2016-06-05

Pearl S. Buck - Dom w ruinie

Dziś trzecia część trylogii.

Widział poruszające się szybko białe kobiety i towarzyszących im mężczyzn, ubranych zawsze tak samo. Patrząc na ich długie nosy, zastanawiał się, jak kobiety odróżniają swych mężów od innych, skoro wszyscy są do siebie podobni, choć niektórzy mieli sterczące brzuszyska, inni byli łysi albo dotknięci inną skazą urody.
*
Odkryłam w niej zupełnie niestosowne zainteresowanie białymi mężczyznami... To głupiutkie stworzenie uważa, że zaszczyt przynosi jej paradowanie z białym po ulicy. Na szczęście to dziwactwo powoli jej przechodzi.
*
- Wiesz, czego nienawidzę najbardziej w tym mieście? Takich ludzi jak ten! Nie ma w nich niczego pełnego, a wszystko jest przemieszane, przez co nie można im ufać, bo oprócz krwi mają podzielone serca. To nie do pojęcia, że ktokolwiek z naszej rasy, mężczyzna czy kobieta, może się tak zapomnieć, by przemieszać swą krew z krwią obcokrajowca. Pozabijałbym ich wszystkich jako zdrajców, a ich potomstwo, takich jak ten, którego minęliśmy, powyduszałbym własnymi rękami!
*
Gdy weszli z ulicy do środka, Yuan poczuł - albo mu się wydało - że wszyscy biali mężczyźni i wszystkie białe kobiety wbijają w niego wzrok, co więcej, odsuwają się nieco od niego i Szenga, co zresztą było mu na rękę, bo cuchnęli dziwnie i obco, jak skwaśniałe mleko, które uwielbiali jeść.
*
Przecież nie kłamał. Pod wieloma względami mówił prawdę, a wierzył, że mówi całą, gdyż wraz z upływem czasu jego odległy kraj wydawał mu się niemal doskonały. Zapomniał o wszystkim, co było niegodne, o nieszczęściach, jakie zdarzają się wszędzie. Teraz wyobrażał sobie, że tylko w jego kraju ludzie pracują uczciwie, a praca przynosi im zadowolenie; że wszyscy słudzy są lojalni, a wszyscy panowie łagodni, że dzieci miłują rodziców, a dziewczęta są nad wyraz cnotliwe i skromne.
*
Powinniśmy uczyć się od ludzi Zachodu, jak żyć wygodnie i przyjemnie. Meng ich nienawidzi, ale ja mam świadomość, że choć nikt nie niepokoił nas przez stulecia, nie potrafiliśmy wymyślić, jak doprowadzić do domów czystą bieżącą wodę, nie odkryliśmy elektryczności, ruchomych obrazów ani żadnej pożytecznej rzeczy.
*
Nie jest dobre ani mądre, gdy dwoje ludzi o odmiennej cielesności bierze ze sobą ślub. Istnieje pewna zewnętrzna nieprzekraczalna trudność we współistnieniu ludzi odmiennych ras. Ale też trudność wewnętrzna, prowadząca do konfliktów, do oddalania się od siebie, do zamykania się we własnej krwi. A wojna między jedną krwią a drugą nie ma końca.
*
To te obce zwyczaje nauczyły nasze kobiety nieposłuszeństwa! Co to za wolność, która odrzuca przyrodzone prawa i każe im żyć jak zakonnice albo dziwki!

Czytałam tak sobie, a krew się we mnie gotowała. Tak, książka powstała w 1935 roku, kiedy o równości i tolerancji rasowej jeszcze nikt nawet nie słyszał, ale - do diaska! - ja to czytam teraz! Będąc zamężną z taką odmienną rasą, ośmieliłam się wymieszać swą krew z krwią obcokrajowca i w dodatku powstał owoc tego mieszania! Jak ja śmiałam!
Straszliwie cieszę się, że żyję w XXI wieku. I choć rasistowskie teksty i teraz często kłują mnie w uszy, jestem wolna i nikt - przynajmniej na razie - nie chce mnie ani mego męża zaszlachtować za zdradę rasy...

