Nie bójcie się, to tylko nazwa. Tak naprawdę to nie tykwa, tylko kwaskowate owoce: od pigwowca okazałego i głogu przez cząstki mandarynek aż po głożynę pospolitą, truskawki, banany, jabłka i winogrona a nawet orzechy włoskie, ponadziewane na patyczki i obtoczone w karmelolukrze z "kamiennego cukru". Jest to tradycyjna pekińska przekąska, jednak rozpowszechniła się w całych Chinach - o czym najlepiej świadczy jej obecność nawet w Yuxi, z którego pochodzi zdjęcie :) Widać wszystkim Chińczykom przypadł do gustu słodko-kwaśny, miękko-chrupki smak "tykw".
Wszystko zaczęło się jeszcze za czasów dynastii Song, ale największą popularnością zaczęła się cieszyć za Mandżurów - można było tykwy nabyć w herbaciarniach, teatrach, na ulicach, wszędzie, gdzie tylko byli ludzie. Jej fanatycy twierdzą, że nie tylko poprawia apetyt (bzdura, jest za słodka), cerę (bzdura, jest za słodka), ale również poprawia sprawność intelektualną, usuwa zmęczenie i tak dalej.
Tradycyjnie przyrządzano ją z okazji nadejścia Chińskiego Nowego Roku, ale w dzisiejszych czasach pełno jej na ulicach w każdej porze roku.
Najbardziej tradycyjna jest ta głogowa. Z głogu trzeba wydrążyć pestki, nadziać go pastą z fasolki azuki posypaną sezamem, nawlec na szpikulec i obtoczyć w polewie z kamiennego cukru z wodą, usmażonego w proporcjach 1:1. Cukier oczywiście w kilka chwil zastygnie, tworząc chrupiącą i przeraźliwie słodką glazurę. Dziś jednak pełno odmian: czasami owoce ponadziewane są innymi owocami suszonymi albo marmoladą; inne owoce zaś pozostają nienadziane - jak choćby mandarynki czy winogrona. Co do truskawek i bananów - moim zdaniem nie mają sensu: są po prostu za słodkie. O ile kwaskowaty głóg czy pigwowiec doskonale się łączą z cukrową polewą, łamiąc nawzajem swoje smaki, o tyle połączenie dwóch bardzo słodkich składników jest jakieś... nie moje.
A skąd ta przekąska się w ogóle wzięła? Opowieści jest oczywiście wiele, ale mnie najbardziej do gustu przypadła ta:
To było za czasów panowania cesarza Guangzonga (1189–1194). Jego ukochana konkubina zachorowała. Zżółkła na twarzy, okropnie schudła, przestała przyjmować pokarmy. Nadworny lekarz próbował dosłownie wszystkiego - a jednak nawet najdroższe medykamenty nie były w stanie przywrócić konkubinie zdrowia. Zaniepokojony cesarz zaczął błagać lekarzy z różnych stron kraju o próbę wyleczenia ukochanej. W końcu znalazł się jeden wojownik, który, zbadawszy puls konkubiny rzecze: "potrzeba tylko usmażyć głóg w cukrze kamiennym, przed każdym posiłkiem spożyć pięć do dziesięciu sztuk, a w ciągu dwóch tygodni choroba się cofnie". Na początku nikt nie dowierzał, że to w ogóle może coś dać. A jednak - takie przyrządzenie głogu okazało się zbawienne i konkubina w dwa tygodnie wróciła do zdrowia. Medyczne właściwości tej słodkiej a taniej i prostej w przygotowaniu przekąski szybko zostały rozpropagowane wśród ludu. Zaraz też się pojawili uliczni sprzedawcy cudownego leku, nawlekający głóg na patyczki.
Gdybyście chcieli wykonać najprostszą wersję, przygotujcie:
*owoce, np. mandarynki, kwaśne jabłka, winogrona
*cukier (z braku "kamiennego" można zastąpić dowolnym innym)
*wodę
*patyczki
*deskę do krojenia zmoczoną zimną wodą
1)owoce umyjcie i pokrójcie na cząstki mniej więcej tej samej wielkości. Niektórzy nawet skórki obierają, ale ja uważam skórki za jadalne. Jeśli Wasze owocki mają pestki, jak na przykład owoce głogu, to trzeba je wydrążyć, a do środka włożyć farsz - choćby czekoladowy, jeśli tego z fasolek azuki nie chce Wam się przyrządzać.
2)Nawleczcie owoce na patyczki.
3)Na nieprzywierającej patelni przyrządźcie glazurę: na szklankę cukru szklanka wody. Oczywiście, proporcje możecie zmieniać w zależności od osobistych preferencji smakowych. Trzeba najpierw doprowadzić na dużym ogniu do wrzenia, a potem na małym do zmiany koloru. Jeśli używacie cukru "kamiennego", to pamiętajcie, że nie skarmelizuje się on na brązowo, tylko na lekko żółto, więc nie przesadźcie z czasem, bo karmel będzie gorzki, nie słodki. Jak sprawdzić, czy to już? Wsadzić widelec, wyciągnąć go i zobaczyć, czy woda z cukrem spływa z niego bez zmian, czy robi się "lane ciasto" - gęste i łatwo przywierające. Podobno wystarcza dziesięć minut - ale to zależy od ognia, więc ciężko powiedzieć, trzeba obserwować.
4)Przechylcie patelnię tak, żeby łatwo można było zanurzyć "szaszłyki", obtoczcie równo z każdej strony, ale nie przesadzajcie - grubaśna pokrywa cukrowa raczej utrudni spożycie niż poprawi smak.
5)Ułóżcie szaszłyczki na desce. Po kilku minutach glazura zastygnie i można zajadać.
Dlaczego deska powinna być zmoczona zimną wodą? Ułatwi krzepnięcie cukru.
!dobrze wykonana glazura cukrowa nie przylepia się do zębów, jest chrupka.
!po przygotowaniu polewy trzeba się sprężać z maczaniem owoców - na ogniu jej zostawić nie można, bo się przypali, a po zgaszeniu zaraz zacznie zastygać.
!Nie można ich zbyt długo przechowywać, więc najlepiej przygotować tyle, ile dacie radę zjeść od razu.
A tu film instruktażowy:
Wszystkiego najlepszego w roku Węża!
Interesujące :) i efektowne, a do tego towarzyszą tradycji ,,tykwy w cukrze,, historie i legendy, które uwielbiam :) Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa :)
Usuń