2023-02-27

Olivia 曹雅雯

Moje najnowsze muzyczne odkrycie to Olivia 曹雅雯, tajwańska wokalistka śpiewająca po tajwańsku czyli w dialekcie minnańskim:  
Kurczę, dlaczego ona wydała już 9 płyt i kilka singli, a ja pierwszy raz o niej usłyszałam dopiero parę dni temu?

2023-02-25

Wystawa malarstwa olejnego młodych yunnańskich artystów

Tajfuniątku i mnie udało się zahaczyć o wielką wystawę "młodych" (czyli do czterdziestki) yunnańskich artystów. Większość obrazów wywarła na mnie raczej nikłe wrażenie; zainteresowały mnie bodaj tylko te, które w jakiś sposób czerpały z Yunnanu:
dżungla Dehongu
Złota Cykada
stare miasto
Tunbao. Opera ziemna
latawiec
gaj pomelo
malunek stylizowany na tybetański
Yingqiu yuan (jeden z budynków Uniwersytetu Yunnańskiego)
wnętrze świątyni
tybetańskie domostwo
obraz olejny, który wygląda jak chińska kreskówka opowiadająca o dawnych chińskich bohaterach
i obraz olejny stylizowany na kaligrafię, absolutnie przepiękny!
nie rozumiem, ale doceniam chińskość w chińskości
siostry Mosuo
Po przyjrzeniu się wystawie znalazłyśmy chwilę na odpoczynek w przemiłym kąciku bibliotecznym:
Rośnie mi mały mól książkowy - i bardzo mnie to cieszy!

2023-02-21

Wielkie spotkanie teatralne w Yimen

 kilka rzeźb upamiętniających tę yimeńską tradycję

W Kunmingu drugi dzień drugiego miesiąca księżycowego, przypadający właśnie dzisiaj, to po prostu święto Smoka Podnoszącego Łeb. Jednak zaledwie sto kilometrów dalej, w Yimen, Podwójna Dwójka to od prawie trzystu lat okazja do oglądania przedstawień i uczestnictwa w tańcach. Dumni yimeńczycy zdołali wpisać tę tradycję na listę niematerialnego dziedzictwa regionu. Pewnie dlatego z roku na rok coraz więcej osób zjawia się tego dnia w yimeńskim Parku Smoczego Źródła, by słuchać lokalnych oper Huadeng 花灯 czy pieśni ludowych, by oglądać tańce smoka i lwa, a także yijskie tańce ludowe typu "taniec lewostopy" 左脚舞* i tym podobne. Wspaniałym smaczkiem jest właśnie to, że "smocze" święto obchodzi się przy Smoczym Źródle, prawda? 

Im więcej ludzi zaczęło przyjeżdżać, tym więcej władze Yimen zaczęły inwestować w obchody, zamieniając jednodniową tradycję w trzydniową hucpę. Nie potępiam ich jednak w czambuł: lepiej, żeby tradycja przetrwała w takiej formie niż w żadnej. Miłym dodatkiem do występów i konkursów muzycznych i tanecznych stały się jarmarki obfitujące w tradycyjne rękodzieło i przekąski - dla każdego coś miłego. 

A potem przyszła pandemia. 

Nie wiem, jak tam jest w tym roku - choć Chiny niby wyszły z pandemii i wszystko wraca do normy, to jednak rozruch jest raczej powolny. Będę śledzić yunnańskie newsy. Mam nadzieję, że jeśli nie w tym roku, to w przyszłym spotkanie teatralne w Smocze Święto zalśni dawnym blaskiem. 

Chciałabym bardzo uczestniczyć w przedstawieniach lokalnej opery huadeng 花灯. Wydaje mi się ona dużo bardziej przystępna niż pekińska i inne. Huadeng są przaśne, trochę rubaszne, ale niepozbawione wdzięku i często bardzo interesujące. Może kiedyś będzie mi dane się tam wybrać, by pouczestniczyć w obchodach?...

A tutaj próbka "tańca lewostopego", niestety tańczonego przy innej okazji:

2023-02-19

I góry odpowiedziały echem

Pozostałe powieści Hosseiniego mam w komputerze od zawsze, i to po polsku! A jednak, z zupełnie niezrozumiałych dla mnie samej przyczyn, do tej pory po nie nie sięgnęłam. Rzadko teraz czytam na ekranie komputera, to fakt, a niestety czytnik nie ma polskich liter, więc na nim czytam po angielsku i chińsku. Ale teraz już mogę Wam obiecać, że zabiorę się za te lektury niedługo. Gdy tylko otrząsnę się po I góry... i je przetrawię. 

O matko, czego tu nie ma! Opowieść szkatułkowa, luźne połączenie całkiem samodzielnych opowiadań, które w końcu tworzą kolosalną, wspaniałą i straszną całość. Ludzie tak różni jak Ty i ja. Miłość, na tyle różnych sposobów. Relacje. Słowa, na które czekają każda córka i syn, wybory, przed którymi stajemy. I główny bohater tej książki, czas. Czas który sprawia, że czasem po prostu za późno na happy end. Nie byłam się w stanie oderwać od tej książki. Musiałam - bo dziecko, bo życie, bo praca. Ale tkwię w niej nawet teraz, gdy już dawno przewróciłam ostatnią stronę. Ileż łez nad nią wylałam! 