Pierwsza część trylogii tutaj, a druga tutaj.

2016-06-04

okra na pikantnie

Bardzo rzadko chodzę do knajp, żeby się po prostu najeść. Najczęściej wizyta w dobrej knajpie kończy się burzą mózgów, jak knajpiane pomysły przenieść na grunt domowy. Jeśli tylko danie nie jest zbyt skomplikowane i nie ma zbyt dużej ilości składników, próbuję je przyrządzić w bardzo niedużym odstępie czasu od knajpianej wizyty, kiedy jeszcze pamiętam smak. Okropny zwyczaj robienia zdjęć jedzeniu wszedł mi już w nawyk. Z tym, że ja to robię nie po to, żeby się poasić na fejsie, a żeby ukraść pomysł kucharzowi...
Czasem tylko i wyłącznie dzięki knajpom poznaję nowe zioła czy warzywa, o sposobach przyrządzenia nawet nie wspominając.
Jednym z takich odkryć jest okra. Sama w sobie to mi nawet nieszczególnie smakowała, gdy się z nią zetknęłam po raz pierwszy. Ale ostatnia wizyta w knajpie Simao (to taki rejon w Yunnanie słynący z pysznej kuchni) udowodniła mi, że da się to śluzowate warzywo przyrządzić tak, by była przepyszna.

Składniki:
  • spora garść okry
  • pomidor
  • czosnek po uważaniu
  • garść suszonej papryki - nie powinna być bardzo ostra, lepiej - intensywnie pachnąca

Wykonanie:
  1. Okrę posiekać w plasterki. Można zblanszować.
  2. Z pomidora zdjąć skórę i posiekać dość drobno.
  3. Czosnek poplasterkować.
  4. Niedbale połamać/poszatkować suszoną paprykę
  5. Na gorący olej wrzucić czosnek i paprykę, jak zapachną - dodać okrę i pomidory. Smażyć mieszając aż do uzyskania pożądanej chrupkości okry.

Pamiętajcie, że okrę można jeść na surowo, pomidory też, więc nie trzeba ich długo smażyć. Smażenie ma na celu poprawę konsystencji okry, a nie zniesurowienie.

2016-06-02

Trawiasta Odwaga - ciąg dalszy

Pamiętacie jeszcze Trawiastą Odwagę, dziewczynę z południowego Wietnamu, która nie chciała opuścić Rodziców dla faceta z wietnamskiej północy?
Niedawno przyjechała do Kunmingu na dwa tygodnie, nauczać wietnamskiego na jednym z uniwerków. Oczywiście MUSIAŁYŚMY się spotkać. Zapytałam o tego faceta, z którym była zaręczona.
Ach, nie, to był epizod, facet niewart wzmianki. Ale - niedługo wychodzę za mąż. Za Amerykanina! To znaczy wiesz - jest Amerykaninem tylko na papierze, to Wietnamczyk z krwi i kości, ale ma już amerykańskie obywatelstwo, a w Stanach - mieszkanie i samochód. Jak go poznałam? Przez koleżankę z pracy. Jedna z nauczycielek w mojej szkole jest jego ciocią. Kiedyś zapytała mnie, czy mam chłopaka, ja nie miałam, a jej siostrzeniec właśnie przyjechał na wakacje - tak jak przyjeżdża co roku. Spodobaliśmy się sobie i jakoś tak poszło.
Po ślubie pojadę do Stanów. Ech, nie pytaj nawet o mój angielski, leży i kwiczy. Dlatego boję się wyjazdu. Ale z drugiej strony - wiem, że to tylko na chwilę. Pobędziemy tam parę lat, ale docelowo zamierzam mieszkać w Wietnamie. Przecież wiesz - rodzice, firma... Zresztą - kto by chciał mieszkać w Stanach?
Straszliwie mi się spodobało, że mówi o nim - Amerykanin :D A tę niechęć do Stanów, zanim tam w ogóle pojechała - ma pewnie zakodowaną tak samo jak większość Wietnamczyków...