2011-02-25

wietnamski targ

Pani w typowym azjatyckim przysiadzie na calych stopach. Wszechobecne kapelusze (kocham je, wspomnialam? I wyglada sie w nich rewelacyjnie... I chronia przed ostrym wietnamskim sloncem... I oczywiscie przywioze taki do Polski, nie baczac na miny obslugi lotniska...). No i stragan z dziesiecioma gatunkami ryzu. Szesc odmian lokalnych, reszta importowana - Tajlandia, Japonia. Pustka. Zdjecia cykniete nie bladym switem, tylko duzo, duzo pozniej, dlatego Wietnamczykow tak malo, a po targu platali sie tacy jak ja obcokrajowcy...

2011-02-24

gruba Berta ;) (Vũng Tàu)

Wietnamskie nadmorze po raz kolejny. Bajdełejem, tę armatę postawiono tuż obok widokowego Jezusa...


ogrod 花園

Prosze Panstwa, oto Mis... Ananas znaczy sie...

W trakcie gotowania, jesli trzeba dosmaczyc, wskakuje sie w klapki i idzie po papryke. Nie doniczkowa. Ziemna. Poltora metra wysokosci i tylez objetosci.

Ewentualnie od czasu do czasu dodajemy do zupy trawy cytrynowej. Tez jest jej, doslownie i w przenosni, na peczki :)

I lokalne 燈籠花, czyli kwiaty lampionowe :)

Dau phai boi mua thu (Siu Black)



A teraz ciekawostka. Zakochalam sie w tej piosence, gdy uslyszalam ja w wykonaniu... Malego Wnuka. Tak. On ma wlasnie taka skale. I tak, spiewal oktawe nizej :P A Siu Black nalezy do jednej z wietnamskich mniejszosci etnicznych - i pewnie dlatego jej glos jest wlasnie TAKI.

masazystka 按摩家



Kilka dni po przyjezdzie do Wietnamu czulam sie jakas taka niepozbierana. Niby wszystko ok, sypialo mi sie rewelacyjnie (uwielbiam spac z kims w pokoju), wypoczynek, dobre zarcie i tak dalej, ale cos mnie zaczelo lamac. Jesienny Ksiezyc spojrzala na mnie okiem znawcy i stwierdzila, ze zrobi mi masaz. Zatkalo mnie, bo przeciez Jesienny Ksiezyc znalam tylko od strony biegania po polu z wezem ogrodowym i zrywania pieprzu. W trakcie masazu (rewelacyjnego zreszta) opowiedziala swoja historie.
Bo widzisz, Tajfunie, ja tez mieszkalam kiedys na Tajwanie. Tak, tak, pojechalam razem z Jesienna Chmura; ona tam juz zostala, bo wyszla za maz, no i maja dziecko, tak, chodzi o Ciebie, Yijun, a teraz przestan nam przeszkadzac, ciocia rozmawia z Ciocia Tajfunem... O, wlasnie tak... Na czym to stanelam? Tak wiec bylam na Tajwanie. Pracowalam w salonie pieknosci i masazu; szybko sie nauczylam nie tylko tradycyjnego chinskiego masazu, ale i tajskiego. To nieprawda, ze tylko eteryczne Tajki moga komus chodzic po grzbiecie: popatrz, ja waze przeszlo 60 kilo, a przeciez cala rodzina uwielbia, gdy po nich chodze (fakt, masaz byl przeprzyjemny). Moja firma byla calkiem ok, stworzylysmy zgrany zespol, bardzo sie zzylam z dziewczynami, chociaz na poczatku nie bylo latwo - wiesz, na Tajwanie jest wiele Wietnamek, ale nie jestesmy zbyt lubiane przez kobiety... Tak sie jakos sklada, ze Tajwanczycy coraz czesciej biora Wietnamki za zony, bo my jeszcze potrafimy sprawic, zeby czuli sie jak udzielni wladcy w domu, a Tajwanki coraz bardziej krzycza o rownouprawnieniu, sa takie prozachodnie... Nie, nie mowie o Tobie, Ty umiesz gotowac i opiekowac sie czlonkami rodziny, ale wiesz, Ty w ogole nie jestes Europejka, to jakies oszustwo. Wracajac do tematu, nie jestesmy lubiane, a ja to nawet rozumiem, bo wiem, ze czesc Wietnamek nie jedzie szukac meza, tylko zarobic, sama wiesz jak. Dlatego od poczatku staralam sie miec usmiech przyklejony do twarzy i pomocna dlon wyciagnieta caly czas. Z czasem polubilysmy sie i nawet myslalam, ze zostane juz na Tajwanie. Ale po jakims czasie firma sie rozrosla, pojawili sie nowi pracownicy i z nimi juz nie bylo sie tak latwo dogadac. Zazdroscili nam umiejetnosci, ale nie chcieli sie uczyc, zaczely sie niesnaski, atmosfera stala sie bardzo napieta - i wtedy wrocilam do domu. Bo wiesz, ja nie boje sie ciezkiej pracy, ale nie znosze stresu. Wole godzinami nosic ciezary jako wietnamski wiesniak niz umierac ze zdenerwowania w niby lekkiej pracy na Tajwanie. Tak, oczywiscie, na Tajwanie duzo zarabialam - moglam pomoc siostrom i samej cos odlozyc. Ale wiesz - to nie bylo warte takich nerwow, takiego stresu. U nas ziemia urodzajna, jesli umiesz pracowac i chetnie to robisz, nigdy Ci nie zabraknie tej miski ryzu. Mozesz cieszyc sie kazdym dniem porzadnie wykonanej pracy, bo wiesz, ze przyniesie owoce. Pracujesz z ludzmi, ktorzy tak samo kochaja ziemie, jak Ty. Nie chce stad wyjezdzac, ziemia to cale moje zycie...
Tak wlasnie poznalam osobe, ktora porzucila Tajwan po to, zeby uprawiac ziemie w Wietnamie. I wiecie co? Odkad nauczylam sie zrywac pieprz, calkowicie Ja rozumiem...

