Dawno, dawno temu Chińczycy podzielili sobie w głowach ojczyznę na Chiny Północne i Południowe. Linią demarkacyjną są głównie Góry Qin Ling oraz Rzeka Huai, ale większość ludzi w uproszczeniu dzieli Chiny na te na północ i na południe od Jangcy. Podział ten, choć wynika z geografii, przekłada się na całkiem niegeograficzne aspekty, a ja o nim dziś piszę, bo jest zima. Tak, tak, piernik do wiatraka ma całkiem sporo.
Oczywistą różnicą jest klimat - na północy jest zimniej niż na południu. Stąd również różnice w roślinności, tak naturalnej, jak i uprawianej.
Północ to tam, gdzie zimą zamarzają rzeki, a południe to tam, gdzie temperatura w zimie właściwie nie spada poniżej zera.
Południe to tam, gdzie są zalane wodą pola ryżowe, północ to tam, gdzie rośnie pszenica.
Na Południu mieszkają Południowcy: Yunnańczycy, Guizhouczycy, Guangxijczycy, Kantończycy, Fujiańczycy, Hunanczycy, Jiangxijczycy, Zhejiangczycy itd. Ich języki różnią się od dialektów północnych, mają od ludzi Północy inne zwyczaje i inne kultury.
Na Północy mieszkają cztery główne chińskie grupy etniczne - Hanowie, Mongołowie, Mandżurowie i Huiowie. Są schińszczeni, mówią mniej więcej takim samym dialektem mandaryńskim, który stał się językiem urzędowym Chin i próbują narzucać swoją kulturę Południowcom, twierdząc, że to właśnie jest "kultura chińska".
Niby Południe i Północ wyznaczone jest geograficznie, ale żaden Chińczyk nie powie o Xinjiangu, że jest on częścią Chin Północnych.
W oczach Chińczyków Północnych ci południowi to wieśniacy od produkcji ryżu, a oni sami podbili całe Chiny i nimi "rządzą".
W oczach Chińczyków Południowych ci północni to barbarzyńcy bez kultury, a oni sami są spadkobiercami starożytnej chińskiej kultury, tangowskiej poezji i mingowskiej sztuki.
Ci z Północy jedzą bułeczki na parze, pierożki i makarony, a ci z południa ryż.
Żyją inaczej, myślą inaczej, inne są ich ścieżki, choć państwo próbuje narzucać "ogólnochińskie" wzorce kulturowe.
Z mojego punktu widzenia jednak najgorszą rzeczą, jaką zrobiono w związku z tym podziałem Północ-Południe jest całkowicie odgórna decyzja, że "na Północy w domach ma być ogrzewanie, a na Południu niech się ugryzą w d...". Skutek jest taki (dzięki, Piekielna Fantazjo):
Zimą na Północy na zewnątrz jest zimno jak w psiarni, ale w domach jest cieplutko.
Na Południu w zasadzie nie jest aż tak zimno, ale niestety po wejściu do domu nie zdejmujemy kurtek ani kalesonów, bo w domu jest tak samo jak na dworze. Albo i zimniej - bo w domu nie świeci słońce...
Serdecznie Was pozdrawiam z elektrycznego kocyka, znad termosu. Jeśli są jakieś literówki, to wybaczcie - palce mi kostnieją mimo rękawiczek.
Wiem, znam. W Hongkongu oni nawet klimę włączą, jeśli jest 15 stopni. Może sobie podarują przy 11.
OdpowiedzUsuńW barbarzyńskim kraju europejskiej północy ogrzewania też za bardzo nie mam w domu, za to zimniej na dworze, bo nawet do 0 może spaść, szczególnie w nocy.
Moją radą był grzejnik olejowy (jak już naprawdę zimno), koc plus dwa grzejące koty na kocu :)
I gotowanie. Najlepiej w piekarniku :D
u nas nocami też spada do zera; najniżej było -2. Naszym jedynym ustępstwem na rzecz ogrzewania jest zainstalowana w łazience lampa grzejąca :)
UsuńPrzerazasz mnie. Jestem osobnikiem bardzo cieplolubnym, w zimie utrzymuje w mieszkaniu temp. 26 st. a 20 st. to dla mnie temp. na dlugi rekaw. Plakalabym z rozpaczy:-)
OdpowiedzUsuńU nas 26 w mieszkaniu nie ma nawet latem :D Też myślałam, że się nie przyzwyczaję, ale - okazało się, że się da :) Nie mówię, że to specjalnie przyjemne, ale z drugiej strony - ta zima u nas trwa dość krótko, a później zostaje wynagrodzona wielomiesięczną piękną pogodą :)
UsuńZupelnie jakbym czytala o Wloszech! Durny podzial na polnoc i poludnie: ci z Polnocy uwazaja sie za lepszych, ci z Poludnia za to chwala sie kultura i najwazniejsze - brak ogrzewania na Poludniu (a wlasciwie to brak mentalnosci ogrzewania).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z mojego sycylijskiego domku, siedzac w dwoch swetrach i kubraczku. Oby do lata ;-)
A to mnie zaskoczyłaś! Nie wiedziałam, że we Włoszech też takie cyrki...
UsuńMieszkam na południu Włoch, gdzie się nie ruszyć to grzeją w domu:) Ale na Sycylii ni byłam.
OdpowiedzUsuńPewnie to też zależy od konkretnej miejscowości czy też regionu.
Usuń