2009-05-12

pawie 孔雀

Pawie są ważne w całych Chinach - symbolizują miłość silniejszą od śmierci. Ale w Yunnanie lubi się je szczególnie - a wszystko przez Daiów. Według nich pawie to symbol szczęścia i pomyślności. Poza tym, całkiem zresztą według mnie rozsądnie, łączą te ptaki z mocno zadowolonymi z siebie facetami. Z powodu niebywałej do tych ptaszysk sympatii, w regionach opanowanych przez Daiów, jak na przykład Xishuangbanna 西雙版納, wszystkie możliwe place, jeziorka, parki, hotele - no na co się nie spojrzeć nosi jakąś pawiowatą nazwę.

Niestety podczas wizyty w kunmińskim Zoo na górze Yuantong nie udało nam się uświadczyć ani jednego mniej leniwego pawia; wszystkie spacerowały ze złożonymi ogonami. Inna rzecz, że nawet złożone ogony wyglądają dość imponująco.
Mnie prywatnie daleko bardziej od pawiopozytywnej ideologii dajskiej interesuje tradycja hanowska. Dlatego pozwolę sobie przytoczyć najbardziej hanowską z hanowskich pawiowych opowieści.

孔雀東南飛 Pawie lecą na południowy wschód
Był sobie raz przystojniak Zhao Zhongqing 焦仲卿. Machnął się był z dziewuszką Liu Lanzhi 劉蘭芝. Chłopak niczegowaty, ona też całkiem, całkiem. Mówili o niej, że jak miała lat trzynaście, potrafiła haftować, a jak czternaście - szyć całe stroje. Koło piętnastki była już renomowaną harfistką, jako szesnastolatka recytowała pięknie poezję, a z nadejściem siedemnastej wiosny poszła za mąż. I wszystko byłoby dobrze, bo się pokochali, i to mimo, że mąż pracował w terenie i rzadko bywał w chałupie, ale wszystko zepsuła ta cholerna świekra. Znęcała się nad dziewczyną tak długo, aż zrozpaczona żona stwierdziła, że skoro w żaden sposób nie może zadowolić staruchy, to ona woli wrócić do mamy. I to mimo całej hańby, którą taki czyn przynosił.
Oczywiście, syn wróciwszy z podróży poszedł do matki zapytać o co, u diabła, chodzi, a mamuśka zaczęła puszczać pianę uszami, jaka to ta synowa niedobra, niegrzeczna, mało skrzętna itp. Syn próbował nawet stanąć w obronie żony, ale to nic nie dawało. Mam silne przypuszczenia, że tak naprawdę nie chodziło o to, że dziewczę niegospodarne, tylko o to, że jeszcze nie powiło syna...
No dobra, syn wprawdzie ogłosił, że nawet jeśli będzie się musiał rozstać z Liu Lanzhi, to i tak nie hajtnie się z inną, ale mamuśka nie odpuściła. Kochankowie nie mogli być razem, ale obiecali sobie, że choć rozłączą się cieleśnie, to duchowo - NIGDY!
Niestety, kiedy tylko dziewczę wróciło do domu, zarówno jej brat, jak i rodzona matka zaczęli ją swatać. Chętnych było od cholery, bo za czasów dynastii Han społeczeństwo chińskie było dużo mniej przewrażliwione na temat błony dziewiczej i innych takich idiotyzmów. Mimo oporu ze strony dziewczęcia, kolejne małżeństwo zostało postanowione, a jej pozostało tylko przygotowywanie wyprawki (poprzednia świekra wprawdzie dziewczynę wyrzuciła, ale hafty sobie zostawiła, świnia jedna).

