Koleżanka wyjechała z Kunmingu. Pół roku - to tak długo i tak niedługo jednocześnie! Wystarczająco długo, żeby zatęsknić. I stąd zakupy na telefon na gorącej linii Chiny-Portugalia. Które czarki? Które gaiwany? Jaka herbata? Ile kilo?
Nie muszę Wam chyba mówić, że dla mnie to czysta przyjemność. Z rozkoszą poświęcę przedpołudnie albo i cały dzień na herbaciane zakupy i pogawędki ze starymi herbacianymi znajomymi. W Mieście Herbaty życie toczy się niespiesznie; każdy musi znaleźć przecież czas na czarkę herbaty...
Paczka została wysłana i szła sobie powolutku, bo obecnie nawet lotniczość nie zapewnia poczcie szybkiego dotarcia do celu. Ale gdyby problemem było tylko to, jak wolno podróżuje, zacisnęłabym tylko zęby i westchnęła.
Niestety, paczka dotarła na miejsce mocno zdekompletowana - o ponad kilogram lżejsza niż wyszła z mojej poczty, a ceramikę, którą tak ostrożnie zapakowałam, ktoś wyjął z folii bąbelkowej i innych warstw ochronnych, a potem nie chciało mu się już tego z powrotem zapakować i na miejsce dotarła potłuczona. Nie dotarł też niestety prezent ślubny, tak bardzo yunnański i nie do dostania gdziekolwiek indziej...
Znak podwójnego szczęścia wygrawerowany w herbacie miał być prezentem ślubnym. Niestety, został skradziony po drodze. |
Tak obładowana wracałam do domu (miałam jeszcze plecak). |
Takie ceny należą już niestety do rzadkości... |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie anonimowo!
Ze względu na zbyt dużą ilość trolli, musiałam włączyć moderowanie komentarzy. Ukażą się więc dopiero, gdy je zaakceptuję. Proszę o cierpliwość.