Poprzednie książki Celeste Ng polecam każdemu. Tę najnowszą - tylko/aż matkom. Wydaje mi się bowiem, że powodem silnych wzruszeń w trakcie czytania jest tu nie tylko niewątpliwy kunszt literacki autorki, ale przede wszystkim - trafianie w struny, których przed urodzeniem Tajfuniątka po prostu tam nie było.
Wszyscy opisują tę książkę jako antyutopię. Dobrze, że nie wiedziałam! Gdy sięgałam po lekturę, z pełną premedytacją nie czytałam opisów. Dlatego ledwo się powstrzymałam przed szukaniem w internetach czy aby PACT nie istnieje naprawdę. Wszystko opisano tak plastycznie, w sposób tak bardzo nie pozostawiający wątpliwości co do zaistnienia zdarzeń! Najgorsze, że tak łatwo sobie wyobrazić, że to się zacznie już za chwilę - przecież jako społeczeństwo jesteśmy na najlepszej drodze do tego, żeby się jeszcze bardziej podzielić.
Zastanawiam się wciąż i wciąż, dlaczego tak bardzo mnie ta książka dotyka. Myślałam, że to po prostu dlatego, że jestem matką i wizja utraty dziecka napawa mnie przerażeniem. Ale to nie tylko to. To jeszcze dobre rady: nie wychylaj się; gwóźdź, który wystaje, oberwie młotkiem. Rada tak oczywista w Chinach, w których jednocześnie jest niewykonalna. A jednocześnie powiedzonko mojej mamy: tylko gówno płynie z prądem. Odwaga cywilna - coś, czego tak bardzo nam brakuje na początku XXI wieku! Więc w końcu kiedy się wychylać? Za jaką cenę? Jest cena, której nigdy z własnej woli nie zapłacę. Ile musiano by mi odebrać, żebym wreszcie łupnęła pięścią w stół i nie pozwoliła sobie odebrać nic więcej? Za kogo warto oddać życie? Za jaką sprawę?
Nie jest to może arcydzieło. Ale każe mi rozmyślać nad kilkoma bardzo bolesnymi pytaniami - a nie każda książka to potrafi.