A właściwie nawet nie żółwiowa, tylko żółwiakowa - bo właśnie żółwiaki, po chińsku zwane "rybami w skorupach" 甲魚, są dzisiejszym daniem głównym.
W zupie tej jestem zakochana od dawna - dokładnie od pierwszego kunmińskiego wesela, na które poszłam. Żółwiaki nie są tak tanie, żeby je spożywać na co dzień. Dlatego przyrządza się je podczas dużych imprez, takich jak wesele czy wigilia Chińskiego Nowego Roku, by przyniosły szczęście. Jako, że po chińsku zwie się je rybami - yu, pasują fonetycznie do standardowych życzeń dobrobytu: 年年有餘 nian nian you yu. I my na kolację przednoworoczną zafundowaliśmy sobie zupę żółwiakową.
Zupa ta oryginalnie jest daniem kuchni fujiańskiej, charakteryzującej się ukochaniem zup, wydobyciem i podkreśleniem oryginalnego smaku użytych produktów i świeżością. Nasza zupa nie jest wyjątkiem - jest delikatna, mało przyprawiona a długie gotowanie ukazuje bukiet smaku zawartego w żółwiakowym mięsie. W dodatku jest zdrowa :)
Składniki:
*półkilowy żółwiak
*bulwa pochrzynu chińskiego,
*jagody goji.
*przyprawy: cebulka zielona, imbir, sól, trochę alkoholu
Wykonanie:
1) Oprawić żółwiaka, wyjąć wnętrzności, umyć.
2) Obrać pochrzyn ze skórki, poplasterkować.
3) Wsadzić powyższe składniki do dużego gara, najlepiej kamionkowego, ale każdy będzie ok. Zalać sporą ilością wody, dołożyć przyprawy i alkohol.
4) Doprowadzić do wrzenia, a potem pyrkać na małym ogniu, aż mięso będzie odchodzić od skorupy.
Żółwiakowina wspomaga pracę nerek, uzupełnia yin organizmu, pomaga na różne starcze choroby - dlatego jest chętnie spożywana przez ludzi w podeszłym wieku. Jednak i młodym pomoże - częste spożywanie poprawia samoleczenie organizmu, wspomaga układ odpornościowy - no, jest panaceum :) Najlepsze jest to, że właściwie żółwiak w całości jest lekarstwem: od mięsa i skorupy poprzez głowę, krew i warstewkę tłuszczu - ze wszystkiego można czerpać korzyści. Leczy wątrobę, śledzionę, wspomaga pracę szpiku kostnego. Z kolei krew jest dobrym napojem dla cukrzyków, a jajka leczą malarię i dyzenterię.
Nie należy łączyć żółwiaka z brzoskwiniami, miętą, kaczką, chrzanem, kurczakiem, króliczyną, wieprzowiną, selerem, szarłatem i jajkami.
Droga Baieczko, nie opowiadaj, prosze, bajek o kuchni fujianskiej. Juz sie ich nasluchalam na zajeciach okolozywieniowych, a pozniej przez 2 lata w Fujianie probowalam znalezc te "wydobyte smaki" i "swiezosc"...
OdpowiedzUsuń1) nie żadna ex-fujianka, tylko ex-xiamenka :P
OdpowiedzUsuń2) znajdz mi w Katowicach tradycyjną (naprawdę tradycyjną) kuchnię polską :P
Tlusta, cholersterolowa i bez smaku? Pewnie by sie dalo :D
OdpowiedzUsuń(a Xiamen to, przepraszam, gdzie? w Xizangu?)
Xiamen ma własne smaki, przecież wiesz...
OdpowiedzUsuńNie, nie. Ma wlasny smak. Jeden. Sosu sojowego...
OdpowiedzUsuń