to taka mała kara za... no właśnie, za co? Padam z nóg, kręgosłup siada powoli, dobrze, że chociaż wszystko umiem znaleźć - mam talent do pakowania :)
Są też pozytywne elementy. Wreszcie większy salon, w którym się wszystko zmieści. Wreszcie będę mogła korzystać swobodnie z toaletki, która, mam nadzieję, nie będzie już nigdy służyć jako stół na brudne skarpetki mojego Pana i Władcy. No i moja ukochana część remontu - dekoracja ścian. Choć Pan i Władca pomalował prawie całe mieszkanie, spod kilku warstw farby nadal wyłażą strzępki nieodklejalnej taśmy klejącej, smugi, nierówności... Chińczycy niespecjalnie dbają o ściany. W ogóle, niespecjalnie dbają o mieszkania. Ech...
W dotychczasowym mieszkanku pozaklejałam plamy po komarzych trupach i innych takich nalepkami ściennymi, których w Chinach jest do wyboru, do koloru. Zakochałam się w tej metodzie - prostsza od tapetowania, dużo tańsza, a poza tym pozwala zakryć tylko te miejsca, które się chce zakryć. W dodatku łatwo te naklejki pozdejmować i zastąpić czymś innym, jeśli się nam znudzi. Nie wiem, czy w Polsce też istnieją takie rzeczy, ja swoją ściennonalepkową pasję odkryłam dopiero w Chinach...
Oto salon i sypialnia:
Bałdzo ładne.
OdpowiedzUsuńMnie na ścianach nie wolno nic robić, albo depozytu nie oddadzą (dwa razy czynsz, więc jest o co walczyć), więc moje naklepki nakleiłam na szafce. A produkcji były... czeskiej. :)
No właśnie w każdym cywilizowanym miejscu zabraniają. A tymczasem poprzedni lokatorzy pozostawiali na ścianach odbicia podeszw, tony taśmy klejącej i generalny syf. Jak powiedziałam właścicielce, że chcemy zamalować i przystroić, to się mocno zdziwiła - jakby mieszkanie w czystym i estetycznym mieszkaniu było dziwactwem...
OdpowiedzUsuń