2020-12-31

Ślimacza Panienka 螺女

Dzisiejszy wpis powstał w ramach współpracy z japonia-info.pl oraz enesaj.pl czyli w ramach Unii Azjatyckiej.

Ślimacza Panienka to postać z legend, popularnych w niektórych regionach Chin, zwłaszcza w prowincji Fujian. Opowiada się tam o osieroconym młodzieńcu Xie Duan, którego wychowali sąsiedzi. Wyrósł na porządnego człowieka, pracowitego, pełnego szacunku dla innych. Był tylko jeden problem: nie mógł sobie znaleźć żony. Nawet sąsiedzi próbowali go swatać - bezskutecznie. Pewnego dnia Xie Duan znalazł piękną, wielką, różnobarwną muszlę. Uznał, że jest zbyt piękna, by ją rozbić i zjeść zawartość. Dlatego wsadził ją do ozdobnej misy z wodą, by umilała mu życie swą urodą. Następnego dnia Xie Duan jak zwykle poszedł się uczyć (miał urzędnicze ambicje), a gdy wrócił, ujrzał stół uginający się od smakowitych potraw. Mężczyzna myślał, że to sąsiedzi go tak rozpieszczają, więc poszedł im podziękować. Ci jednak odrzekli, że to przecież żona jego się zakrzątnęła. I odtąd każdego dnia opuszczał puste mieszkanie, a wracał do wysprzątanego domu z gorącym posiłkiem czekającym na stole. Pewnego dnia postanowił odkryć, któż mu tak pomaga, więc udał tylko, że wychodzi, a naprawdę skrył się i obserwował wnętrze chaty przez szparę w drzwiach. Ujrzał wyłaniającą się z muszli piękną dziewczynę, która natychmiast zaczęła się krzątać w domu i przyrządzać pyszne potrawy. Wszedł wówczas do domu, zaskakując panienkę i zapytał kto zacz. Ona odrzekła, że została przysłana przez bogów, by mu pomagać i odgrywać rolę pani domu, a gdy za dziesięć lat Xie Duan stanie się bogaty, ona będzie mogła odejść. Jednak teraz, gdy zobaczył jej prawdziwą postać, będzie musiała odejść od razu. Na próżno nieszczęśnik błagał, by została z nim już na zawsze: nagle zerwał się straszliwy wiatr, rozpętała burza i dziewczę znikło. Xie Duan postawił jej ołtarzyk i składał ofiary. W końcu dorobił się umiarkowanego bogactwa, a w końcu został urzędnikiem. I tylko do końca życia tęsknił za Ślimaczą Panienką. 

W innej wersji legendy młodzieniec jest ubogim rybakiem, a na końcu zaskoczona przezeń panienka pozostaje w ludzkiej postaci i wiodą szczęśliwe życie do końca swych dni. 

W nadmorskich miejscowościach prowincji Fujian do dziś lud uważa, że Ślimacza Panienka jest ich duchem opiekuńczym, który dba o szczęśliwe powroty rybackich kutrów, więc do dziś składają jej ofiary. Później legenda zakorzeniła się i w innych prowincjach; istnieje nawet jej syczuańska wersja, choć w Syczuanie trudno o dostęp do morza. No i tu właśnie rodzi się pytanie: co to była za tajemnicza muszla, w której panienka mieszkała? Ze znaków jasno wynika, że ślimacza, bo 螺 luó to właśnie ślimaki względnie ślimacze muszle. Jednak w zależności od proweniencji legendy, może być to albo 海螺 - ślimak morski albo 田螺 czyli żyworodkowate - rodzina dużych, słodkowodnych ślimaków.

Tutaj poczytacie o japońskim wieszczącym ślimaku, a tutaj o ślimakach w Chakasji.

