Weryfikacja przebiegła bez zakłóceń. Wypadła na korzyść podmiotu, który okazał się być faktycznie mocno ekstrawertycznym pijakiem... To znaczy, pijakiem jak na standardy chińskie - po trzech kieliszkach nalewki na chińskich ziółkach (słodkiej! pysznej! domowej!) nie zwalił się bowiem pod stół. Ja też wytrąbiłam kieliszek... czy dwa... Bo właśnie dane mi było jeść kolację w prawdziwym yijskim domu, z ichniejszym przepysznym boczkiem wędzonym z piklami, z rybą na pikantnie i z serdecznością, której Hanowie się chyba w życiu nie nauczą. Oczywiście, zostałam zaproszona na chiński nowy rok, oczywiście mam przychodzić częściej, bo to prawdziwa radość gościć (białego chińskojęzycznego dziwoląga) lubiącego chińską kuchnię zagranicznego przyjaciela. Czteroletnia latorośl w imię dozgonnej miłości podarowała mi złotą monetę z Mao (wiecie, złota powłoczka i w środku czekolada :D), a kiedy powiedziałam, że się odchudzam, latorośl odrzekła, że dla Yi jestem jeszcze zdecydowanie za chuda :D Dorośli napoili mnie herbata (że alkoholem też, to już wspominałam) - a gdy bezbłędnie rozpoznałam typ herbaty, po samym zapachu i wyglądzie liści, stwierdzili, że jestem "swoja" :D Do tego stopnia swoja, że gdy wyłączono prąd (u mnie w domu też nie było, jak się później dowiedziałam - jakaś grubsza awaria), to zapaliliśmy świeczki i nadal cieszyli się towarzystwem - jakieś pięć godzin łącznie.
I mają zjawiskową folkową muzykę.
Podsumowując: lubię reprezentanta Yi dlatego, że nie wstydzi się mnie pokazać rodzinie, dlatego, że ma fajną tę rodzinę (a to, jak twierdzą Starsi Panowie, jest bardzo istotne), dlatego, że lubię się czuć zaopiekowana i dlatego, że mówi piękną chińszczyzną - choć dla Niego nie jest to język ojczysty. To, że jest śliczny jak obrazek, jest całkowicie drugorzędne... :D
:P ;) Hihihi. Słodziuki wpis. Moneta z Mao mnie rozbroiła...
OdpowiedzUsuńja wlasnie obnosze sie ze swoim absolutnym rozbrojeniem - zostalam pozytywnie zaskoczona przez Chinczykow (co z tego, ze niestandardowych) mimo studiow dalekowschodnich i mimo ladnych paru miesiecy w Chinach :D Byle tak dalej :D
OdpowiedzUsuńSkończ już z tymi próbami odchudzania, bo się to nudne robi :P przecież nie pojechałaś do Chin, żeby się uczyć, neh?
OdpowiedzUsuńTylko pamiętaj (zwłaszcza w związku z mniejszościami) - mundżaków się NIE JADA!
Po pierwsze: nie odchudzam sie, tylko tak powiedzialam, zeby moc grzecznie odmowic przyjecia czekolady (wszyscy domownicy, widzac ile wlasnie zezarlam, natychmiast zareagowali smiechem :D) i nie zranic uczuc dzieciecia. Po drugie: w Chinach jada sie WSZYSTKO. I zapewniam Cie, ze jesli bede miala do wyboru cos dziwnego i cos zwyklego, to wybiore obie opcje :D
OdpowiedzUsuńNie, nie chcesz chyba jeść czegoś co wygląda prawie jak jelonek? ;)
OdpowiedzUsuńbayushi: ja Cię bardzo proszę... BARDZO! nie dość, że komputer mi i tak prawie nie działa, to właśnie go zaprychałam herbatą...
OdpowiedzUsuńO, macie mundżaczka: http://www.youtube.com/watch?v=p3DuYxt3nYM
(i proszę się nie oblizywać na widok mundżaczych udek)
Czy jest to mundżak chiński? Indyjski?
OdpowiedzUsuńWłaśnie doczytałam, że mundżak to jest wszystkożerny. Czyli bliżej mu dietowo do świnek niż jeleni (proszę bez skojarzeń już ;) )
I jakoś mnie to zaskoczyło. Wygląda to na klasycznego roślinożercę. I zresztą jest w jeleniowatych.
(przepraszam za spamowanie nie na temat wpisu, już uciekam)
powinnam zalozyc forum dyskusyjne na blogu;) I poruszac bardziej ciekawe tematy (np. o mundzakach) niz moje jakze nudne zycie...
OdpowiedzUsuń白小颱: bo widzisz, mundżaka to można wygooglać, zdjęcia pooglądać, nawet na jutubie się trafi, a Przedstawiciela Mniejszości jeszcze nam nie pokazałaś (i nie wiemy, czy ma ładne różki i się tak uroczo ociera ;> )
OdpowiedzUsuń:D ociera sie rewelacyjnie, ale rogow mu jeszcze nie przyprawilam :D
OdpowiedzUsuńPokaze, jak juz tesciowa da nam swoje blogoslawienstwo ;)
Kayka, dziś ja się uśmiałam, dobrze, że akurat nic nie jadłam i nie piłam, ale kot mi z kolan spadł. I się obraził.
OdpowiedzUsuńBai, nie cuduj, dawaj zdjęcia. Mogą być na nasze prywatne maile no :P