No tak. Nieczęsto zdarza się białas, który chce oglądać ludowe śpiewy
tańce itp.
Największą atrakcją była wspinaczka na górę noży (上刀山). Przy akompaniamencie zawodowej grupy perkusyjnej,kolejni śmiałkowie wspinali się BOSYMI STOPAMI po drabinie utworzonej z noży. Sprawdziłam, czy ostre. Zacięłam się w palec. :( Każdy śmiałek, któremu udawało się tego dokonać, był tryumfalnie obnoszony po placu... na nożu (jakżeby inaczej!).
Mnie osobiście najbardziej przerażało, gdy na drabinie dochodziło do "wymijania"...
Łażeniem po nożach zajmują się przynajmniej trzy chińskie grupy etniczne - Zhuang 壯族, Yao 瑤族 i Lisu 傈僳族. U wszystkich trzech służyło to komunikacji z duchami/bogami/przodkami, zazwyczaj proszono o pomyślność, ale czasem tego typu ceremonia odbywała się, gdy konieczne były egzorcyzmy. Najprościej wyglądało to u Zhuangów - wystarczyło wejść, zadąć w róg, odpalić fajerwerki i zejść. U Yao i Lisu włażenie na drabinę nożową (oprócz nazwy 上刀山 używa się również 爬刀梯) zazwyczaj było połączone ze "zstąpieniem w morze ognia" 下火海, czyli najczęściej łażeniem po rozżarzonym metalu albo po tlących się węgielkach, czasem również z lizaniem rozżarzonych przedmiotów. Właśnie u Lisu wyglądało to najciekawiej - bo obie części ceremonii odbywają się przy akompaniamencie mocno transowej muzyki (ach, te ludowe bębenki!); wprowadzony muzyką w trans mistrz ceremonii ponoć nie odczuwa bólu i ani metal, ani ogień nie śmią zrobić mu krzywdy.
Niestety, tej drugiej części nie było mi dane zobaczyć. Za to wzięłam czynny udział w chwaleniu śmiałków za złożenie tej ofiary - zgodnie z tradycją, razem wytrąbiliśmy morze wódki, wyśpiewaliśmy morze pieśni (ja się włączałam tylko w refrenowe "lalala") i wytańczyliśmy setki tańców (i dziś musiałam iść do szewca wymienić fleczki w moich cudownych nowych fioletowych szpileczkach. Swoją drogą - jeśli spodziewacie się ludowych tańców, nie zakładajcie szpilek, dobrze radzę).
Gdyby ktoś chciał zobaczyć, tutaj filmiki:
Łażeniem po nożach zajmują się przynajmniej trzy chińskie grupy etniczne - Zhuang 壯族, Yao 瑤族 i Lisu 傈僳族. U wszystkich trzech służyło to komunikacji z duchami/bogami/przodkami, zazwyczaj proszono o pomyślność, ale czasem tego typu ceremonia odbywała się, gdy konieczne były egzorcyzmy. Najprościej wyglądało to u Zhuangów - wystarczyło wejść, zadąć w róg, odpalić fajerwerki i zejść. U Yao i Lisu włażenie na drabinę nożową (oprócz nazwy 上刀山 używa się również 爬刀梯) zazwyczaj było połączone ze "zstąpieniem w morze ognia" 下火海, czyli najczęściej łażeniem po rozżarzonym metalu albo po tlących się węgielkach, czasem również z lizaniem rozżarzonych przedmiotów. Właśnie u Lisu wyglądało to najciekawiej - bo obie części ceremonii odbywają się przy akompaniamencie mocno transowej muzyki (ach, te ludowe bębenki!); wprowadzony muzyką w trans mistrz ceremonii ponoć nie odczuwa bólu i ani metal, ani ogień nie śmią zrobić mu krzywdy.
Niestety, tej drugiej części nie było mi dane zobaczyć. Za to wzięłam czynny udział w chwaleniu śmiałków za złożenie tej ofiary - zgodnie z tradycją, razem wytrąbiliśmy morze wódki, wyśpiewaliśmy morze pieśni (ja się włączałam tylko w refrenowe "lalala") i wytańczyliśmy setki tańców (i dziś musiałam iść do szewca wymienić fleczki w moich cudownych nowych fioletowych szpileczkach. Swoją drogą - jeśli spodziewacie się ludowych tańców, nie zakładajcie szpilek, dobrze radzę).
Gdyby ktoś chciał zobaczyć, tutaj filmiki:
A gdzie Twoje zdjęcia na scenie? ;> Przecież Cię na nią wpuścili, prawda? ;) Zdjęcia chcem!
OdpowiedzUsuńBrrr, chodzenie po drabinie z noży wyglada straznie na tym filmiku. Brrr
OdpowiedzUsuńHuan: zdjecia kiedys beda ;) najpewniej wtedy, kiedy juz dawno zapomne o tym, ze mi je zrobiono ;)
OdpowiedzUsuńBayushi: na zywo bylo jeszcze gorzej ;)