Czytajcie, drodzy. Warto.

2023-02-15

Everything sad is untrue

Daniel Nayeri to Irańczyk, który wyemigrował do Stanów. Jakże łatwo w bohaterze jego powieści, małym Khosrou, odkryć alter ego Daniela! Autor przekuł w powieść nie tylko swoje doświadczenia, ale i opowieści rodzinne i opisy zwyczajów panujących w jego pierwszej ojczyźnie. To wszystko, wraz z przepiękną konstrukcją powieści, byłoby już godne polecenia. A jest jeszcze więcej: o tym, jak trudno zdobyć przyjaciół w miejscu o innej kulturze, jak trudno wpasować się w całkiem nowe środowisko, które zwyczaje chce się kultywować, a które wolałoby się porzucić. O tęsknocie za rodzicem, którego nie ma. Setki małych temacików, małych szpileczek, wbitych w ten orientalny dywan. Wspaniała lektura.

2023-02-11

Najpiękniejsza twarz na świecie Xue Shu

Xue Shu 薛舒 to kolejna szanghajska współczesna autorka. Urodzona w 1969 roku, jest obecnie wiceprzewodniczącą Szanghajskiego Stowarzyszenia Pisarzy. Zasłynęła właśnie z realistycznych i mocno wchodzących w głowę bohaterów opowiadań czy też nowel. Jej proza jest smakowita, autorka zwraca uwagę na takie szczegóły życia bohaterów, które komuś innemu mogłyby przejść koło nosa. 

Ale znowu: mam zastrzeżenia przede wszystkim do wydania. Tłumaczenia obu opowiadań zostały wykonane przez dwie różne tłumaczki, co nie pozwala sobie w ogóle wyrobić zdania o stylu samej autorki, bardziej - o stylu tłumaczek. W dodatku tłumaczenia znów dokonywano przez trzeci język, czyli z angielskiego, co jest widoczne na pierwszy rzut oka - pojawiają się błędy i niedokładności, których nie popełniłby nikt mający choćby szczątkowe rozeznanie w chińskiej literaturze i kulturze. Ot, na przykład ciężko było tłumaczce sprawdzić Sen czerwonego pawilonu choćby w Wikipedii... 

Seria, w której wydano zarówno Xue Shu, jak i Teng Xiaolan, zowie się Opowiadania Współczesnych Autorów z Szanghaju. Jak dotąd wydano tylko te dwie książki - i może to i dobrze? Mam nadzieję, że kiedyś zostaną wydani i inni szanghajscy (i w ogóle chińscy) autorzy, ale takiego niechlujstwa bardzo nie lubię. Główna korzyść z przeczytania tych dwóch książek jest taka, że zamierzam poczytać autorki w oryginale, żeby się przekonać, ile urody odebrało im podwójne tłumaczenie.

2023-02-05

糟羹 misz-masz na gęsto

Piękne słówko 糟 zāo może, w zależności od kontekstu, znaczyć resztki, coś zamarynowanego w alkoholu, coś zgniłego, zabałaganionego lub zepsutego. Połączenie tak fatalnych skojarzeń z zupokleikiem geng wydało mi się mocno absurdalne. Po prostu musiałam rozkminić, o co tu chodzi. Oczywiście, szybko się domyśliłam, że wspomniane zao to to, co Yunnańczycy zowią słodką wódką - leciusieńko podfermentowany, słodki ryż. Ale o zaogengu jako żywo nigdy jeszcze nie słyszałam, więc zaczęłam szperać. 

Zaogeng 糟羹 to przekąska z Taizhou, miasta w prowincji Zhejiang, pojawiająca się na stołach z okazji Święta Latarni - czyli właśnie dziś. Jego najważniejszym składnikiem jest mąka - może być ona ryżowa, ziemniaczana albo lotosowa. Znana jest w wersjach słonej i słodkiej. I podczas gdy całe Chiny w Święto Latarni po podziwianiu miast upiększonych lampionami jedzą tangyuany, w Taizhou jada się zaogeng słony, a następnego dnia jego słodką wersję, nazywaną czasem dla odróżnienia 山粉糊 czyli hu z górskiej mąki (co oznacza po prostu mąkę z batata - ale, jak już wiemy, typ mąki zależy po prostu od preferencji smakowych i dostępności). 

