2025-08-03

Uliczka Tianjun dian 天君殿巷

Niespełna stumetrowa uliczka, w najszerszym miejscu mierząca siedem metrów, ale często węższa, niegdyś była jedną z wielu maleńkich, pieszych uliczek prowadzących do północnej części murów miejskich, zamieszkałych przez kulisów i inną biedotę. Za czasów qingowskich znajdowała się tu świątynka Tianjuna 天君殿, taoistycznego odpowiednika buddyjskiego Skandy - stąd nazwa uliczki. Sprawia dość zabawne wrażenie, bo wije się i zakręca między Ulicą Kultury 文林街, a Ulicą Lasu Kultury 文化巷. W międzyczasie przechodzi się obok starego osiedla (starego, czyli z lat siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych) zaopatrzonego w plac zabaw dla staruszków i stół pingpongowy otoczone chińską wersją kolumnady zwaną lang 廊, która, opatrzona ławeczkami, świetnie się nadaje na chwilę wytchnienia. Potem jest długa ceglana ściana z jednej strony, a z drugiej staruteńkie, wąskie, niskie budyneczki, w których nikt już nie chciał mieszkać, a które paręnaście lat temu zostały wykupione przez przedsiębiorczą młodzież i powstały tam maleńkie restauracyjki i kawiarnie. Cegalana ściana kiedyś była opatrzona płaskorzeźbami przedstawiającymi najsłynniejsze przykłady nabożności synowskiej, jednak parę lat temu ją odnowiono i postanowiono przemienić w tzw. uliczną otwartą galerię 巷巷美术馆. Pojawiają się tam rozmaite wystawy o mocno wszechstronnej tematyce - od fotografii prosto z Arktyki po akwarele pokazujące stary Kunming. Zawsze, gdy nią idę, myślę o wszystkich słynnych ludziach, którzy sto lat temu rozdeptywali tu buty: poeta Wen Yiduo, architekci Liang Sicheng z żoną Lin Huiyin, historyk Fu Sinian, matematyk Hua Luogeng, pedagog Liu Wendian, pisarz Wang Zengqi i reszta intelektualistów z czasów Republiki. Stąd schodzi się przecież Kawalerską Stromizną nad Szmaragdowe Jezioro! Na pewno w drodze do/z uniwerku często tędy chadzali. Oczywiście, ceglana ściana pochodzi dopiero z lat '90-tych XX wieku, jednak klimat ciasnej uliczki, którą łatwo przeoczyć, pozostał pewnie podobny. 
Chadzamy więc sobie tą uliczką w drodze nad Jezioro i cieszymy się jej nietypowością, a ZB zawsze z takim samym sceptyczno-zadziwionym tonem wzdycha: "tak, tak... czterdzieści lat chadzałem wokół Jeziora, a żebym poznał tę uliczkę, musiałaś mi ją pokazać akurat Ty - obcokrajowiec, który tu mieszkał zaledwie parę lat...".
Więcej zdjęć znajdziecie tutaj.

