Tak, wiem, że znowu się przechwalam.
Ale po pierwsze w Chinach nie będę mogła (i nie będę mieć czym), więc teraz się nacieszam, a po drugie tym razem naprawdę mam czym.
Uczyłam trzech uczniów. Jeden się nie liczy, bo to siedmiolatek - też mnie lubił, ale w sumie nic dziwnego, że się do mnie jakoś specjalnie nie przywiązał.
Oprócz tego dwóch facetów. Jeden na ostatnią lekcję przytachał bukiet róż i powiedział, że już nigdy w życiu takiej nauczycielki nie znajdzie, że jestem the best i że czeka na mój powrót z Chin. Drugi jednak zwyciężył w klasyfikacji generalnej: przyjechał do mnie dzisiaj na lekcje z Krakowa. Jakież to było miłe! I to, jak pamięta to, co Mu do głowy wtłukiwałam. I onieśmielenie, kiedy się okazuje, że o czymś jednak zapomniał. I w ogóle :D
Naprawdę lubię uczyć chińskiego. I chyba nawet umiem, skoro uczniowie do mnie wracają mimo obecności innych nauczycieli na miejscu...
Naucz się lepiej skromności, w Chinach takie przechwalanie się nie uchodzi ;)
OdpowiedzUsuńno wlasnie dlatego napisalam, ze przechwalam sie teraz, bo w Chinach nie bede mogla...
OdpowiedzUsuń