2020-12-30

herbata owocowa

Niedawno PT Czytelnik zadał w komentarzu pytanie: czy Chińczycy pijają herbaty z dodatkami, np. z przyprawami (konkretnie chodzi mi tu o mieszanki w rodzaju "Pierwsza gwiazdka" czy "Piernikowa") albo z suszonymi owocami, czy raczej patrzą na coś takiego z politowaniem? Bardzo pewna siebie odpowiedziałam. A potem poszłam do sklepu z herbatami i zobaczyłam coś takiego:

Przysięgam, to pierwszy raz w życiu, gdy zobaczyłam gotową mieszankę herbaty owocowej w Chinach. Kwiaty (głównie hibiskus, oczywiście, dla koloru) i suszone owoce (花果茶). Brzoskwiniowa, liczi, ananasowa i jeszcze jakieś tam były. I ktoś to naprawdę kupuje i pije. Nie tylko obcokrajowcy!

No więc poprawiam się: większość Chińczyków nie pija tego typu herbatek, ale Chiny są na tyle duże, że pomieszczą amatorów wszystkiego :D

2020-12-29

zimowe wiśnie na górze Yuantong

W najzimniejszy dzień grudnia (3 stopnie!) wybraliśmy się na górę Yuantong, by poszukać zimowych wiśni, które właśnie kwitną. Wyprawa była owocna, a dzień - choć mroźny - bardzo przyjemny.












moje dwa bałwanki :)






Tajfuniątko było bardzo zadowolone ze spaceru i tylko pytało, dlaczego szczypie je nos. Łatwo poznać dziecko, które nie doświadczyło jeszcze Prawdziwej Zimy...



Następnym razem pójdziemy szukać magnolii. One też powinny kwitnąć jakoś teraz...

2020-12-28

Miesiąc suszonego mięsa 臘月

Dzisiejszy wpis powstał w ramach współpracy z japonia-info.pl oraz enesaj.pl czyli w ramach Unii Azjatyckiej. 

Jak wiecie, w Chinach poza kalendarzem gregoriańskim jest w użyciu kalendarz solarno-lunarny, w którym pierwszym dniem miesiąca jest zawsze nów, a piętnastym - pełnia. Pierwszy i ostatni miesiąc tego kalendarza mają swoje osobne nazwy, które podkreślają ich znaczenie: pierwszy miesiąc to 正月 zhēngyuè czyli "prawidłowy miesiąc". Ostatni zaś zowie się 臘月 [腊月] làyuè i tutaj już tłumaczenie nie jest takie proste. 臘 [腊] là ma bowiem dwa podstawowe znaczenia: suszone/wędzone/zakonserwowane w jakiś inny sposób mięso (vide: 臘腸 [腊肠] làcháng - kiełbasa) oraz... ofiarę na koniec roku. Współcześnie nazwa dwunastego miesiąca tradycyjnego kalendarza zachowała się przede wszystkim w nazwie święta Laba i czosnku laba, ale również w przysłowiu, które doskonale pokazuje, jak trudne były to dni: 殘冬臘月 [残冬腊月] cándōnglàyuè - miesiąc okrutnej zimy. 

Najwcześniejsze wzmianki o ceremonii ofiarnej la pochodzą już z czasów dynastii Han i opisują, jak myśliwi polują na ptactwo i inne zwierzęta, by złożyć je w ofierze przodkom* czy też piątce domowych bóstw (五位家神) lub by uczcić zakończenie jednego roku i nadejście nowego**. Kiedy składają tę ofiarę? Oczywiście w dzień la 臘日 [腊日]. Dawniej ten dzień był ruchomy; później wyliczało się go w stosunku do zimowego przesilenia, ale wraz z przybyciem buddyzmu data się ustabilizowała na ósmy dzień miesiąca la - to właśnie słynne święto Laba. Synkretyzm podobny Świętom Bożego Narodzenia, które też łączą tradycje pogańskie ze świętem oficjalnej religii. Warto zwrócić uwagę na to, że dzień ofiary był związany z myślistwem również pod względem zapisu: 臘-獵 [腊-猎]. 