A było to tak: Za Tangów Taizhou, położone nad morzem, było wioseczką rybacką jakich wiele. W owych czasach spokojne życie rybaków zakłócały wizyty piratów, więc po jakimś czasie władze zdecydowały się ulokować tu na stałe oddział wojska. Trwały obchody noworoczne, uspokojeni rybacy po raz pierwszy od dawna bawili się z lekkim sercem w Święto Latarni. Piraci nie wiedzieli o garnizonie, więc nieopatrznie spróbowali znowu najechać i okraść wioskę, ale gdy ujrzeli żołnierzy, czym prędzej wrócili na swoje łodzie i zwiewali, gdzie pieprz rośnie. Oj, niewesoło im być musiało, zwłaszcza, że pogoda była nieszczególna - zimno, wietrznie, śnieg padał. Aura doskwierała zresztą i żołnierzom, mieszkającym wszak w bardzo prowizorycznych kwaterach. Rybacy postanowili się pięknie odwdzięczyć zmarzniętym i głodnym żołnierzom. Początkowo zamierzali im po prostu zanieść gorzałki (co zresztą z pewnością nie spotkałoby się z protestami), jednak wioskowy mędrzec miał głowę nie od parady i wiedział, że pijanych w sztok żołnierzy piraci się lękać raczej nie będą. Wzięli więc dla smaku trochę słodkiej wódki, ale wymieszanej z mąką i dodatkami, tworząc sycącą i pyszną zupę - ponoć byli tak biedni, że siłą rzeczy musiała ona być wegańska. Tak dodała ona wigoru żołnierzom, że w trymiga postawili mury miejskie. Odtąd żadne Święto Latarni w Taizhou nie mogło się obejść bez zaogengu. 

Dziś mieszkańcom Taizhou zdecydowanie lepiej się powodzi (na pewno dzięki temu, że piraci przestali ich łupić), więc zaogeng to nie zupa na gwoździu, a pełnowartościowy posiłek, na który mogą się składać na przykład wieprzowina w paseczkach, pędy bambusa, grzyby, małże, strączki, warzywa liściaste, silne przyprawy i oczywiście mąka, dzięki której wywar zamienia się w gęścior, w którym łyżka stoi. Za to jego słodka wersja zazwyczaj bazuje na mące z batatów lub z lotosu, a dodatki to suszone owoce głożyny czy longana, rodzynki, nasiona lotosu, a nawet nowości takie jak poplasterkowane banany itd. Jak zrobić taki geng? Cóż, nie widziałam go na żywo, ani nigdy sama nie robiłam, ale trafiłam na króciutki film, który pokaże Wam mniej więcej, o co chodzi:

  

Generalnie chodzi o to, żeby wszystko było raczej drobno posiekane, a gdy już się ugotuje w dużej ilości wody, musi zostać zagęszczone mąką ryżową, rozrobioną wcześniej w wodzie. A potem - mieszanie, ciągłe mieszanie, żeby nie przywarło i żeby stworzyć odpowiednią konsystencję. Komentarze internetowe sugerują, że należy cały czas mieszać w jednym kierunku, bo chaotyczne mieszanie szkodzi stukturze gengu. Na końcu wystarczy dosolić/dosłodzić do smaku. Aha, obecnie geng słony przyrządza się wbrew nazwie nie na słodkiej wódce, a na wodzie. 

Wersję słoną sobie raczej podaruję - tyle innego dorego jedzenia! Ale może kiedyś zrobię taki misz-masz na słodko dla Tajfuniątka?

2023-02-03

豌豆粉 makaron grochowy

Dzisiejszy wpis powstał pod egidą Unii Azjatyckiej, czyli we współpracy z japonia-info.pl.

Jednym z ciekawszych chińskich wynalazków jest makaron zrobiony z mączki grochowej. Ponoć przekąska ta pochodzi z Jiangsu, gdzie jest częstym śniadaniem. Nie wiadomo, czy trafiła do Yunnanu z Jiangsu, czy też została tu wynaleziona równolegle; dość powiedzieć, że często pojawia się i na yunnańskich stołach. Makaron ów robi się z suchego grochu, który jest mielony na mączkę. Mączkę tę się następnie namacza w wodzie i miesza do uzyskania czegoś podobnego w kolorze i gęstości do mleka sojowego, a następnie przecedza i gotuje aż do uzyskania "budyniu". Gdy paciaja wystygnie, tężeje i zmienia się w słonecznożółty kloc. Z tego kloca można póżniej "wystrugać" cieńszy lub grubszy makaron, który, doprawiony ostrym sosem, często Chińczycy jadają na zimno. Jakim ostrym sosem? U nas bodaj najbardziej popularny jest taki, który zawiera posiekane liście kolendry, imbir, czosnek, ocet, słodki sos sojowy, słony sos sojowy, olej sezamowy, olej aromatyzowany pieprzem syczuańskim, pieprz i olej chilli. Do takiego sosu wrzuca się "makaron" i przekąska gotowa. 

W Yunnanie wersja zimna jest, owszem, bardzo popularna, jednak ja ukochałam sobie wersję na ciepło. W tej kloc grochowy wystarczy pokroić na grube plastry, a potem w słupki. Następnie wystarczy wrzucić je na rozgrzany tłuszcz i... usmażyć jak frytki! A następnie podać z płatkami chilli. O rany, jakie to dobre! Wygląda jak frytki, ale składa się z białka, błonnika, węglowodanów złożonych i jeszcze uzupełnia niedobory kwasu foliowego! Chrupiące z wierzchu, delikatne w środku - idealne. Gdyby nie to smażenie na głębokim oleju, żarłabym je codziennie. Jeśli kiedykolwiek traficie na takie cudo - koniecznie spróbujcie :)