2024-04-30

Góry Długiego Robaka 长虫山

O Górach Długiego Robaka wspominałam już przy okazji legendy mówiącej o powstaniu kunmińskich murów miejskich. Najlepiej sobie zapamiętałam starą rymowankę kunmińską o tym, że Góry Długiego Robaka jedzą Yunnan, a wydalają Syczuan (长虫山,长虫山,吃云南,屙四川).
Właściwie nie wiem, dlaczego nigdy się w nie nie wybrałam. Zawsze jakoś mi do nich było nie po drodze. To aż śmieszne, że w takich Górach Zachodnich byłam dziesiątki razy, a Długiego Robaka omijam, choć wcale nie jestem przesądna. Przecież to ważne kunmińskie górki, o których pisywali poeci! Tak konkretnie: pojawiły się wraz z innymi geograficznymi ciekawostkami w najdłuższym duiliania Yunnanu autorstwa Sun Ranwenga, znajdującym się na Budynku Wielkiego Widoku. Konkretnie: 
东骧神骏, 
Na wschodzie galopuje boski rumak 
(mowa o wchłoniętej przez miasto górce Złotego Konia) 
西翥灵仪, 
Na zachodzie szybuje wcielenie duszy 
(to Góra Szmaragdowego Koguta 碧鸡山 - część Gór Zachodnich) 
北走蜿蜒, 
Na północy wije się wąż 
(czyli właśnie nasz "długi robak") 
南翔缟素 
Na południu szybuje żałobna szata. 
(mowa o Górze Białego Żurawia) 

Jeśli macie zamiar się wybrać na spacer (raczej spacer niż wspinaczkę), pamiętajcie, że górki te są zamknięte dla zwiedzających od początku grudnia do połowy czerwca ze względu na zagrożenie pożarowe. Góry są łyse jak kolano; rosną tu bodaj tylko trawy i mizerne krzaczory, jest także sporo małych skałek. Tym niemniej ewentualny pożar spowodowałby kolejne spustoszenie w poszyciu i runie, a i zwierzęta żywcem nie miałyby się gdzie schować.

W czasach współczesnych góra nie mogła przyciągać jakoś specjalnie turystów, ponieważ mieści się tu baza wojskowa i aż do 2007 roku nie wolno się było tu pokazywać cywilom. Ostatnim punktem, do którego można było dojść, była niewielka świątynia (o której jeszcze napiszę), która tu od wieków stoi, ale za nią były już tylko druty kolczaste. W 2007 roku otwarto jednak dla szerokiej publiczności park. On również jest otoczony siatką - nadal nie można (i to już pewnie nie nastąpi) chodzić po całym paśmie, a tylko w wyznaczonych miejscach. Co, biorąc pod uwagę to, jak Chińczycy się zachowują na górskich szlakach, w zasadzie wcale mnie nie dziwi. A jednak - park ten stał się dla wielu kunmińczyków i turystów typowym 打卡点 - obowiązkowym punktem "pielgrzymek" - najsłynniejsze są tutejsze zachody słońca, kiedy ze szczytu góry można zobaczyć opromienioną purpurowo panoramę Kunmingu. To miły powrót do czasów mingowskich, kiedy nasze robaczywe góry były jednym z Ośmiu Widoków Kunmingu 昆明八景, a konkretnie tym z "Wężowymi Górami odbitymi w wodzie" (蛇山倒影). Tak! Kiedyś nasze góry sięgały aż Jeziora Dian! 
Wetchnijmy nad wciąż kurczącą się powierzchnią Perły Wyżyny Tybetańskiej i cieszmy się, że tego typu widoki zdołał uwiecznić Auguste François (po chińsku zwany 方蘇雅) - bodaj pierwszy fotograf, który uwiecznił Kunming. Niestety, akurat tego zdjęcia nie potrafię znaleźć w Internecie, choć pamiętam, że widziałam je podczas wystawy zdjęć Francuza w Muzeum Yunnańskim
Tak czy inaczej: nie mogąc się wspiąć na szczyt naszych Wężowych Gór ani nawet nie mogąc pójść do zamkniętego podczas pory suchej parku, wybraliśmy się po prostu połazić i poodkrywać. Są tu przecież duże przestrzenie piknikowe, przyjazne dzieciom, bo ani się tu zgubić, ani nawet stracić z oczu:
Niby nic wielkiego, ale do wybiegania dzieciaków idealne. A jeszcze było z przygodami, bo nas kozy pogoniły - Tajfuniątko do dziś to opowiada z wypiekami na twarzy. W oczekiwaniu na możliwość wybrania się do parku przeglądam tymczasem piękne foty z internetu. Jeśli też chcecie - tutaj trochę ładnych zdjęć z Gór Długiego Robaka.

