak był okrutnie zmordowany. Nagrodą jednak było dostanie się do Królestwa Pawi! Teraz już wszystko powinno pójść jak z płatka!
Jednak król Królestwa Pawi, będący przy okazji ojcem znanych nam już siedmiu dziewcząt, uważał, że ród, z którego nasz królewicz się wywodził, potraktował jego córkę tak haniebnie, że absolutnie nie miał zamiaru dopuścić Shutuna do swej córki. Postawił przed królewiczem niewykonalne zadanie: rozpoznać zawoalowaną królewnę spomiędzy jej identycznie zawoalowanych sióstr i zgasić strzałą płomień świecy, przyczepionej do jej głowy. Królewicz ufał swojemu instynktowi i magii czarodziejskich strzał - brzdęk! I już zgasła właściwa świeca, a zza welonu wyjrzała piękna twarz Lanluony. Stęsknieni małżonkowie rzucili się sobie w objęcia i przysięgli już nigdy się nie rozstawać.
Dotarłszy wraz z ukochaną do pałacu, królewicz spytał ojca, któż mu podrzucił szatański pomysł składania ofiary z synowej, ten zaś wskazał szamana. Ów jednak nie czekał, aż się z nim królewicz odpowiednio rozmówi - natychmiast zaczął przemianę. Okazało się, że tak naprawdę jest sępem. Rozpostarł już skrzydła, odleciał, jest wolny! - gdy nagle dopadła go ostatnia złota strzała.
Odtąd historia Pawiej Królewny stała się symbolem szczęśliwej i wiernej miłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.