2011-02-20

samouwielbienie 自愛

Oto ja, czasem z siostrzeniczka, w tradycyjnym stroju wietnamskim aodai (czyt. aozai wzglednie aojaj jesli lubisz dialekt poludniowy ;)):



2011-02-19

pocztowka


Nie umiem robic zdjec, kto nie wierzy, niech spyta moich Przyjaciol. Nawet najladniejsze dziewczyny udaje mi sie cyknac w momencie, kiedy akurat robia zeza albo dlubia w zebach. Wszystko wychodzi krzywo i w ogole do kitu.
Z tego zdjecia jestem dumna. Moja ukochana wietnamska siostra, Jesienny Ksiezyc, nie daje sie fotografowac. Mowi, ze sie wstydzi, ze taka zaniedbana. Fakt, gdy pracowala na Tajwanie w salonie pieknosci wygladala inaczej niz teraz, podlewajac drzewa kawowe i pieprz... Ale dla mnie wlasnie ten Ksiezyc jest prawdziwy. Wlasnie to oniesmielenie wraz ze spokojem wynikajacym z poczucia dobrze wykonanego obowiazku i z serdecznoscia, jaka nie kazdy potrafi okazac - wlasnie to jest moja Siostra. Spotkalysmy sie, Polka i Wietnamka, zderzenie kultur i osobowosci, i "roznimy sie od siebie jak dwie krople czystej wody"...
To zdjecie nie wygra zadnego konkursu; najpewniej mozna sie przyczepic do kadrowania, doboru kolorow i innych pierdol. Ale udalo mi sie zlapac na goracym uczynku osobe, ktora pokochalam z calego serca.
月姐, 我知道妳不喜歡看現在的妳... 但我從認識妳那一天愛上了妳.跟妳在一起的三個禮拜我永遠忘不了. 我們永遠是好姊妹......謝謝妳照顧我, 謝謝妳給我的解釋, 謝謝妳陪我, 謝謝妳! 想妳極了......

2011-02-16

Lệ Quyên

Nic o niej nie wiem. No, poza tym, co w wikipedii. W wietnamskiej wiki jest więcej, ale mój język wietnamski ogranicza się niestety do "tak, bardzo smaczne", "lubię wietnamską kawę", "Ciociu/siostro/bracie, proszę do stołu" itp. No dobra, wychwytuję jeszcze kilka zwrotów grzecznościowych, ale naprawdę na tym koniec...
To nie przeszkadza wcale w słuchaniu wietnamskiej muzyki. Zakochałam się w ich sposobie śpiewania. Po Chińczykach, którzy, bez względu na płeć, są grzeczni, słodcy, a gardziołka mają być gładkie jak miód, porusza mnie wietnamski sposób śpiewania. Przypomina mi trochę rosyjskie ballady, tak samo trafia do serca. Niestety, choć sposób śpiewania uwielbiam, aranżacje są... różne.
Trudno. Jakoś to przełykam i dzielę się z Wami Królową Wietnamskiego Popu:

2011-02-15

domek

Akademik znaczy sie. Wrocilam... i przywital mnie zimny prysznic. Doslownie i w przenosni. Z kurka od cieplej (czasami) wody nic nie kapie. Wylaczyli ogrzewanie sloncem na czas ferii (zgasili slonce??). Po 5 minutach przebywania w akademiku (14 stopni) gasnie prad. Zaiwaniam do portierni, a pani mowi, zebym wylaczyla wszystko, co nie jest swiatlem i komputerem, bo z racji ferii zmniejszyli ilosc pradu, ktory mozna zuzywac. Wiec nici z cieplej herbaty.
Ja chce do Wietnamu! I to poludniowego!!!!!

2011-02-12

aptekarz

Zaziebilam sie. Bo w tym Hanoi to zimno, kurcze, ludzie w czapkach i szalikach, a ja po tropiku przewrazliwiona jestem...
Apteka. Pomoc wietnamskiego kolegi w tlumaczeniu. Aptekarz ciekawy - skad ta bialaska przyjechala. A jak uslyszal, ze z Polski, to poszlooooo!
"Bo ja to w Polsce studiowalem! A potem zamieszkalem tam na jakis czas z rodzina. Lodz, Krakow... Zona i syn zostali, zona wrocila, gdy syn skonczyl studia. A syn to juz nie wrocil, z Polka sie ozenil. Tak, Polska, pamietam jeszcze kilka slow, ale nieduzo... Dziekuje!!!".
I dal mi rabat na leki :)

2011-02-10

hamaki

To podstawowe meble poludniowego Wietnamu. Powieszenie na hakach/postawienie na stelazu w kazdym domu to oczywista oczywistosc. Ale tutaj to idzie dalej. Kazdy bar, kazda kawiarnia poza krzeslami/kanapami, zaopatrzona jest w hamaki. Nawet przydrozna pijalnia sokow jest odpowiednio zaopatrzona :)

kukurydza...

To nie jest zwykla kukurydza. To jest kukurydza, ktora najpierw ususzono, a dopiero pozniej ugotowano. Po ugotowaniu dodano do niej mase ze slodkiej fasolki a takze swiezo starte wiorki kokosowe (potrafie je scierac, potrafie je scierac, zdjecia pozniej ;)) Jest to deser stulecia; nigdy, nigdy nie jadlam czegos pyszniejszego...

moskitiery

Sa oczywista oczywistoscia. Tutaj nie da sie bez nich przezyc, zwlaszcza nocy. Wiec nad lozkami sa porozposcierane; nie utrudniaja w zasadzie przeplywu powietrza, a sladow na calym ciele dzieki nim jakby mniej. 
Calkowicie mnie rozlozyla na lopatki moskitiera przenosna, wygladajaca z grubsza jak to smieszne przykrycie na jedzenie, zeby muchy nie siadaly, tylko duuuuzo wieksze, mogace zaslonic lozko polowe. 

2011-02-09

aneks do kawiarki

nie wiem, dlaczego zdjecia nie poszly :(

kawiarka 咖啡姑娘

Siostry i bratowe Malego Wnuka mnie uwielbiaja. Po pierwsze daltego, ze jestem sliczna. Po drugie dlatego, ze mam takie piekne krecone wlosy. Po trzecie dlatego, ze zawsze niose pogodny usmiech na ustach... no, z wyjatkiem chwil, kiedy pogodny usmiech zmienia sie w malo wdzieczne, acz rownie pogodne rzenie. Po czwarte dlatego, ze z pasja probuje sie nauczyc niemozliwej do wymowienia gloski Đ. Po piate dlatego, ze obojetnie, czym mnie karmia, zawsze mowie, ze bardzo smaczne, a jak probuja wmusic wiecej, klepie sie z zalem po brzuchu i mowie ao dai (to nazwa tradycyjnego stroju wietamskiego, ktory tu sobie uszylam, tak, wrzuce fotki, jak tylko mi je Maly Wnuk przetransportuje na moj komputer) ~ to taki zarcik, zwiazany z tym, ze stroj ten jest mocno obcisly od pasa w gore i niestety trzeba dbac o linie, zeby moc w nim wystapic. Kiedy mowie ao dai, wszyscy rozumieja, ze nie moge zjesc nastepnej miski czegos pysznego, bo sie nie zmieszcze w moj ukochany stroj... Kochaja mnie tez za to, ze umiem sie z nimi dogadac, choc nie znam jezyka (jak to nie znam? Umiem nawet zazartowac! Patrz anegdotka wyzej... ;)), bo WSZYSTKO potrafie zagrac cialem. 
Ale najbardziej kochaja mnie za to, ze jestem zawsze pod reka, gdy trzeba pomoc, na przyklad w poroznoszeniu kawy robotnikom budujacym dom (bajdelejem: kiedy przyjechalam, mieszkali jeszcze w starym domu, a z nowego to tylko fundamenty staly. Teraz mieszkaja w nowym, a w starym sie bawia dzieci i grasuja kury ^.^). 
W zwiazku z ta miloscia wszyscy pytaja, czy nie zechacialabym zostac synowa Glowy Rodu. A ja oczy skrywam skromnie pod rzesami... A Glowa Rodu sie smieje i mowi, ze gdyby nie moja biala skora, to nigdy by nie uwierzyla, ze jestem Europejka :D
PS. W ramach zaciesniania sympatii europejsko-wietnamskiej Glowa Rodu zrobila dla mnie calkiem europejska jajecznice :)