2024-04-26

Artichoke

Trafiłam na niezwykłą postać. Przypadkiem oczywiście. Moją uwagę zwróciło nietypowe połączenie imienia z nazwiskiem: Bjorn Shen. Słusznie zwróciło moją uwagę, choć z innych powodów niż myślałam. To nie szwedzko-chiński mieszaniec (tak podejrzewałam), a Chińczyk (jego pełne imię to 沈觀遠 Shen Guanyuan) z Singapuru czy też Singapurczyk o chińskich korzeniach, który na potrzeby komunikacji z obcokrajowcami przyjął zachodnie imię Bjorn. A kontaktów z obcokrajowcami ma sporo, ponieważ prowadzi sztandarową restaurację Karczoch. Restauracja prowadzi kuchnię inspirowaną Bliskim Wschodem, ale z absolutnie obłędnym twistem. Co powiecie na humus doprawiony miso? Albo na skrzydełka kurczaka zataarowo-miodowe? Przez to menu zrobiłam się niedawno głodna o dziesiątej wieczorem! Oprócz tego przez cztery lata był też jurorem w singapurskim MasterChefie. 
Postać ciekawa, restauracje warte odwiedzenia (teraz ma ich już więcej) mimo zaporowych cen. Oprócz tego można też poszukać jego książki z przepisami i życiem, a także zerknąć na filmik, z którego lepiej zrozumiecie, jakiego typu jest on osobą:
 

2024-04-22

Muzyczna Mapa Chin 中国音乐地图

Dziś chcę Wam polecić kanał na Youtube. Zowie się on Musical Map of China 中国音乐地图.瑞鸣音乐 Rhymoi Music i jeśli chcecie szerokiego przeglądu chińskiej muzyki różnych regionów i różnych grup etnicznych, to jest miejsce dla Was. Jako naturalizowana Yunnanka, oczywiście polecam gorąco playlisty z muzyką grup etnicznych Bai, Naxi czy Yi. Dziś jednak zachęcam przede wszystkim do zapoznania się z playlistą Dai i Jingpo, na której znajdziemy naszego dobrego znajomego: syna pana Gong, wszechstronnego muzyka Gong Zhenga 龚正, grającego na fletogruszce 葫芦丝:
   
 

2024-04-18

Kiedy królowa przyjechała do Kunmingu

Kilka razy do roku zdarza mi się przechodzić ulicą Pekińską obok ładnego świeckiego obiektu otoczonego czerwonymi murami. Na początku myślałam, że to jakaś świątynia; potem odczytałam nazwę - łeeee, hotel. W dodatku pilnie strzeżony przez ochroniarzy, którzy nie pozwalają nawet zapuścić żurawia. Pewnie już nigdy nie zwróciłabym na ten hotel uwagi, gdyby nie ZB. 
- Wiesz, co to za miejsce? 
- Wiem, hotel. 
- No ale jaki hotel? 
- ... 
- To hotel, w którym mieszkała kiedyś brytyjska królowa! 