Co Chińczycy robią w trakcie tego miesiąca? Przede wszystkim przygotowują się do nadejścia nowego roku: sprzątają, palą trociczki, składają ofiarę kuchennemu bogu, piszą chunliany, organizują przednoworoczne targowiska. No i oczywiście jedzą kleik laba i przygotowują czosnek laba

Ciekawą odmianą miesiąca la jest trzynasty miesiąc, dodawany co jakiś czas dla równego rachunku. Zowie się on przestępnym miesiącem la 闰腊月. 

Ciekawostką było dla mnie, że dawniej ten ostatni miesiąc miał ponad trzydzieści różnych nazw, w tym takie jak ogon roku, wspominana okrutna zima, lodowaty miesiąc i tak dalej. Jednak dziś bodaj wszyscy mówią miesiąc la. Odkryłam przy tym, że część społeczeństwa pojęcia nie ma o etymologii tego słowa; nie wiedzą, że la to była ceremonia ofiarna. Uważają, że miesiąc zwie się la właśnie dlatego, że wtedy wyrabia się kiełbasy, suszy mięsa i ogólnie przygotowuje stosy żarcia przed nadejściem Nowego Roku. Co ciekawe, jednocześnie żadna z pytanych przeze mnie osób nie zdawała sobie sprawy, że tak naprawdę kluczem tego znaku nie jest wcale księżyc, a mięso (doskonale to widać w tradycyjnej formie znaku)...


*腊者,猎也,言田猎取禽兽,以祭祀其先祖也. 

**腊者,接也,新故交接,故大祭以报功也.

Tutaj poczytacie o grudniu w językach turkijskich, a tutaj o japońskich biegających kapłanach. Wbrew pozorom biegający kapłani również mają coś wspólnego z grudniem!

2020-12-27

Słomiany zapał

Dzisiejszy wpis powstał w ramach współpracy z japonia-info.pl czyli pod egidą Unii Azjatyckiej. 

Już kiedyś wyprowadzałam z błędu tych, którzy wierzą, że Chińczycy są taaaaaaakim pracowitym narodem. U Chińczyków jak u wszystkich innych: są leniwi, są pracusie, są pozoranci i rzetelni. Najlepszy dowód, że już wieki temu istniały w Chinach przysłowia opisujące tych, którzy szybko tracą zapał. 

三天打魚,兩天曬網 [三天打鱼,两天晒网] sāntiāndǎyú, liǎngtiānshàiwǎng - trzy dni łowić ryby, dwa dni suszyć sieci - to bardzo wymowne powiedzonko pochodzi ponoć ze Snu czerwonego pawilonu, czyli jednej z czterech klasycznych powieści chińskich. 

Wyrażeniem bliskoznacznym jest Mencjuszowskie 

一曝十寒 yīpùshíhán - jeden dzień słońca, dziesięć dni mrozu. Mówi się tak o tych, którzy np. pracują chwilę, by potem odpoczywać dziesięciokrotnie dłużej, ale również o takich, którzy nie potrafią się skupić na niczym dłużej niż pięć minut. 

Tutaj poczytacie o słomianym zapale w Japonii.

