Opowieści o świerszczach są od niepamiętnych czasów częścią chińskiego folkloru. Z pokolenia na pokolenie przekazuje się jako przykład synowskiej miłości legendę o chłopczyku, który popełnił samobójstwo, aby móc wcielić się w świerszcza i uratować w ten sposób ojca, nad którym zawisło niebezpieczeństwo, gdyż zgubił niezwykle cennego owada należącego do pewnego wysokiego urzędnika.
***
Chińczyk nie więzi kanarka lub słowika w domu, nie uważa ich za bibeloty. Są dla niego towarzyszami, z którymi chodzi na spacer, z którymi przekomarza się i bawi. [...] Klatki są różnorodne, ale każda to miniaturowe arcydzieło. Mają odsuwane drzwiczki, wewnątrz widać filiżaneczki ze starej nieraz porcelany w stylu najsłynniejszych waz, a czasem nawet wazonik z mikroskopijnym kwiatkiem, którego widok ma ptaka cieszyć i zachęcać do śpiewu. W odróżnieniu od klatek używanych w krajach zachodnich, klatki chińskie nie są wyposażone w huśtawki, na których ptak się kołysze i wzmacnia sobie łapki. W Chinach starzy ludzie podczas spacerów z ptakami kołyszą całą klatką tak, że nie tylko zmuszone do utrzymywania równowagi zwierzę się wzmacnia, ale i oni sami ćwiczą nadgarstki, co dobrze robi na reumatyzm. Oto subtelności Wschodu.
***
Miasta ożywia teraz znowu wiele głosów nieznanych i dziwnych, przeminęły „milczące” lata rewolucji kulturalnej, kiedy „mała zabawa” była zakazana, a trzymanie zwierząt dla przyjemności uchodziło za przestępstwo. Zdarza się też słyszeć dźwięki podobne do cichego buczenia, do płynącej z przestrzeni melodii, która zbliża się nieustannie, aby nagle ucichnąć. Spoglądając w górę, widzimy tylko chmarę gołębi. Ktoś urządza „koncert powietrzny”.
Ta zabawa sięga czasów panującej w XII wieku dynastii Song; przywiązywane do ogonów gołębi gwizdki z bambusa lub dyni wykonuje się nadal w taki sam sposób, jak wtedy. Przypominają one miniaturowe organy, mogą składać się z dwudziestu i więcej piszczałek. Podczas lotu gołębia powietrze wciska się w gwizdek, który wydaje dźwięk. Zaopatrując gołębie w różne rodzaje takich instrumentów, tworzy się coś zbliżonego do orkiestry. Orkiestry, która lata.
Tak. Za czasów prawdziwego komunizmu w Chinach było zakazane hodowanie zwierząt dla przyjemności - obojętnie czy psów, czy kotów, czy świerszczy. Czasem myślę, że pewnego typu brak wrażliwości Chińczyków na krzywdę kopanych psów czy tłuczonych przez dzieci kotów wziął się właśnie z tego: trzeba było zamknąć swoje serce przed braćmi mniejszymi, bo inaczej było się burżujem i kapitalistycznym śmieciem. Ale... od rewolucji kulturalnej minęło już sporo czasu, a gdzieś w mózgach Chińczyków zwierzęta nadal nie wymagają czułości i troski. Stąd hodowanie alaskanów w subtropiku - nieważne, że pies cierpi katusze, ważniejsze, że był drogi i można się z nim pokazać. A może to po prostu kwestia tego, że na wsiach troszczyło się tylko o te zwierzęta, które przynosiły zysk? Wiadomo było, że trzeba się opiekować krową, bo daje mleko, ale już kot? Kot da sobie radę! A kysz od ludzi, pchlarzu...
Oczywiście, są i ludzie wrażliwi, którzy poświęcają czas i uwagę swoim pupilom, hodowanym z czułością i troską. Ja w Chinach niestety takich nie znam. A szkoda...
A czy moglabys wstawic jakiegos linka, zeby poogladac te piekne klatki?
OdpowiedzUsuńTeraz takich wypaśnych klatek jest mniej niż w czasach Terzaniego, ale zdarzają się na przykład takie cuda: http://img01.tooopen.com/Downs/images/2009/10/16/sy_20091016153646099025.jpg
UsuńNie zgodzie się z ta rewolucją kulturalną jako zalążkiem zła i nieczułości ... na Tajwanie rewolucji nie było a alaskany wystawiane przed dom są. fakt ze dla ulzenia w upale goli się je na lyso...
OdpowiedzUsuńmasz rację. Przyczyny muszą siedzieć głębiej.
UsuńJa w HK znam. Ale znam też takich, dla których zwierzak to jak przedmiot :( Więc są różni.
OdpowiedzUsuńSą różni. Mój mąż uwielbia mojego psa :) Ale własnego mieć by nie chciał. A z tych, którzy mają psy - nie znam nikogo, kto by się nadawał do posiadania psa...
Usuń