Dżakfrut 波羅蜜 mit chlebowiec

Pachnie cudownie. Konsystencja nieciekawa, takie śliskie i na pierwszy rzut oka łykowate. A potem się wgryzasz. Orzeźwia i uzależnia. Smakuje też dobrze jako składnik potraw - oddaje zapach i ciężką słodycz. Zakochałam się w tym smaku, ale najbardziej mnie i tak bawi wygląd peruki z lat osiemdziesiątych.
Oczywiście najlepiej kupić cały i najpierw obsprawić, a potem wszamać pięć kilo. Ale jeśli trafiło na leniwego łasucha, albo osobę o cokolwiek mniejszym spuście, można kupić porcjowany :)

mleko sojowe 豆漿

Jednym z powodów, dla których się czuję tutaj jak w domu, jest to, że spożywamy wspólnie posiłki. Wspólnie do granic nieuznawanych przez Europejczyków - bo fe, ależ to niehigieniczne i w ogóle. Na przykład kawa. Zaparza się jedną szklanicę i pije wspólnotowo w trzy osoby. Taka to siekiera, że mało kto dałby radę wypić całość. I zamiast podawać w lalczynych filiżankach do espresso, podaje się szklanicę pełną mrożonej siekiery.
Albo soki, czy też właśnie wyżej pokazane mleko sojowe: wlewa się je do wielkiej misy, wsadza tyle słomek, ilu chętnych, i pije. Jakoś nikomu nie wpada do głowy, żeby napluć, zrobić bąbelki itp. 
Mam całkowite, absolutne zaufanie do higieny wszystkich członków rodziny - wiem, ile razy dziennie myją zęby, myją ręce itp.; wiem też, że jak ktoś jest chory, to sam z siebie zaczyna jeść z oddzielnych misek, pić z osobnych szklanek.
Na temat mleka sojowego: jestem uzależniona, tak samo, jak od kawy. Bo tutaj, w przeciwieństwie do Chin, da się bez problemu kupić niesłodzone, które jest cudowne. A poza tym chińskie po schłodzeniu jest średniawe, a wietnamskie smakuje prawie jak lody z koziego mleka.

slimory

Jedna z niewatpliwych zalet mieszkania w zupelnie obcym kraju jest ciagle przelamywanie wlasnych oporow. Odkad na pierwszym roku studiow nauczylam sie jesc zielony groszek i flaki, doszlam do wniosku, ze zniose wszystko. 
Ta postawa ratuje mnie w kazdym miejscu i o kazdej porze dnia i nocy. Wlasnie dzieki temu moge jesc zupe z prazonymi pszczolami, swinska skore, a takze te wszystkie paskudztwa w skorupkach. 
Technika jedzenia: bierzesz wykalaczke w jedna lapke, a w druga malutka skorupke. Nabijasz paskudztwo na wykalaczke w takim miejscu, w ktorym sie nie urwie w najmniej odpowiednim momencie. Wyciagasz az do odwloku, ktory odrywasz, chyba, ze chcesz spozyc slimacze ekskrementy :P Jak juz masz calosc tego, co chcesz wlozyc do dzioba, na wykalaczce - maczasz w sosie rybnopikantnym i wsuwasz az sie uszy trzesa :)

