O fryzjerze ulicznym już kiedyś pisałam. Jednak dzisiejszy jest jeszcze bardziej z kosmosu: nie ma nawet lusterka. Chodzi ze składanym krzesłem oraz termosem z gorącą wodą wzdłuż Rzeki Wielkiego Widoku w porze lunchu i pyta, kto chce się ostrzyc/ogolić. Jeśli ktoś wyraża zainteresowanie, fryzjer rozstawia "zakład" i strzyże na miejscu :)
A po co lusterko? Przecież on widzi ;)
OdpowiedzUsuńw sumie racja :)
Usuń