2025-07-30

kompan 搭子

Z okazji Międzynarodowego Dnia Przyjaźni chcę przedstawić Wam słówko 搭子 (dāzi). W 2023 roku pojawiło się nagle w internetach i zawojowało młodych ludzi jako idealny opis budowanych przez nich więzi społecznych. 
搭子 dāzi wywodzi się z dużo bardziej formalnego 搭檔 [搭档] dādàng używanego przy rozmaitych rodzajach kooperacji czy szeroko pojętego partnerstwa. Pojawiło się początkowo w dialektach jako nieformalne określenie ludzi grających razem w karty, konkretnie: 牌搭子 czyli karciani kompani. Stopniowo jednak rozszerzyło znaczenie obejmując kompanów do niemal każdej czynności, do której potrzebujemy towarzystwa, przy okazji stając się oknem do podglądania zupełnie nowego typu relacji społecznych. Dazi jest dużo mniej zaangażowany w znajomość niż przyjaciel, ale jednocześnie cięższy gatunkowo i bardziej serdeczny od kolegi z klasy czy z pracy. Z kolegą może nas nic nie łączyć poza lekcją czy pracą; przyjaciel to ktoś do tańca i do różańca. Dazi będzie zaś nie tylko tym czwartym do brydża, ale i koleżanką z jogi, kumpelą, z którą chadzamy na koncerty rockowe albo grupką znajomych, którzy razem chadzają do jakiejś specyficznej restauracji, bo akurat mają podobne smaki i podejście do jedzenia. Do stworzenia relacji między dazi wystarcza jakaś wspólna cecha czy też hobby; robimy coś razem i obojgu to pasuje, choć w życiu nie chcielibyśmy stworzyć z tą osobą głębszych relacji. Nie; dazi mają swoje miejsce i czas, a my nie chcemy ich włączać w resztę naszego życia ani uczestniczyć w innych aspektach ich życia. Bez nacisków, bez stresów, ale i bez znaczenia - każdy dazi jest dowolnie wymienialny na innych dazi pasujących do danego kontekstu naszego życia. Możemy mieć dazi, którzy razem z nami wyprowadzają psy na spacer - oni swojego, my swojego. Umówiliśmy się raz, drugi i trzeci i bardzo miło nam się gawędzi podczas gdy psy biegają i węszą. Jeśli pewnego dnia przeprowadzą się trzy ulice dalej i ciężej będzie się umówić na jakąś konkretną godzinę, dazi rozstaną się bez żalu i pretensji z dowolnej strony. Znajdą sobie kogoś innego, z kim tak samo miło będzie się gawędzić podczas wyprowadzania psa na spacer. Może i tracą możliwość stworzenia pięknej przyjaźni, ale za to zyskują wolność. 
Wspominałam kiedyś o koleżankach z badmintona, z którymi zdarza mi się spędzić czas poza kortem. Myślałam, że te znajomości... no, przynajmniej jedna czy dwie - że z czasem będą naturalnie ewoluować w kierunku przyjaźni. One jednak wszystkie bez wyjątku pozostały w tym samym punkcie, w którym były rok czy dwa wcześniej: nie jesteśmy tylko znajomymi, nie będziemy nigdy przyjaciółkami ~~ jesteśmy właśnie dazi. Młode pokolenia to już w ogóle: korzystają z mediów społecznościowych, by na różne okazje dobrać sobie różnych dazi: dazi na posiłki 饭搭子, od chodzenia na kawę 咖啡搭子, do podróży dalszych czy bliższych 旅游搭子, sportowi 运动搭子, a nawet od chodzenia z dziećmi na spacery 遛娃搭子, z którymi jesteśmy wspólnie na diecie 减肥搭子, oglądamy seriale 追剧搭子 czy od chodzenia razem na zakupy 逛街搭子. Są nawet specjalne portale do znajdowania dazi; oczywiście najpierw należy tu zadbać o bezpieczeństwo, żeby nie wylądować nagle z bandą dilerów na wakacjach czy ze zboczeńcem na spacerze. 
Przeciwnicy mawiają, że jest to "tańszy zamiennik*" przyjaźni czy w ogóle serdeczności tudzież zażyłości albo "przyjacielski fastfood"**. Zwolennicy twierdzą, że przecież nie wszystko musimy cały czas robić z tymi samymi osobami; to nie jest zamiast przyjaźni, a obok. Masz tę swoją najlepszą przyjaciółkę, która mieszka na drugim końcu świata - widzicie się, kiedy tylko możecie, ale na co dzień nie zamieniasz jej na nic lepszego, tylko znajdujesz sobie gdzieś obok już nie przyjaciółkę, a właśnie grupkę dazi, z którymi nie starasz się stworzyć nic głębokiego. Wystarcza wam ta powierzchowna znajomość, zaczynająca się i kończąca na jednym hobby, przyjemna, dopóki trwa i korzystna dla obu stron - i tyle. Oczywiście, teoretycznie z każdym dazi możesz po jakimś czasie przejść na inny, głębszy poziom, ale to są sytuacje wyjątkowe. 
I tak to teraz wygląda. Ja pozostaję przy tradycyjnych metodach pozyskiwania dazi: spotykamy się w ramach jakiejś czynności i - jeśli obie strony przypadną sobie wzajemnie do gustu - regularnie kontynuujemy te spotkania. Mam dazi na kawę, na badmintona i nawet do wspólnej podróży autokarem do pracy. Jesteśmy dla siebie miłe i sympatyczne; nikt nigdy nikomu nie nadepnął na odcisk. Nie ma kłótni na śmierć i życie, nie ma łez ani wielkich słów. Nie ma również prawie żadnych spotkań poza dozwoloną sferą ani żadnych głębszych uczuć. Nie spotykamy się w warunkach innych niż ustalone, nie odwiedzamy w domach, nie przynosimy rosołku, kiedy ta druga choruje. Nie wiemy, że choruje - bo niby skąd? Poza jedną sprawą nic nas nie łączy. 
Pewnie właśnie dlatego teraz, po powrocie do Polski, nawet jeśli jest to na krótko i nie dla przyjemności - tak miło mi, gdy ktoś zadzwoni, przyjedzie i przytuli. Koleżanka, której się chce spędzić ze mną pół dnia, chociaż muszę się pakować i nie mogę jej poświęcić czasu; druga, która dzwoni każdego wieczoru, żebyśmy mogły pogawędzić bez ograniczeń. Kolega, który nie może się wyrwać z domu, ale zapłaci za taksówkę, żebyśmy tylko mogli się zobaczyć - ci wszyscy, którzy są ode mnie różni jak woda i ogień, z którymi lata temu przestały mnie łączyć wspólne zainteresowania, a którzy nadal nie zaczęli uważać, że spotkanie ze mną to zwykłe marnowanie czasu - tym wszystkim dziś dziękuję za to, że nadal istnieją w moim życiu. Bo oni nie są tylko dazi. 