W październiku 1986 roku, gdy królowa Elżbieta wraz z mężem przyjechała na tydzień do Chin, wizyty w Pekinie (na Wielkim Murze), Szanghaju (zabytkowa herbaciarnia) czy Xi'anie (Terakotowa Armia) były obowiązkowe. Dla przyjemności wyskoczyła jednak królowa prywatnym jetem na dwa dni do Kunmingu. Wylądowawszy na starym lotnisku Wujiaba została przywitana przez ponad 1500 reprezentantów bodaj wszystkich grup etnicznych Yunnanu, a gdy już wysłuchała ich śpiewów i obejrzała tańce, została odwieziona do hotelu Zhenzhuang 震庄宾馆. Tego właśnie, który do dziś mieści się przy ulicy Pekińskiej i do dziś jest mocno strzeżony. Kolację zjadła tamże. Na stole pojawiło się czternaście dań, zarówno zachodnich, jak i chińskich. Wiadomo, że Yunnan reprezentowały przynajmniej dwa słynne dania: yunnańska szynka gotowana na parze z yunnańskim kozim serem, a także kurzy rosół gotowany w garnku parowym
Następnego dnia królowa pojechała w Zachodnie Góry, żeby zwiedzić Świątynię Huating, opłynęła łódką Jezioro Dian, a także zawitała do Parku Wielkiego Widoku, w którym zasadziła trzy krzewy różane (niestety, nie dotrwały do dziś). Na Uniwersytecie Etnicznym dostała w prezencie bajski strój ludowy, a jej małżonek - fletogruszkę. W dalszej części wizyty zostali jeszcze obdarowani pionami do weiqi czyli go, a także - obowiązkowo! - herbatą. 
Niektórzy kunmińczycy do dziś opowiadają z dumą, że pierwszym obcokrajowcem, jakiego na oczy widzieli, była sama królowa. Inni, w tym ZB, opowiadają przede wszystkim o tym, jak to wszystkie wysokie budynki wokół wspomnianego hotelu obstawione były policją. Inni, zwłaszcza okoliczni wieśniacy, dzielą się okołokrólewską anegdotką. Otóż żeby królowej nie raził widok kunmińskiej nędzy budowlanej (pamiętajmy, że wtedy kunmińczycy nadal używali do budowy suszonych cegieł na bazie trawy lub włosów, a warunki mieszkaniowo-sanitarne były "takie se"), ubogie domostwa na trasie przejazdu królowej zostały pobielone wapnem. W związku z czym wieśniacy przechrzcili królową Elżbietę 伊丽莎白 Yīlìshābái, co jest zwykłym "tłumaczeniem" fonetycznym, na wymawiane bardzo podobnie 一律刷白 yīlǜshuābái, co znaczy dokładnie "wszystko wymalować na biało". Inni z kolei opowiadają, jak to czarodziejskim sposobem po wizycie królowej rozpoczęły się prace nad pierwszą yunnańską autostradą, będącą drogą łączącą Kunming z Kamiennym Lasem. Królowa chciała bardzo pojechać do Kamiennego Lasu, ale drogi były tak przerażające, że wizyta w Shilin nie doszła do skutku. Ponoć wyjeżdżając zostawiła w Yunnanie ciężki mieszek, który znacząco przyspieszył rozpoczęcie budowy nowej drogi. 
Ku mojemu wielkiemu zdumieniu w czeluściach internetu znalazłam skrót z królewskiej wizyty w Kunmingu:
   
Jeśli chcecie jeszcze poczytać, tutaj artykuł po angielsku, a tutaj parę zdjęć.

2024-04-14

Chinese Memories

Ostatnio trafiam zupełnie niespodzianie na rozmaite ciekawostki muzyczne. Tym razem na pieśni inspirowane chińską muzyką i poezją. Ale! Prawdziwą chińską muzyką, nie tylko wyobrażeniami o niej! Przed Wami Chińskie wspomnienia Johana Famaeya.
   

