Żółta Góra, moja muzyczna koleżanka, gra w orkiestrze złożonej z tradycyjnych instrumentów, Yunnańskiej Orkiestrze Etnicznej 云南民族乐团. Co jakiś czas rozpuszcza wici o ciekawych wydarzeniach muzycznych. W ten sposób miałam na przykład okazję obejrzeć na żywo operetkę o Pawiej Królewnie. Rzucam się za każdym razem na wszystkie tego typu wydarzenia artystyczne, więc i tym razem nie mogłam sobie odpuścić. Od soboty do środy (tej jutrzejszej) w Wielkim Teatrze Yunnańskim 云南大剧院 o godzinie dwudziestej odbywa się koncert nowej muzyki napisanej na orkiestrę ludową z yunnańskim sznytem - to znaczy z wykorzystaniem nie tylko ogólnochińskich instrumentów typu erhu czy pipa, ale również stricte lokalnych, jak fletogruszka, bębny yijskie czy Wa a także tuliang. W dodatku utwory te, podporządkowane z grubsza motywowi przewodniemu czyli Szlakowi Herbaciano-Końskiemu, wydają się stanowić ścieżkę dźwiękową dla yunnańskich karawan sprzed stu lat; trudno byłoby mi je traktować jako samodzielne utwory. Słychać stukot podków, śpiewy kobiet nie wiedzących, czy ukochani wrócą z niebezpiecznej wyprawy, słychać obezwładniającą siłę natury, spotkania z dzikimi niemal ludami, a także echo potyczek z bandytami czy dezerterami. Gdzieś tam przewijają się motywy yijskie, wa, dajskie czy tybetańskie, ale wykorzystane zostały w sposób nowatorski i elastyczny. Również na wskroś nowoczesna rytmika dodaje utworom niezwykłego smaku.
Niestety, wydaje się, że orkiestrze zabrakło czasu, by przygotować nie tak łatwe utwory. Mój zachwyt wzbudziła lutnistka i jeden szalony perkusista, jednak zespół jako całość nie był wystarczająco zsynchronizowany. A przecież i tak podobało mi się wystarczająco, bym z czystym sumieniem polecała koncert wszystkim fanom muzyki i Yunnanu.
Nagrałam ukradkiem sporo fragmentów wiedząc, że nic z tego koncertu nie trafi na youtube itp. Jednak brzmienia te okazały się zbyt dużym wyzwaniem dla mojego telefonu i większość fragmentów jest absolutnie nieprezentowalna. Posłuchajcie jednak chociaż tych dwóch: