Nalewkuję. Namiętnie. Jeśli wiem, że coś jest jadalne, robię nalewkę bez zastanowienia. Jeśli nie wiem, czy jest jadalne, zastanawiam się, czy po dodaniu spirytusu będzie.
Aloes odziedziczyłam po poprzednich lokatorach naszego mieszkania. Udało im się prawie wykończyć biedne stworzonka, ale je odkarmiłam. Odżyły. I to jak! Zaczęły mi rozsadzać donice. Podjęłam męską decyzję - aloes pod nóż. I tak właśnie powstała nalewka. Szukałam długo przepisu wystarczająco nieskomplikowanego i szybkiego, żeby się z tym aloesem nie paprać latami. Nie znalazłam. Więc zaeksperymentowałam - nie obrałam aleosu ze skórki, pokroiłam na małe kawałeczki, zasypałam cukrem, zalałam szklanicą wina i dopełniłam butelkę sześćdziesięcioprocentową wódką kukurydzianą. Wstawiłam na dwa miesiące w kompletną ciemność i...Według dzisiejszych doniesień jest to zdecydowanie najukochańszy alkohol ZB. Sukces! :)
Ciekawe, a jak ona smakuje? Sama czekam na nalewke tzw. Apteczna z cytryn i mleka. Nastawilam na poczatku marca i do polowy kwietnia bedzie stac.:-)
OdpowiedzUsuńTwoja mnie zaciekawila gdyz jest bez cukru bo ja nie przepadam za bardzo slodkimi nalewkami. W mojej aptecznej zmniejszylam ilosc cukru.
Pozdrawiam
Kiara
Przeoczylam cukier :-)
OdpowiedzUsuńKiara