Kiedy Mongołowie najechali Yunnan, późniejsze Cuihu nie miało jeszcze nazwy. Cóż, to było tylko małe jeziorko poza murami miasta, położone u stóp Góry Pięciu Wspaniałości 五华山 i nieprawdopodobnie zarośnięte. Jednak dla przybyłych ze stepów Mongołów każda woda większa niż kałuża zwała się "morzem". Nazwali je więc Morzem Żarcia 菜海子 (pewnie przez to zarośnięcie) i ta właśnie nazwa przyjęła się w lokalnym dialekcie. Już za Mingów zaczęły powstawać pierwsze pawiloniki. Im bardziej się Kunming rozrastał, tym bardziej w centrum znajdowało się to jezioro, więc budyneczków i przyjemnych miejsc było coraz więcej. Położył temu kres watażka Wu Sangui - zasypał pół jeziora, żeby w tych pięknych okolicznościach przyrody wybudować swą rządową siedzibę. Za Qingów miejsce zaczęło znów służyć celom raczej widokowym (powstawały niezliczone pawilony), by z nastaniem Republiki zmienić się po prostu w park*. Nie od razu nazywał się on Parkiem Szmaragdowego Jeziora. Niepozorne jeziorko miało zbyt wiele nazw - poza wspomnianym już Morzem Żarcia był jeszcze Stawem Dziewięciu Smoków 九龙池**; znacznie później wygrał Szmaragd.
Jeziorko ma powierzchnię zaledwie 15 hektarów; park zajmuje o całe 6 hektarów więcej. Dwa prostopadłe szpalery wierzb dzielą Cuihu jak tort na cztery części. Grobla biegnąca z południa na północ to grobla Ruan Yuana, gubernatora Yunnanu i Guizhou, który budowę tej grobli zasponsorował. Grobla łącząca wschód z zachodem z kolei zwie się groblą tangowską, bo na jej budowę wyłożył fundusze sam Tang Jiyao. Groble łączą się na wyspie, będącej sercem Cuihu. Dawniej mieściła się tu buddyjska świątynka, a część jeziora tuż przy niej była wydzielona jako Staw Darowania Życia***. Dziś po świątynce i po większości zabytków nie ma już śladu; park jest poddany ciągłej renowacji i nigdy nie wiem, co zastanę, gdy się tam wybieram po dłuższej przerwie. A, przepraszam - mam pewność, że zastanę bardzo określoną florę i faunę: latem spory kawał jeziora przykryją szczelnie lotosy; zimą powierzchnia zabieli się od syberyjskich mew. Zawsze będą bambusy, wierzby płaczące i trochę eukaliptusów. W okolicach grudnia/stycznia - zapłoną szkarłatem kamelie.
Kiedy przyjechałam do Kunmingu po raz pierwszy, spędzałam nad Cuihu nieprzyzwoicie dużo czasu; wśród tańczących emerytek, folkowych zespołów o niecodziennym składzie (np. erhu koło gitary i saksofonu jako podkład do wyjątków z opery pekińskiej), wśród hazardzistów rżnących całymi dniami w madżonga; w tym cudownym kunmińskim mikroklimacie. Żegnałam Szmaragdowozielone Jezioro rzęsistymi łzami; MUSIAŁAM tam wrócić.
Wróciłam. Wracałam wielokrotnie. Kocham to jezioro.
A teraz, zrządzeniem losu czy dzięki Opatrzności - zamieszkałam znowu kilka minut piechotą od tego magicznego miejsca. Mijam Cuihu gdy jadę do pracy; przechodzę obok, gdy się spieszę do supermarketu; to tutaj spacerujemy codziennie wieczorem, ciesząc się pustym już parkiem. Bo jeśli mam wymienić jedyną wadę Cuihu - to byłby to tłok za dnia. Jak ja mogłam w takim hałasie siedzieć całymi dniami?! Teraz nie mogę i nie chcę - więc zazwyczaj spacerujemy tamtędy wieczorem. Dziś jednak poszliśmy trochę wcześniej i...
Tak. Cuihu jest piękne.
*bardzo długo wejście było płatne - ZB pamięta jeszcze, jak koledzy oszukiwali w wyścigu wokół jeziora - ci bogatsi kupowali bilety i zamiast naokoło, biegli na przełaj...
**kiedyś ponoć w północnowschodniej części jeziora tryskało dziewięć źródeł, a przecież w Chinach źródłami opiekują się smoki.
***O tego typu zbiorniku wodnym już kiedyś pisałam tutaj.
Cudnie tam jest, we dnie, w słońcu... widzę teraz na twoich zdjęciach. Ja widziałam ten park niestety w nocy, ale oświetlenie tez dodawało mi uroku.
OdpowiedzUsuńo, tak! Cuihu nocą też jest przepiękne! :)
Usuń