2024-04-10

Do wszystkich chłopców, których kochałam

Jenny Han jest bestsellerową autorką powieści dla młodzieży. Jej książki są tak lubiane, że aż ekranizuje je Netflix. 
To, że ich nie lubię, może oznaczać wiele rzeczy. Może jestem już na takie książki za stara? Tylko... ja nadal lubię pełnokrwiste książki dla młodzieży (dylogia Leigh Bardugo o wronach i kanciarzach, miodzio!). Więc może realia mieszanki koreańsko-amerykańskiej w małym miasteczku w Stanach są mi za mało znane? A może to? A może tamto?
Im dłużej się zastanawiam nad tym, dlaczego właściwie tej książki nie polubiłam, tym bardziej dochodzę do wniosku, że to przez główną bohaterkę. Która jest - moim zdaniem, oczywiście! - głupia, dziecinna, naiwna, ale chyba przede wszystkim NUDNA, ale najgorsze, że... wcale się na przestrzeni tej książki nie rozwija. 
Na inne wady mogłabym przymknąć oko, ale nudna główna bohaterka?... Brrr.
PS. Książka jest napisana fajnym językiem; czyta się szybko i przyjemnie, więc jeśli nie będziecie mieć reakcji alergicznej na główną bohaterkę, to może Wam się spodoba? 

2024-04-06

folk Naxi na ciężko

OMG! Kiedy na to trafiłam, byłam tak zaskoczona, że nawet nie zdążyłam się zachwycić. Ale zachwycam się teraz i Wam też daję taką możliwość. Przed Państwem folkowa piosenkarka He Jinhua w zupełnie nowej odsłonie!
 

2024-04-02

光崀村 Wioska Guanglang

Z okazji ładnej pogody i wiatru akuratnego do puszczania latawców, wybraliśmy się na wycieczkę do głuszy. 
Bajska pokazowa wioska Guanglang to ładnie odnowiona (choć na razie tylko wzdłuż głównej ulicy) wioseczka między Kunmingiem a Anningiem, w obrębie powiatu Taiping 太平村. Kiedy mówię, że jest odnowiona, wiadomo od razu, że w związku z tym zamiast domostw zwykłych zjadaczy ryżu, znajdziemy tam głównie miejsca komercyjne: stragany z przekąskami, lokale madżongowe, maleńkie zakłady rękodzielnicze, herbaciarnie i kawiarnie dla milenialsów i tak dalej. Można od biedy przejść taką uliczką czy odpocząć od upału w kawiarni, ale oczywiście gdyby wycieczka skończyła się właśnie tam, nie miałaby najmniejszego sensu (co nie zmienia faktu, że niemal wszyscy chińscy goście właśnie tam wycieczkę kończą). My jednak pod przewodem tubylca lubiącego myszkować po okolicy, najpierw wybraliśmy się do miejsca odpowiedniego do puszczania latawców. To był pierwszy prawdziwy latawiec w życiu Tajfuniątka... i Tajfuna też, bo jakoś przegapiłam tę rozrywkę za dzieciaka. 
Gdy Tajfuniątko i jej najlepsza przyjaciółka zmęczyły się już bieganiem ze sznurkiem i naładowały baterie przy pomocy lokalnych przekąsek, poszliśmy inną jeszcze drogą, tam, gdzie już naprawdę nikt nie chadza - nad staw tak niewielki, że na mapie nie był opatrzony żadną nazwą, a teraz z racji wielomiesięcznej suszy jeszcze mniejszy (od grudnia nie padało; były tylko ze dwa deszcze sztucznie wywołane). To właśnie w takich miejscach Tajfuniątko może sobie pobyć dzieckiem tak, jak należy: budowała szałas, zachwycała się spróchniałą korą, zrywała chwasty na bukiety i hasała aż do zachodu słońca. 
Tajfuniątko ze swą najlepszą przyjaciółką Duoduo
... i ich mamy
- Mamo, ja nie chcę wracać, nocujmy tu! 
- Ale będzie zimno, mokro i ciemno, a w dodatku pełno komarów. 
- Nieważne! 
- Ale nie mamy prowiantu. 
- Są przecież wiewiórki. 
Dobroduszny "wujek", który nas tu przyprowadził, naiwnie stwierdził: 
- I co, chcesz biednym wiewiórkom wyjadać zapasy? 
Na co Tajfuniątko spojrzało nań z politowaniem i wytłumaczyło: 
- Nie, zapoluję na wiewiórki. Lubię mięso.

Straszliwie żałuję, że nie znam takich miejsc i nie mam wystarczająco dużo czasu i możliwości, by znajdować je sama, bez pomocy tubylców. Bardzo chciałabym w każdy weekend zabierać Tajfuniątko w dzicz - tam jest najbardziej szczęśliwa...