2011-02-06

czerwona koperta 紅包

Hongbao to taki tradycyjny podarek w chinskiej kulturze. Chinczycy nie daja prezentow, tylko kase. Rozprzestrzeniolo sie to w wielu krajach azjatyckich (a jak ktos chce cos wiecej, to wiki prawde Ci powie: http://en.wikipedia.org/wiki/Red_envelope), miedzy innymi w Wietnamie. 
Dzis 回娘家, swieto powrotu corek do domu rodzinnego. Przyjezdzaja z cala rodzina, maz sklada uszanowanie tesciowej, dzieci dostaja hongbao, corka przywozi hongbao dla innych dzieci. Dzieckiem jest kazda niezamezna kobieta oraz kazdy niezonaty facet. Wlasnie w zwiazku z tym dostalam dzis czerwona koperte.
Wzruszylam sie, bo nie naleze do rodziny... a jednak naleze :)
Pieniadze sie przydaly na splacenie dlugu karcianego (o hazardzie w Wietnamie jeszcze napisze)... 

kwiaciarka

Zapozowalismy z Malym Wnukiem do romantycznego zdjecia na tle lokalnej wersji Titanica. Oczywiscie, pozowalismy dlugo, bo jego przyjaciele caly czas probowali nas namowic, zebysmy staneli blizej siebie... Tak wiec pozujemy sobie, a tu nagle napada na nas pani od kwiatow. Nie rozumiem, co mowi, bo moj wietnamski jeszcze nie taki, ale wnioskuje, ze chyba cos o tym, jak ladnie razem wygladamy i ze taki przystojny kawaler powinien kupic wiechec dla pani swego serca, bla bla bla. Przepedzalismy ja trzy minuty, zanim zrozumiala, ze NAPRAWDE nie kupimy kwiatka. Potem przyczepila sie do pary, ktora naprawde byla para - i byla jeszcze bardziej nachalna...

glod

Wracamy wieczorem z karaoke, Maly Wnuk i ja. Bylismy z jego znajomymi, a ja spiewalam Whitney Houston wstydzac sie okropnie. Wracamy, pozny wieczor, rosnie apetyt, bo zimno - jakies 23 stopnie; dojezdzamy do domu, on pada na hamak, patrzy na mnie i pyta: ty tez bylas glodna, prawda?...
wyrazne wyczekiwanie na twarzy. Mnie sie tez nie chce wstawac, wiec mowie, nie baczac na to, ze siostry i Mama sluchaja: no tak, jestem glodna, wiec (tu wymowny gest) marsz do kuchni, a ja tu sobie poczekam.
W tym momencie obie siostry wybuchnely smiechem, a potem, krztuszac sie, powiedzialy, ze jestemy idealnie podobni, ze oboje kiedys umrzemy z glodu przez lenistwo...

2011-02-05

godzina grozy

Przyjemne popoludnie, zbliza sie pora kolacji, zaczyna sie robic chlodno (ponizej 30 stopni znaczy), humory dopisuja i wtedy nagle, ni stad ni zowad nastepuje atak. Wiesz, ze ucieczka nic nie da, wiec siedzisz spokojnie, czekajac na wroga, ktory zawsze, ale to zawsze ma nad toba przewage liczebna. Twoja jedyna bronia sa wentylator i puste dlonie. Bez pustych dloni nie masz szans, puste dlonie daja nadzieje na przetrwanie. Udajesz, ze zajmujesz sie tym wszystkim, czym normalnie sie zajmujesz, ale tak naprawde czekasz w napieciu na ten dzwiek, na ten nagly bol. Coz z tego, ze bol nie jest wielki? Gdy atak jest zmasowany, a cale cialo pokryte jest sladami, wiesz, ze to najgorsze chwile w twoim zyciu.
Cale szczescie kolo szostej trzydziesci komary (te, ktore przezyly) odlatuja. 
Inne owady nie atakuja. Jest to bezposrednia zasluga tych stworzonek, co to na zdjeciu. Mieszka ich po kilka w kazdym pokoju i tylko dzieki temu nie jest sie zjedzonym zywcem. Problem jest tylko z zasnieciem - tokujace jaszczurki wydaja odglosy mogace zawstydzic nawet mnie ;)

2011-02-04

wietnamskie Międzyzdroje 3 (Vũng Tàu)

plaża, morze, 40 stopni, pyszne żarcie... i tylko bransoletki z muszelek takie same, jak u nas :D

wietnamskie Miedzyzdroje 2 (Vũng Tàu)