*平替 píngtì - neologizm z 2021 roku: tańsza alternatywa, zamiennik w przystępniejszej cenie. 
**速食式友谊 sùshíshì yǒuyì.

2025-07-17

Minister Ognia 火官

Będąc w Heijingu po raz pierwszy w życiu (bądź po raz pierwszy świadomie) spotkałam się z Ministrem Ognia. Figurka bóstwa w taoistycznym kompleksie świątynnym ku czci Czarnego Wojownika była podpisana, co niestety rzadko się zdarza, a co bardzo pomaga w mych sinologicznych badaniach, że tak bezwstydnie i szumnie nazwę zaspakajanie nieskończonych pokładów okołochińskiego wścibstwa. Oczywiście sylwetkom bóstw nie wolno robić zdjęć, co swoją drogą szalenie utrudnia szukanie informacji. W internecie jednak można znaleźć wszystko, łącznie z Ministrem Ognia, który OCZYWIŚCIE jest płomiennie rudy
Zgodnie z Księgą rytuałów można go utożsamiać z Yan Di - Płomiennym Cesarzem, bądź bóstwem Zhurong, czyli właśnie z bóstwami związanymi z ogniem; czasem jest też uważany za ich potomka. Dba on o to, by ogień nie wygasł; jeśli straci pracę, nie będzie komu ognia podtrzymać. Jednocześnie otrzymał pozycję opiekuna planety Mars (bo przecież Mars jest "ognistą planetą") 火德星君. Taki jego wizerunek można na przykład znaleźć w British Museum:
Jako gwiezdne bóstwo (w taoizmie wszystkie ciała niebieskie są "gwiazdami") pozostał bogiem ognia 火神, opiekującym się wszystkimi ogniowymi sprawami, ale również robactwem, fenghuangami i innym ptactwem. A dziś są jego urodziny (23. dzień 6. miesiąca księżycowego). Tak swoją drogą, bardzo ładnie się to zgrało z yijskim Świętem Pochodni (znów ogień!), które też jest świętem ruchomym i rozpoczyna się jutro. Z kolei fenghuangi bywały często tłumaczone na języki zachodnie jako chińskie feniksy; ciekawe, czy ich związek z bóstwem ognia mógł na to wpłynąć. 
Wiara weń sprowadza się do tego, żeby złożyć mu ofiarę, a on dzięki temu nie pokarze nas pożarem. W dzisiejszych czasach modlą się do niego - oraz do Ministra Wody - przede wszystkim strażacy, dla których jest swoistym bóstwem ochronnym. W niektórych miejscach, m.in. w Tajpej, Pekinie i w Hubei istnieją osobne świątynie boga ognia. Na terenie jednej świątyni czci się w osobnych kaplicach cztery bóstwa: Ministrów Nieba, Ziemi, Wody i Ognia (czasem istnieją też osobne świątynki dla każdego z tych bóstw). 
W Tajnanie istnieje zwyczaj "odsyłania Króla Ognia" 送火王 (od ministra do króla - spory awans społeczny!). Zwyczaj narodził się pod koniec XIX wieku. Ponieważ w okolicy istniały wielkie plantacje bawełny i zakłady produkujące bawełniane kołdry, a bawełna jest wysoce łatwopalna, do dziś ludzie modlą się tam o ochronę przed pożarem. W ramach obchodów na drzwiach nakleja się "wodne talizmany" i odsyła Króla Ognia wraz z ogniowymi bestiami 火鬼火兽 do niebiańskich zastępów, jada się czerwone żółwiowe ciasteczka przynoszące szczęście i bardzo dba o to, by Król Ognia nie zerknął w tył i się nie rozmyślił z tym powrotem do nieba. 
W Wędrówce na Zachód Minister Ognia pomagał Małpikrólowi podłożyć ogień, ale nie bardzo im wyszła walka z przeciwnikiem.
Jak widać, postać ciekawa i w sumie całkiem popularna, choć dla mnie nowa.