Wszyscy wiemy, ze tak naprawde studenci, ktorzy wyjezdzaja za granice, wyjezdzaja po to, zeby sie dobrze bawic, nie po to, zeby sie uczyc. No przeciez gdyby byl wystarczajaco inteligentny i pracowity, robilby kariere u siebie a nie za granica, prawda?
Jako jedna z tych, ktore wyjezdzaja, kiedy maja okazje, zawsze protestowalam. Sporo sie nauczylam na Tajwanie i w Chinach. Mija wlasnie piec lat od czasu, kiedy poznalam swoja pasje i wiem, udalo mi sie zmienic swoje zycie.
Z tym wiekszym zdumieniem poznaje ludzi, ktorzy wyjazd gdzies faktycznie traktuja jak okazje do laby.
Zaczelo sie od tajwanskich studentow, uczacych sie w polskich anglojezycznych szkolach medycznych. Bujaja sie po calej Europie, bo sa kasiasci, a nie udalo im sie pozdawac egzaminow na rodzimych uczelniach. Pobyt w Polsce jest dla nich tanszy niz w na przyklad Wielkiej Brytanii, wiedzy nie posiadaja ani przed studiami, ani po (z nielicznymi wyjatkami); do kraju wracaja z nic niewartym dyplomem, ubozsza kiesa i bogatymi doswiadczeniami towarzyskimi. No dobra. Ida na medycyne, zeby trzepac kase albo z powodu tradycji rodzinnej, jestem w stanie od biedy zrozumiec, ze to nie jest pasja, ktora wymaga zaangazowania.
Krakow rosnie od chinskich studentow, ktorzy przybywaja tu, by sie uczyc na uczelniach technicznych badz muzycznych. Muzyka, szlachetna sztuka, piekno per se, jesli TO nie jest pasja, to ja juz naprawde nie rozumiem.
Nie wiem, dlaczego przyjezdzaja do Polski. Kazdy kreci i sie nie przyznaje, starajac sie mnie, mieszkanki tego kraju nie obrazic mowiac, ze Polska jest dla nich niczym. Chca miec dyplom. Wisi im, skad ten dyplom, byle taniej. Gardza polska kultura, nie ucza sie jezyka, polskich przyjaciol maja wtedy, kiedy sa oni im potrzebni.
No wlasnie. Kiedy sa potrzebni Polacy Chinczykom mieszkajacym w Polsce?
1) urzedy. Jedynym jezykiem obowiazujacym w urzedach jest polski, calkiem zreszta slusznie, wiec jesli trzeba zalatwic zameldowanie, karte pobytu, NIP.... to wtedy przydaje sie polski przyjaciel.
2) szpitale. Boli Cie brzuch, zab, masz zlamana reke? Nie dogadasz sie sam, wiec dzwonisz do Polaka.
3) ...i to by bylo na tyle. Z nielicznymi wyjatkami nie poznalam Chinczykow, ktorzy z wlasnej nieprzymuszonej woli przyjazniliby sie z Polakami. Znajduja sobie chinskich partnerow uczuciowych, chodza do chinskich knajp, spedzaja czas w swoim gronie, chyba, ze potrzebuja jeszcze czegos. To cos to dyplom ukonczenia studiow.
Po pieciu latach bujania sie w Polsce, ale jakby poza Polska, przychodzi czas pisania pracy magisterskiej. Wtedy nagle w poczcie Instytutu Konfucjusza tudziez na skrzynkach mejlowych chinskojezycznych Polakow zaczyna sie robic ciasno. Ludzie, ktorym do glowy nie wpadlo NIGDY, zeby sie z Toba zaprzyjaznic albo zeby w czyms za darmo pomoc (idea pomagania za darmo w Chinach jest niepraktykowana) nagle zapraszaja Cie na obiad, mowia, jaki jestes zajebisty i ze Twoj chinski jest taki rewelacyjny, ze do nikogo innego nie mogliby sie zwrocic ze swoim problemem czyli przetlumaczenie pracy magisterskiej za free. Dlaczego za free? No wlasnie tego nie rozumiem. Duza ilosc tych Chinczykow to mocno kasiasci studenci, dorabiajacy handlem w dodatku. Jak bardzo kasiasci? Rozbijaja sie nowymi samochodami, na wakacje jezdza po Europie, stac ich na wszystko, o czym ja nadal moge tylko pomarzyc.
Oczywiscie, gdyby poszli do biura tlumaczen, musieliby sie liczyc z kwota 150 zlotych za strone (1500 znakow). To jest drogo, ale za tlumaczenie specjalistyczne (informatyka, inzynieria, muzyka) to standard. Przeciez na pewno sie nie spodziewaja, ze wielu Polakow potrafi takie rzeczy tlumaczyc, prawda? Jesli natomiast szukaja osoby nieprofesjonalnej, takiej jak chocby ja, cena jest o polowe nizsza. Piecdziesiecioprocentowy upust to chyba sporo, prawda?
Nie. To nie jest sporo. Oni, sudenci, ktorych stac na zaplacenie 5 lat nauki w obcym kraju, samochody oraz wakacje, mowia, ze stac ich na 20 zlotych za strone.
Praca magisterska dlugosci 25 stron jest przez nich wyliczona na 500 zlotych.
Nie wezme takiej oferty. Jedna strona tekstu chinskiego to dla mnie ladnych pare godzin pracy. Biorac pod uwage fakt, ze oprocz tego pracuje w kilku miejscach, zajeloby mi to miesiac, co wieczor dzieciolic taki tekst PO innej pracy to naprawde spory wysilek.
Ale najlepsze ze wszystkiego jest to, ze gdyby mnie o to poprosil chinski Przyjaciel - osoba, ktora zainwestowala w blizsza znajomosc zapewne znacznie mniej niz to idiotycznie 500 zlotych, zrobilabym to za darmo... Niestety, takich Chinczykow juz nie produkuja - a jesli nawet, to nie na eksport...