Wybraliśmy się w drogę krzyżową. No prawie - była tylko stacja końcowa z platformą widokową na rozłożonych ramionach Chrystusa. W Wietnamie jest sporo chrześcijan, nawet w małych wioskach są kościółki - no chyba, że wioski są pochińskie, wtedy kościołów niet, a tylko po domach buddyjskie ołtarzyki. 
Uczucie mocno nietypowe, sacrum przemieszane z profanum, posążki Buddy z aureolą :)

Chrystus z Vũng Tàu ma 32 metry plus czterometrowa platforma - razem 36 metrów. By dojść na górę, trzeba pokonać 133 schody. Dokonałam tego mimo lęku wysokości, ale tylko dlatego, że wstydziłam się powiedzieć, że się boję ;) Poza tym - widok z ramion Jezusa jest faktycznie przecudowny...


wietnamskie Międzyzdroje 1 (Vũng Tàu)

Vũng Tàu jest podobno największym miastem regionu (140 km kw). My chyba ominęliśmy to miasto szerokim łukiem, bo jedyne, co kojarzę z wielkiej metropolii jest deptak, plaża, armata i Jezus. O Jezusie będzie zresztą później.
Wróćmy do samego Vũng Tàu. Skoro plaża, to i port. Europejczycy przybijali tu do brzegu w celach handlowych już w XIV i XV wieku. Później zjawili się tu, już nie w celach handlowych, malajscy piraci, z którymi miejscowa ludność nie mogła sobie poradzić. Dopiero armia wysłana przez króla Gia Longa dała im radę, w nagrodę za co mogła się tu osiedlić. To pewnie ich potomkowie buńczucznie strzelali z armat do Francuzów, gdy ci zjawili się u wrót w 1859 roku. Jak wiemy, nic to nie dało i Francuzi rządzili Sajgonem i okolicami bardzo, bardzo długo.
Dziś po ich rządach pozostało parę budynków w europejskim stylu... i nic więcej.
Jednak ja przyjechałam tu raczej poplażować i objeść się owocami morza niż zwiedzać, więc wcale mi to nie przeszkadzało :)

osmy cud swiata

kiedy temperatura wzrasta do tych 40 stopni w cieniu, kiedy miejski/wiejski kurz sprawia, ze zyc sie odechciewa, podchodzi sie do takiej wlasnie machiny... i nie dotyka sie jej absolutnie, bo mozna sobie rece pociac. Czeka sie grzecznie na Wietnamczyka, ktory z cudownym usmiechem w tryby machiny wrzuci obrane tyczki trzciny cukrowej, a machina przerobi je na sok, wypluwajac wyzete do cna wiory. A potem sie pije ten boski plyn z lodem. A sok z trzciny cukrowej gasi pragnienie cudownie, choc jest slodki i gesty. 

wietnamskie wesele 越南婚禮

Rozczarowalo mnie, wygladalo jak chinskie, to znaczy duzo zarcia, czerwone koperty dla panstwa mlodych itp. Zachowala sie tradycja wyprowadzenia panny mlodej z hukiem z domu, ale problem w tym, ze ona mieszka na dalekiej Polnocy, wiec zostala wyprowadzona z wypozyczalni sukien slubnych. I zamiast sie ubrac w przesliczny ao dai, paradowala w niedopasowanej sukni, a on w jeszcze bardziej niedopasowanym fraku, grrrr... Za to goscie spiewali na scenie, z trojosobowa kapela. 
Pytam Malego Wnuka, czy nie zaspiewa. On mowi, ze gwiazdy nie spiewaja za darmo. Odpowiadam, ze w takim razie ja tez nie bede spiewac, bo w koncu jestem gwiazda yunnanskiej telewizji :)
Dwie anegdotki z przygotowan do pojscia na slub: 
Maly Wnuk chodzi po domu i pyta, czy jak juz sobie uprasowal ciuchy i sie ubral w koszule, i jeszcze sobie wlosy ulozyl, to moze ladnie wyglada. Trafia na czteroletnia siostrzeniczke, ktora zazwyczaj wpatrzona jest wen jak w obraz, a jej mama pyta: i co, wujek przystojny jest, co nie? A dziecko patrzy krytycznym okiem i wybucha smiechem...
Maly Wnuk kontynuuje podroz przez posesje, szukajac kogos, kto doda mu animuszu. Trafia na Mame. Pewien zwyciestwa pyta, czy ladnie wyglada. Mama patrzy na niego rownie krytycznym co siostrzeniczka okiem i mowi: "Dzis palme zwyciestwa oddales Malemu Tajfunowi"...