Ale gdy dawny mąż to usłyszał, co koń wyskoczy popędził do domu ukochanej. Płakali oboje, ona życzyła mu szczęścia, on jej też, gdy jednak zrozumieli, że nie będą potrafili już nigdy pokochać nikogo innego, stwierdzili, że skoro na tym świecie nie mogą być razem - chcą się spotkać, i to w ekspresowym tempie, na tamtym.
Zhao Zhongqing wrócił więc do domu i pożegnał się z matką, życząc jej przy okazji długiego życia. Wrażliwy jak kamień babsztyl ochrzanił synalka, że chce się pociąć dla jakiejś dziewczyny, i że przecież mamusia już dla niego znalazła kandydatkę, o ileż bardziej pasowną, na kolejną żonę. On jednak nie zareagował specjalnie entuzjastycznie i począł czynić przygotowania do popełnienia samobójstwa.

Nie inaczej Liu Lanzhi. Nowy oblubieniec już był w ogrodzie, już witał się z gąską, a kiedy goście zaczęli chlać, ona poszła się utopić w pobliskim jeziorze. Jak tylko o tym usłyszał poprzedni małżonek, poszedł się powiesić na pobliskim drzewie.
Dopiero wtedy paskudna świekra pozwoliła, by byli razem - urządzono bowiem wspólny pogrzeb, a na ich grobie zasadzono parami drzewa, które w krótkim czasie oplotły siebie nawzajem gałęziami. Gniazdo tam sobie uwiły... No właśnie. Nie pawie, tylko znane nam doskonale kaczki mandarynki, które tak samo jak i pawie są symbolem wiernej miłości. Po co sobie tam uwiły gniazdo? Ano po to, żeby porannymi krzykami drażnić wstrętną świekrę ;)
No i teraz właśnie mam problem. No bo dlaczego, do jasnej cholery, ten poemat ma w tytule pawie? Przecież o pawiach nie ma w środku ani słowa... Nie ma w środku. Ale poemat zaczyna dwuwiersz: 孔雀东南飞/五里一徘徊 Kiedy pawie lecą na południowy wschód, co pięć mil zawracają. Chodzi mniej więcej o to, że nie potrafią wytrzymać rozłąki i dlatego nawet jeśli podejmą decyzję o odlocie, w trakcie lotu wahają się, czy jednak nie zostać. I to tak naprawdę jest mocno krótkie podsumowanie całej opowieści o kochankach, którzy się rozstają po to, żeby wrócić do siebie na wieczność.
Tutaj można zobaczyć poemat, pięknie napisany pięciozgłoskowcem, a tutaj jego tłumaczenie na współczesny chiński.
Jak by to powiedzieć... Ja chcę usłyszeć choć jedną zakończoną happy-endem tradycyjną chińską historię miłosną! Dlaczego oni zawsze umierają, cholera? A potem następuje zezwierzęcenie - jak się nie zamieniają w kaczki, to w motyle albo inne paskudztwa. Grrr...
Historia ta stała się inspiracją wielu dzieł sztuki, m.in. jednego z moich ulubionych kawałków na guzheng:

Została również przeniesiona na mały ekran:
A na zakończenie wytłumaczenie dlaczego kobiety, w przeciwieństwie do facetów, muszą się malować. Bo faceci są piękni i ładnie się noszą, a kobity wyglądają tak:

7 komentarzy:

  1. Wooo, paw albinos :D

    A po co Ci hepiendy w historiach miłosnych?

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm, może i mniej kolorowo wyglądają, ale za to bardziej apetycznie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hepiendy? Zwariowałaś? :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Huan: Bo wiesz, jestem w trakcie chinskiej historii milosnej, chce byc z moim lubym na zawsze i NIE CHCE UMIERAC!
    Kayka: To, ze ktos ma gruba dupe nie znaczy od razu, ze wyglada apetycznie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. @Bai: Nie? Serio? To ja muszę się poważnie zastanowić nad motywami Asma ;) Jeszcze się okaże, że chce ze mną być ze względu na moją niezwykle stabilną psychikę, stałość emocjonalną i niezachwiany optymizm ;>

    OdpowiedzUsuń
  6. :D No przeciez nie twierdze, ze nie istnieja wyjatki ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kayka... popłakałaś mnie...

    Bai, hepiendy są niejadalne...

    OdpowiedzUsuń

Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.