Kompleks naszych jaskiń jest po pierwsze ogromny: znajduje się tu około setki jaskiń, przy czym niektóre biją na głowę nawet podziemny kościół w Wieliczce jeżeli chodzi o wielkość. Po drugie, znajdują się tu cudowne, podziemne krajobrazy - nie tylko nudne stalaktyty, stalagmity i stalagnaty, ale też jaskinie uformowane jak tarasowe pola ryżowe czy też naturalne skalne mosty.
Po trzecie, znajdują się tu skalne malowidła ludu Yi z III w.p.n.e., a do muzeum przyjaskinnego trafiają wciąż wydobywane zęby czy narzędzia paleolitycznych przodków. I wprawdzie obecni reprezentanci ludu Yi zajmują się tutaj raczej ludycznymi przedstawieniami dla turystów niż kultywowaniem prawdziwej tradycji, ale jednocześnie Dziewięćwsi jest obecnie prężnie działającym ośrodkiem badań nad yijską kulturą.
To jeśli chodzi o przewodnickie ględzenie. Mnie osobiście urzekło coś, na co przewodnicy rzadko zwracają uwagę: przejścia między jaskiniami. Są one w lesie. Nie wiem, czy tylko ja cykałam jak głupia zdjęcia lasu wychylającego się znad ostrych grani, pokrywającego kotliny zielonym płaszczem, łagodzącego ostre yunnańskie słońce. Rzeki, wodospady, kotliny, jaskinie i las - gdyby jeszcze nie było tu tysięcy ludzi, byłabym w raju...
Położone niedaleko miasteczka Yiliang 宜良 Dziewięćwsi jest regionem autonomicznym ludów Yi i Hui. Ponieważ zaledwie dwadzieścia kilometrów dalej znajduje się Kamienny Las 石林, równie atrakcyjny krasowo, krąży tu powiedzenie: na ziemi ogląda się Kamienny Las, a pod ziemią zwiedza Dziewięćwsi (地上看石林,地下游九乡). To tutaj, na prawie dwóch tysiącach metrów nad poziomem morza, są kotliny głębokie na 200 metrów, huczące wodospady i cudowny klimat. W podziemnych jeziorach odkryto zaś ślepe ryby (盲魚金線鮁), które są obecnie pod ochroną.
Wycieczkę zaczęliśmy w Wąwozie Zacienionego Jadeitu 蔭翠峽, na dnie którego jest częściowo spławna rzeka. Mnie wprawdzie bardziej ekscytowałoby spróbowanie swych sił na tym odcinku, który jest cokolwiek mniej płaski i nudny, ale możliwość dotknięcia z bliska pięknych skał prawie wynagradzała brak mocnych wrażeń.
Potem weszliśmy wgłąb jaskiń. Wiele było urokliwych, wszystkie fantastycznie podświetlone - może i nie jestem fanką jarmarcznych kolorków, ale przynajmniej było widać zjawisko krasowe.
Łażenia było sporo, ładnych kilka godzin. Nie zdziwiło mnie więc, że co bardziej zmęczeni/leniwi wybrali lektyki jako środek transportu.
Po wyjściu z jaskiń moi towarzysze podróży wybrali wyciąg krzesełkowy jako metodę powrotu do bramy głównej. Ja stwierdziłam, że kolejka jest dla mięczaków i wybrałam transport bardziej tradycyjny:
Taką oto wycieczką uczciłam końcówkę ferii. Od początku marca znowu zacznę chodzić w kieracie przedszkolnym. Brrr.
Super.Dzięki takim Wpisom i fotkom coraz bardzej wciągają mnie malownice Chiny...Zyczę dalszych takich ciekawych wpisów.Wierny czytelnik z Polski
OdpowiedzUsuńDzięki za to ,że pokazałaś nam to magiczne miejsce.Jako dziecko byłam w jaskiniach Postojnej, w byłej Jugosławii, też wzbudziły mój zachwyt.To miejsce,które nam pokazałaś, jest tak różnorodne pod ziemią ,nad ziemią ,ze aż wierzyć się nie chce,że natura potrafi stworzyć tak piękne rzeczy.Pozdrawiam Noneczka.
OdpowiedzUsuńBlog daje mi cudowną możliwość dzielenia się przeżyciami - a dzięki temu mogę przeżyć coś po raz drugi, trzeci, tysięczny. A jeśli jeszcze komuś się wpis spodoba, ogromnie mnie to cieszy :) Dziękuję za miłe słowa!
OdpowiedzUsuń