2020-12-23

urwanie głowy

Z nikim się nie umawiam na kawę ani na spacer. Z rzadka tylko chodzę na badminton. Zasypiam nad książką. Serialu nawet nie włączam. Nie, nie myję okien dla Jezusa - to znaczy myję, ale tylko przy okazji. Moje podstawowe zajęcie to to:
No i jeszcze uczę dzieci aż do znudzenia i to pięć razy w tygodniu. No ale to akurat pikuś przy remoncie. 
Ostatnie lato było beznadziejne pod wieloma względami. Jednym z niemiłych aspektów był fakt, że pora deszczowa wyjątkowo długo trwała. Jej skutki pozostały na dłużej: zagrzybiło nam ściany we wszystkich pokojach. Prawie pół roku czekałam, aż wilgotność spadnie i podniesie się temperatura. Musi być ciepło i sucho, żeby spryskać odgrzybiaczem i pomalować. Najpierw zrobiłam pokój Tajfuniątka. Pierwszego dnia odsuwanie mebli i spryskanie odgrzybiaczem, a potem szybka ewakuacja i odgrodzenie od reszty mieszkania. Drugiego dnia papier ścierny i malowanie. Pomalowałam dwa razy, a niektóre miejsca nawet trzy. Trzeciego dnia urządzanie pokoju na nowo. Przy okazji wstawiłam do Tajfuniątkowego pokoju nową szafę i oczywiście umyłam okna. Ależ tu jest teraz przyjemnie! Później Tajfuniątko i ja przeniosłyśmy się na kilka dni do pewnej cioci. Niespodziewane wakacje! A to dlatego, że salonu nie da się odgrodzić od reszty mieszkania. I od nowa: przestawianie sprzętów, odgrzybianie, szorowanie, malowanie, meblowanie, sprzątanie. ZB przy pędzlu, ja do pomocy. Salon jest duży. Zagracony. To znaczy nie, nie zagracony, a po prostu szczelnie wypakowany książami, herbatami, stołem, pianinem, telewizorem, sprzętem grającym... Pełni w końcu rolę przedpokoju, biblioteki, świetlicy, jadalni, herbaciarni, ćwiczeniówki i dopiero na samym końcu salonu. Łatwo nie było. Teraz mi się marzy kilka dni oddechu. Święta. Rozmowy, kolędy, spokój. A kiedy dojdę do siebie, przyjdzie pora na naszą sypialnię i garderobę. Już się boję. Ale... damy radę. Kto jak nie my? I tylko porzuciłam już nadzieję, że zrobię Święta. Pierniczki muszą wystarczyć.

Całe szczęście Polonia zawsze się jakoś organizuje. Więc i tym razem zamiast dwunastu dań przygotuję jedno. No, może dwa...

PS. Wiadomość z ostatniej chwili - niestety, nie uda mi się odpocząć. Rozłożyłam się i to tak po całości. Trzymajcie kciuki, żeby mi zaraza Tajfuniątka nie zaczepiała...

2020-12-22

miłorzęby z Lasu Kultury

Ulica Lasu Kultury 文林街 to ładna aleja w sercu Starego Kunmingu. Ze względu na duże zagęszczenie barów i restauracji serwujących zachodnie jedzenie, bywa nazywana Western Street. Ja wprawdzie do tych barów i restauracji rzadko chodzę - bo ceny też są iście zachodnie! - ale samą ulicę bardzo lubię. Zwłaszcza w przyjemnym grudniowym słońcu:
oj, na takich alejach jesienią sprzątacze mają co robić!
A właśnie, że nie zżółknę! Tu mi możecie skoczyć!
Czuję się ograbiona z jesieni przez to, że nadal nie można wchodzić na kampus Uniwersytetu Yunnańskiego. Wszyscy wiedzą, że to tam są najpiękniejsze miłorzęby. Nie tylko zresztą miłorzęby! Jesień na Yundzie* jest wyjątkowo barwna. No ale - trzeba się cieszyć tym, co mamy. Trzeba mieć oczy otwarte na piękno, dobro, szczęście. Nawet jeśli to są tylko malutkie iskierki, zbierajmy je żwawo i dziękujmy za nie z całego serca. Nie mam Yundy. Nie było wakacji w Polsce. Nie mam już Mamy. Tak trudno mieć nadzieję... I właśnie wtedy tak bardzo jest ona potrzebna! Więc cieszę się promieniami yunnańskiego słońca, nawet jeśli przeplatają się one z dniami tak zimnymi, że w domu czerwienieją nam z zimna nosy (przedwczoraj temperatura spadła do 3 stopni, a w domu jest niewiele więcej). Więc piekę pierniczki z chińską charakterystyką, starając się stworzyć w Kunmingu polski zakątek. I ocieram łzy, i uśmiecham się i - cała naprzód ku nowej przygodzie!