Jadę sobie po Europie busem wyładowanym Chińczykami. Rozmawiamy (a jakże!) o moim ewentualnym zaChińczykpójściu.
- No wiesz, z Twoim chińskim i Twoją niebywałą urodą (tak, tak!) na pewno nie będziesz miała żadnego kłopotu ze znalezieniem sobie w Chinach męża.
- Ekhm... Chińczycy są niedobrzy dla swoich żon, nie chcę Chińczyka, już lepsze są mniejszości, przynajmniej w niektórych jest względne równouprawnienie.
- Co, pewnie u Huiów, nie? (buahaha, wszyscy wiedzą, że Hui to muzułmanie)
- Nie, ale na przykład tacy Yi to uważają, że kobieta jest tak samo umna jak facet, a już u takich Naxi czy Hani facet się zupełnie nie liczy.
-Nie wiąż się z mniejszościem! (wrzeszczą Chińczycy chórem i całkiem na poważnie, machając z dezaprobatą głowiznami)
- Dlaczego?
- Mniejszoście są źle wykształcone, zacofane i nigdy w życiu nie zapewnią Ci życia na odpowiednim poziomie.
- Naprawdę? Dlaczego tak jest?
- Bo oni się nie uczą, leniwi są, piją, nie potrafią nawet poprawnie po mandaryńsku mówić, więc nie mają dobrej pracy i w ogóle (zwłaszcza i w ogóle, a w głosie słychać zdziwienie, że ktokolwiek cokolwiek dobrego o mniejszościach potrafi i chce powiedzieć)
- (z mojej strony długie i cokolwiek ciężkie milczenie...)